Wilkołaki
po dostaniu mapy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Problem w
tym, że nie tylko one. Dallas również gdzieś znikła i chyba
tylko Lily zdawała sobie sprawę z tego co się tak naprawdę stało.
Wizja się spełniła. Teraz tylko trzeba było poinformować o tym
resztę.
Rzecz
jasna nie obyło się bez zebrania. Pojawiły się na nim te
strażniczki, które były w chacie w tą feralną noc. Normalnie
narada odbyłaby się w dużej, lustrzanej sali, ale ze względu na
kawałki szkła „zdobiące” podłogę posiedzenie zostało
przeniesione do biblioteki, której jak się okazało prawie nikt nie
tknął.
Lilian
powiodła wzrokiem po kobiecych twarzach. Na niektórych z nich widać
było ślady walki. Ale nie na to Lily zwróciła szczególną uwagę.
Z twarz strażniczek wyczytać można było wiele emocji. Hilde na
przykład była zła. Kelly gorzej, bo wściekła. Nora i Katherine
wydawały się być zdenerwowane, natomiast Seren była jak zawsze
spokojna. Ze wszystkich zebranych to chyba jednak Tullia znosiła to
najgorzej. Zawsze była wrażliwa, miała zdolność empatii i teraz,
gdy jednej nocy tyle przeżyła była strasznie roztrzęsiona. A w
dodatku odczuwała panujące wśród zebranych nastroje. Ginevra
próbowała ją jakoś uspokoić, ale sama wyglądała na smutną i
zaniepokojoną całym zajściem. Wszystkie z pewnością zastanawiały
się też co mogło się stać z Dallas.
Lily
spojrzała również na swoją przyjaciółkę i zorientowała się,
że Lisa uważnie jej się przygląda. Zazwyczaj wesołe oczy
Elisabeth teraz były chłodne. Uśmiech, który tak często gościł
na drobnej twarzyczce ulotnił się gdzieś. Co więc pozostało?
Czujność i determinacja oraz kilka zadrapań na policzku i nosie.
Lisa
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółka wie
więcej niż inni. Domyślała się też dlaczego wilki tak nagle się
wycofały. Odpowiedź była prosta. Po porostu dostały mapę.
Drzwi
biblioteki otworzyły się i wbiegła przez nie Ena. Nie miała na
sobie szaty strażniczek tylko zwykłe ubranie, a jej czerwone włosy
były rozczochrane. Wyglądała jakby dopiero co wstała z łóżka.
I z pewnością tak było. Dziewczyna rozejrzała się po zebranych.
Jej oczy przeskakiwały z jednej osoby na drugą, zatrzymując się
dłużej na bladej Tulli.
—
Co się stało? —
zapytała Ena.
—
Wilkołaki?
W
tym momencie z ust Kelly posypały się przekleństwa, ale gdzieś
pomiędzy tymi negatywnymi epitetami znalazło się słowo
„wilkołaki”, które jakimś cudem wyłapała Ena.
Dziewczyna
podeszła do stojącej najbliżej drzwi Nory i zażądała wyjaśnień.
Kiedy
strażniczki szeptały między sobą, Lily próbowała ułożyć
sobie w głowie przemówienie jakie zamierzała wygłosić.
—
Ktoś zdradził! —
krzyknęła Kelly, prawie w tym samym momencie, kiedy Lilian
otworzyła usta, gotowa do opowiedzenia wszystkiego.
—
Co ty wygadujesz? —
zwróciła się do niej Ena. —
To niemożliwe!
—
Tak? A niby jak się tu dostali? Ktoś musiał ich wpuścić!
—
Chcesz nam powiedzieć, że kogoś podejrzewasz?
Ginevra,
która zdołała już trochę uspokoić Tullię spojrzała najpierw
na Enę, a później na Kelly.
—
Nie rzucajmy pochopnych wniosków —
powiedziała najstarsza z kobiet. —
Najważniejsze to ustalić co stało się z Dallas i Ellen.
—
Dla mnie to jasne — odezwała
się Kelly, nie odrywając wzroku od Ginevry. —
Nie ma ich, a wilkołaki zadziwiająco szybko się poddały.
