poniedziałek, 6 stycznia 2014

37. Pełnia

Evan spojrzał na strażniczkę sponad mapy i powiedział:
— Jeszcze zostały nam jakieś dwa dni drogi.
Jasmine rozejrzała się dookoła. Wszędzie rosły drzewa, krzaki i inna zielona roślinność. Wzięła od Evana mapę i schowała ją.
— Ciekawe, kiedy strażniczki do nas dołączą. Oby się nie spóźniły.
— Nie spóźnią się — odparła Jasmine. — Nie mogą się spóźnić.
Wilkołak przyjrzał się dziewczynie. Była blada, miała podkrążone oczy i chyba schudła. Zmęczenie odbijało się nawet w jej niebieskich oczach.
— Wszystko będzie dobrze — pocieszył ją i wskazał drogę, którą powinni się kierować.
Szli pewnie pół godziny w całkowitym milczeniu, kiedy to Jasmine postanowiła zacząć temat, który ją jednocześnie niepokoił jak i ciekawił.
Dzisiaj w nocy będzie pełnia. Co się, wtedy dzieje z wilkołakami?
Evan, słysząc to pytanie, spiął się, zacisnął dłonie na ramiączkach plecaka, ale postanowił i odpowiedzieć. Jasmine powinna wiedzieć.
Zwykle zmieniamy się w wilki, kiedy tylko chcemy. Podczas pełni musimy się zmienić. No wiesz... nie mamy wyboru.
To znaczy, że dzisiaj w nocy zmienisz się w wilka?
Głos strażniczki był zaskakująco spokojny i chłopak nie wiedział czy ta myśl ją przeraża, czy nie. Jego przerażała. Nie znosił przybierać postaci wilka, ale nie to było dla niego najgorsze podczas pełni.
To nie wszystko, Jasmine. Zwykle, kiedy nie jesteśmy ludźmi wciąż myślimy jak ludzie. Trochę inaczej to wygląda podczas pełni.
To znaczy?
Kierują nami zwierzęce instynkty, budzi się bestia. Robimy się agresywni i spragnieni... krwi, mięsa.
Jasmine zadrżała, a Evan usłyszał jej przyspieszone bicie serca i szybszy oddech. Podejrzewał, że głównym powodem tego nie był marsz, ale to co usłyszała dziewczyna.
To znaczy, że... nie będziesz sobą? Co będziesz chciał zabić? Co ze mną? Będziesz chciał kogoś zabić? Możesz, wtedy zabić... mnie?
Strażniczka zasypywała Evana pytaniami. Chłopak czuł, że jeszcze chwila, a wpadnie w histerie. Musiał ją jakoś uspokoić, dlatego zbliżył się do niej i powiedział:
Zatrzymajmy się na chwilę.
Przed nami jeszcze długa droga. Nie mamy czasu — mówiła Jasmine, starając się nie patrzeć w jego stronę.
Tylko chwilę.
Kiedy dziewczyna stanęła, Evan położył dłonie na jej ramionach. Była spięta i patrzyła w jakiś punkt poza wilkołakiem.
Wieczorem po rozbiciu namiotu, spędzę noc w lesie. Sam. Z daleka od ciebie. Nic ci się nie stanie.
Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić, ale wtedy nie będziesz sobą i...
Ucieknę jak najdalej będę mógł. Zaszyję się gdzieś i postaram się to wszystko przeczekać.
— A co, jeśli natkniesz się na strażniczki albo na inne wilkołaki?
— Strażniczki są daleko za nami, a z innymi wilkołakami sobie poradzę.
— A co, jeśli inne wilkołaki mnie znajdą?
— Jesteśmy daleko. Tu żadne obce wilkołaki się nie zapuszczają, a te z mojego obozu też są jeszcze za daleko.
— Nie podoba mi się to wszystko — powiedziała Jasmine, zdejmując ręce Evana. Wyminęła go i stanęła plecami do niego.
— Nic na to nie poradzę. To nie moja wina, to kim jestem — zdenerwował się wilkołak.
— Wiem — wyszeptała dziewczyna. — Chodźmy już.
— Dobrze. Tamtędy.
***
— To tutaj — powiedziała Ginevra.
Oczom strażniczek ukazało się duże jezioro, otoczone gęstą roślinnością, przez którą bardzo trudno byłoby się przedrzeć. Wokół panowała grobowa cisza. Nie zakłócało jej żadne zwierze ani nawet podmuch wiatru.
— Nie podoba mi się to miejsce — powiedziała Tullia.
— Wcale nie