Myślicie, że to przypadek? Bo ja myślę, że Dallas została
uprowadzona, a nasza kochana Ellen pomogła w tym wilkom. Ktoś w
końcu musiał ich tu wpuścić.
Ledwie
strażniczka dokończyła, a wśród zebranych przeszedł szmer
niedowierzania i przerażenia. Żadna z nich nie chciała uwierzyć w
to, co mówiła Kelly.
Żadna,
jeśli nie liczyć Elisabeth i Lilian. Obie wiedziały o ewentualnym
porwaniu i obie nie mogły zrobić nic, by temu zapobiec. Nie
zgadzały się z Kelly tylko w jednym – Jasmine pomagającej
wilkołakom.
Lily
popatrzyła na Lisę, a ta tylko skinęła głową. Tak, to chyba był
odpowiedni czas na powiedzenie prawdy. Panna White wzięła głęboki
oddech i przemówiła:
—
Wiedziałam, że tak się stanie. Wiedziałam o porwaniu.
Wszystkie
twarze zwróciły się w stronę Lily.
—
Dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś? Dlaczego nie ostrzegłaś? —
pytała Kelly, a jej głos przybierał na sile. —
Dlaczego kompletnie nic nie zrobiłaś, by temu zapobiec?!
Lily
nie odpowiedziała na jej pytania. Mówiła dalej, jakby Kelly w
ogóle się nie odezwała.
—
Z porwaniem się zgodzę, ale to nie Jasmi... to znaczy Ellen
wprowadziła wilkołaki do chaty.
—
To kto? Może Ena? Z tego co wiem miałaś wrócić wcześniej.
Wspomniana
strażniczka popatrzyła z oburzeniem na Kelly.
—
Chcesz... mi... powiedzieć... że uważasz... MNIE za zdrajczynię?
— wycedziła Ena, zaciskając
pięści.
Ten,
kto spojrzał na jej dłonie z pewnością dostrzegł delikatny dym,
wydobywający się spomiędzy palców. Musiała być naprawdę
wściekła, skoro zaczynała powoli tracić panowanie nad własnym
darem.
W
zaistniałej sytuacji postanowiła wkroczyć Ginevra, która jako
najstarsza powinna zaprowadzić porządek, uspokoić strażniczki i
wyjaśnić wszystko.
—
Dość tego. Nikt nikogo o nic nie będzie oskarżał —
powiedziała Ginevra i zwróciła się do swojej wnuczki. —
Pholmeno, powiedz nam wszystko, co wiesz.
Lily
przez chwilę zastanawiała się od czego zacząć. W końcu
postanowiła, że najlepiej opowiedzieć wszystko od początku. I
powiedziała. Strażniczki dowiedziały się o tym co trapiło Jas i
skłoniło ją do wyruszenia w drogę, usłyszały o wizjach Lily, o
ukrytym pod chatą pomieszczeniu i mapie. Lily wyjawiła, im też
plan Jasmine i pokazała list od niej.
—
Zrobiłam to, o co mnie prosiła, zresztą nie miałam zbyt wielkiego
wyboru, ale nie chcę się usprawiedliwiać. Wilkołaki mają mapę i
ja, im ją dałam.
—
Jesteście nienormalne! I ty i ta cała Ellen! —
wykrzyczała Kelly, która przez całą opowieść Lily nie odezwała
się ani słowem. — Zdrajczynie!
Przez takie jak wy zginęła moja matka!
—
Uspokój się Kelly —
powiedziała Ginevra. — Nerwy w
niczym nie pomogą. Trzeba działać. Lily, masz kopię mapy?
—
Mam.
Wszystkie
strażniczki spojrzały na Lilian, a najstarsza z nich przemówiła:
—
To bardzo dobrze. Rano wyruszymy w drogę. Przygotujcie się. Tylko
bez żadnych kłótni. Powinniśmy współpracować. W końcu
jesteśmy strażniczkami o czym chyba ostatnio zapomniałyśmy.
Dziewczęta
spojrzały po sobie i w milczeniu przytaknęły, a później wyszły
z biblioteki. Zostały tylko Lily, Ginevra i Kelly. Ta ostatnia
podeszła do blondynki i mrużąc oczy wysyczała:
—
Macie pojęcie coście zrobiły?
Lilian
nie odpowiedziała. Parzyła prosto w zielone oczy strażniczki i
widziała w nich tyle złości, że zabrakło jej odwagi, by choćby
drgnąć. Możliwe jest też, że za tym paraliżem stała sama
Kelly.
—
Niedługo wyruszamy. Nie chcesz się przygotować, Kelly?
Teraz
gniewne spojrzenie przeniosło się na Ginevrę, ale ta nie wyglądała
na zbytnio, nim przejętą. Najstarsza strażniczka podeszła w
milczeniu do drzwi i szeroko je otworzyła.
Kelly
zrozumiała ten gest i pomimo wielu negatywnych emocji, które się w
niej kłębiły, opuściła bibliotekę.
Lily
i Ginevra zostały same. Obie patrzyły w ciszy na siebie aż w końcu
dziewczyna nie wytrzymała.
—
Przepraszam babciu — powiedziała. — Wiem, że zawiodłam wasze
zaufanie, ale nie mogłam postąpić inaczej. Ellen jest moją
przyjaciółką. Próbowałam ją przekonać, żeby tego nie robiła,
ale...
Staruszka
zbliżyła się do Lilian i położyła ręce na barkach dziewczyny,
patrząc przy tym prosto w jej oczy.
—
Czasem życie wymaga od nas podjęcia ciężkich decyzji i każda z
nich ciągnie za sobą określone konsekwencje. Mam nadzieję
kochanie, że jesteś na nie przygotowana. I że Ellen też jest na
nie przygotowana.
—
Przepraszam... przepraszam...
Drzwi
za Ginevrą się zamknęły i Lily została sama ze swoimi myślami.
Prośby Jasmine zmieszały się ze słowami Kelly i babci, tworząc w
głowie dziewczyny niesamowity zamęt. Czy oddanie mapy wilkołakowi
to słuszna decyzja? To pytanie dręczyło ją, odkąd przeczytała
list Jas. Jednak teraz było za późno na odpowiedzi. Teraz był
czas na myślenie o konsekwencjach takiego postępku, ale i to
myślenie Lily zdecydowała się zepchnąć na dalszy plan. Tłumacząc
sobie, że zadręczanie się w niczym nie pomoże, a już na pewno
nie zmieni biegu wydarzeń, wyszła z biblioteki i skierowała się
do swojego pokoju.
***
Kiedy
las budził się do życia po minionej nocy, budziła się również
smacznie śpiąca para.
Jasmine,
słysząc donośne burczenie w żołądku swojego towarzysza, powoli
zaczęła otwierać oczy. Jeszcze ziewając wyczołgała się z miotu
i spojrzała na niebo czerwone od wschodzącego słońca. To był z
pewnością jeden z najpiękniejszych widoków jakie zobaczyła w
swym krótkim życiu.
—
Jesteś głodna? — usłyszała pytanie, dochodzące z wnętrza
namiotu.
—
Trochę.
—
To świetnie. Ja pójdę znaleźć nam coś do jedzenia. Mam ochotę
na zająca.
To
co przed chwilą usłyszała Jasmine sprawiło, że dziewczyna
oderwała wzrok od płynących po niebie chmur i spojrzała za
siebie. Jej oczom ukazał się rosły mężczyzna z rozczochranymi
włosami i trzydniowym zarostem, zasuwający namiot. Evan musiał się
zorientować, że strażniczka dziwnie mu się przygląda, bo na
chwilę zamarł z wyrazem głębokiego zaskoczenia na twarzy.
—
No co? — zapytał.
—
Ja chyba zjem tylko batonika.
—
Tak, a później będziesz jęczała, że jesteś głodna. Jeśli nie
pasuje ci zając to mogę upolować coś innego.
—
Eee... dla mnie nie musisz się tak fatygować, naprawdę.
Evan
jeszcze przez kilka sekund był poważny, a później na jego twarzy
pojawił się ogromny uśmiech. Z rozbawieniem pokręcił głową i
szybkim krokiem wkroczył między drzewa.
Kiedy
Jasmine została sama przebrała się i zaczęła zbierać rzeczy. Z
zadowoleniem stwierdziła, że nabiera coraz większej wprawy zarówno
w rozkładaniu i składaniu namiotu.
Nie
minęło wiele czasu, a przed Jas stanął Evan, trzymając w rękach
coś co kiedyś można było nazwać zającem. Jak widać nie
żartował z polowaniem.
—
Daj nóż — powiedział.
Dziewczyna
z wahaniem podeszła do plecaka i wyjęła z niego to, o co ją
prosił.
—
Dzięki — mruknął, kiedy strażniczka podała mu nóż. —
Wolisz zająć się zającem czy iść po drewno na ognisko?
—
Drewno — odparła natychmiast Jas, ruszając w stronę drzew.
***
Lily
w milczeniu kończyła się pakować. Nie zabierała wiele. Kilka
ubrań na zmianę i trochę jedzenia. Zresztą Lisa, która bez słowa
krzątała się po pokoju też postawiła na minimalizm.
Kiedy
obie dziewczyny były już prawie gotowe, ktoś zapukał do drzwi.
Lilian znieruchomiała, bojąc się, że to Kelly. Elisabeth,
natomiast natychmiast utkwiła wzrok w drzwiach, które z cichym
skrzypieniem uchyliły się.
Panna
White odetchnęła z ulgą, widząc twarz i czerwone włosy Eny.
—
Mogę?
—
Jasne, wejdź — powiedziała Lisa.
Ena
przekroczyła próg i powoli przeszła przez pokój, by usiąść na
łóżku Lily.
—
Widziałam Kelly — odezwała się czerwonowłosa. — Jest zła,
ale w końcu jej przejdzie.
—
Tylko, że Kelly w dużej mierze ma rację —
powiedziała Lilian.
—
Ale jej złość niczego nie zmieni. Dziewczyny! W każdej sytuacji
są pozytywne i negatywne strony. Może w końcu uda nam się
powstrzymać wilkołaki. Ellen na pewno bez większych przeszkód
dotrze do drzewa. Oj, nie martwicie się już tak! — mówiła,
zrywając się z łóżka. — Może tego była nam trzeba.
Działania!
—
Wiesz co się stanie, jeśli coś pójdzie nie tak? — zapytała
cicho panna White.
—
Przecież wiedziałaś czym to grozi, prawda? Musiałaś jednak
dostrzec też zalety. Nie można wszystkiego widzieć w czarnych
barwach.
—
Ena ma rację — powiedziała Lisa. — Jesteśmy strażniczkami,
mamy niezwykłe zdolności i chcemy dobrze. Uda nam się. Musimy
tylko współpracować.
No
właśnie. Współpracować —
pomyślała Lily.
—
Zejdźmy na dół, bo pewnie za chwilę będziemy musiały ruszać.
***
Nie
tylko strażniczki szykowały się do drogi. Robili to także Jasmine
i Evan. Właściwie to wszystko już było gotowe. Ognisko zgaszone,
namiot złożony, rzeczy spakowane. Trzeba było tylko spojrzeć na
mapę.
—
Tędy — powiedział wilkołak, wskazując na kilka klonów.
Jas
już pogodziła się z tym, że to właśnie Evan określa kierunek
ich drogi. Przez wspólnie spędzony czas nie rozmawiali o sobie zbyt
wiele, a Jasmine czuła się głupio, wypytując chłopaka o jego
prywatne sprawy. Chociaż, z drugiej strony była strasznie ciekawa
jak wygląda życie wilkołaka.
—
To najdziwniejszy las jaki kiedykolwiek widziałam — powiedziała
strażniczka, próbując jakoś zacząć rozmowę i przy okazji
dzieląc się swoim wcześniejszym spostrzeżeniem.
—
To prawda. Znajdzie się tu mnóstwo różnych gatunków roślin i
zwierząt. Niesamowita mieszanka, niespotykana nigdzie indziej.
—
Dotarłeś kiedykolwiek aż tu?
—
Nie. Wilkołaki nie zapuszczają się w tą część lasu.
—
Dlaczego?
—
Sam nie wiem — mruknął. — Ten las jest ogromny, a ja jakoś nie
czułem potrzeby przeczesania go centymetr po centymetrze.
—
Mogę cię o coś zapytać?
—
Ciągle mnie o coś pytasz, więc niby czemu teraz potrzebujesz
pozwolenia?
Jasmine
przyjrzała się uważnie twarzy Evana. Mimo, że najczęściej
próbował być dla niej miły, dziewczyna dostrzegała w nim coś
zwierzęcego. To „coś” kryło się w jego oczach, ruchach, a
nawet w głosie. Przed oczami pojawiło jej się wspomnienie z ich
kłótni, kiedy to poleciało kilka gałęzi i kamieni. Przez te
kilka sekund widziała w nim prawdziwego wilkołaka.
—
Nie chcę cię zdenerwować ani wyjść na wścibską. Po prostu
jestem ciekawa. Jak to jest być wilkołakiem? Jak to wszystko
wygląda? Czy naprawdę jesteście aż tacy... straszni?
Evan
zmarszczył brwi i odezwał się dopiero po kilku minutach.
—
Za bardzo nie wiem, co mam ci powiedzieć. Dla mnie bycie wilkołakiem
to już coś normalnego. To tak jakbym spytał cię jak to jest być
strażniczką. Nie da się tego prosto zdefiniować. Chcesz wiedzieć
czy naprawdę jesteśmy tacy straszni. Odpowiedź znów nie jest
łatwa. Z wilkołakami jest tak jak z normalnymi ludźmi.
—
Są ci dobrzy i ci źli?
Evan
pokręcił głową i powiedział:
—
Nikt nie jest do końca dobry i do końca zły. Tacy nie istnieją.
Moja mama zawsze powtarzała, że najważniejsze jest to co robimy, a
nie to kim jesteśmy.
Jasmine
przez chwilę milczała, próbując uporządkować sobie w głowie
to, co powiedział Evan. Chłopak miał dużo racji. Nie można sobie
wybrać swojego wyglądu czy rodziców, ale to od człowieka zależy
jak postępuje.
—
Twoja mama jest wilkołakiem? — zapytała w końcu Jas. Zawsze się
zastanawiała czy kobieta też może być wilkołakiem.
—
Nie — odpowiedział z uśmiechem Evan, ale po chwili na jego twarzy
pojawił się smutek. — Żadna kobieta nigdy nie była i nie będzie
wilkołakiem. To przekleństwo dotyczy tylko mężczyzn, choć
kobiety nie raz przez to cierpią.
—
Chyba nie rozumiem. Co masz na myśli?
—
Mam na myśli kobietę zakochaną w wilkołaku albo kobietę, którą
wilkołak wykorzystał do urodzenia mu potomka.
Jasmine
zatrzymała się nagle. Z niewiadomych przyczyn zwrot „kobietę,
którą wilkołak wykorzystał do urodzenia mu potomka” skojarzył
jej się z gwałtem. Przed oczami pojawiła jej się wizja ciemnego
lasu, zapłakanej dziewczyny i twarzy jakiegoś obrzydliwego,
brodatego wilkołaka. Jas potrząsnęła głową, starając się
pozbyć z niej tych dziwnych obrazów. Poczuła, że robi jej się
niedobrze i natychmiast wsparła się o pień drzewa.
—
Dobrze się czujesz? — zapytał Evan, podchodząc do strażniczki.
— Zbladłaś.
Kiedy
wilkołak znalazł się na tyle blisko, by dotknąć jej, wyciągając
rękę, Jas ogarną niepokój. Przed oczami znów miała przerażoną
i zapłakaną dziewczynę.
Evan
spojrzał w niebieskie oczy Jasmine i dostrzegł w nich lęk. Co ją
tak przestraszyło? Wilkołak delikatnie dotknął jej ramienia.
Chciał ją jakoś podnieść na duchu albo chociaż zrozumieć co
wywołało u niej strach. Co on takiego powiedział?
Jasmine
czując dotyk Evana natychmiast się spięła i starała odsunąć.
Chłopak zauważył to i cofnął rękę oraz zapewnił większy
dystans między nimi.
—
Boisz się mnie? — zapytał zdziwiony.
Wilkołak
nie sądził, że to on może być powodem tego lęku w jej oczach.
Wydawało mu się, że chociaż trochę przekonał ją do siebie.
Czyżby się mylił, a za jej niechęcią do niego stał strach?
—
W jaki sposób wilkołaki wykorzystują kobietę, by ta im urodziła
potomka? Co miałeś na myśli, mówiąc to?
A
więc o to jej chodziło — pomyślał
Evan. — Boi się, że wilkołaki zmuszają kobiety do...
Chłopak
przez chwilę zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Jak jej jeszcze
bardziej nie przerazić? To o czym myślała strażniczka wiele nie
odbiegało od rzeczywistości. Evan pomyślał o swoim zabitym
przyjacielu Brianie. Jego matka została porwana. Gdyby nie ojciec
Briana, chłopak wcale, by się nie narodził. Porywania i gwałty
zdarzały się i to nierzadko. Tylko co on ma powiedzieć
strażniczce?
Jasmine
nie ruszyła się z miejsca, ciągle czekając na odpowiedź.
—
Chcesz wiedzieć czy zdarza się, że wilkołak zmusza kobietę do
współżycia?
Jas
skinęła głową.
—
Wilkołaka można spłodzić tylko i wyłącznie w czasie pełni
księżyca, ale odpowiedź na twoje pytanie brzmi... tak.
Serce
Jasmine zabiło szybciej. Las, zapłakana dziewczyna, wilkołak... to
wszystko mogło się zdarzyć.
—
A twoja mama? — zapytała Jas.
Pewnie
to nie było zbyt taktowne ani odpowiednie pytanie, ale dziewczyna
chciała znać na nie odpowiedź.
—
Ona należała do pierwszej kategorii kobiet. Zakochała się.
Jasmine
odrobinę ulżyło. Oderwała się w końcu od drzewa i zdołała
ruszyć dalej.
—
Jak się nazywa?
—
Gwen. Była wspaniała.
—
Była? To znaczy, że...
—
Że już nie żyje — dokończył Evan.
—
Przykro mi — powiedziała Jasmine, czując się bardzo głupio, że
weszła z butami w życie chłopaka i do tego sprawiła mu przykrość.
Czasami jej ciekawska natura przekraczała wszystkie granice.
—
To było dawno. Miałem, wtedy osiem lat.
Strażniczka
spuściła głowę. Wilkołak pomyślał, że pewnie czuje się
winna. Już miał się odezwać, gdy wydało mu się, że usłyszał
ciche: przynajmniej ją poznałeś. Naprawdę to powiedziała czy
jego zmysły płatały mu figle?
Jak widzicie wyżej pojawił się nowy rozdział. Szczerze mówiąc poprawiałam go nie raz i dalej nie jestem w 100% z niego zadowolona. Kolejny rozdział już się pisze i mam nadzieję, że wkrótce go skończę.
Mam do Was pytanie moi drodzy czytelnicy: Jak Wy widzicie strażniczki? Chodzi mi o ich postępowanie i wywiązywanie się ze swoich obowiązków.
Właśnie jestem w fazie przemyślanina całej historii i ciekawi mnie Wasze zdanie.
Hmm... moim zdaniem ta Katie czy jak jej tam trochę przesadza i jestem ciekawa jej historii, no i wolałabym, aby były bardziej nieustraszone, ale nie do przesady. Ciekawi mnie ta historia i nie mogę się doczekać końca, chodź jednocześnie go nie che ;) Podoba mi się twój styl pisania :) Czekam z niecierpliwością na kolejny :D
OdpowiedzUsuńhttp://redloria.blogspot.com/
W końcu nowy rozdział. Moim zdaniem Kelly miała dużo racji. W końcu zadaniem strażniczek jest bronienie drzewa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce zdarzy się coś dzięki czemu strażniczki pokażą na co je stać. A i zaciekawiłaś mnie wątkiem o mamie Evana.
Pozdrawiam.
Jagoda
Nareszcie kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać. U mnie też nowy rozdział i nowy szablon http://historiataylor.blogspot.com/ Liczę, że zajrzysz. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny.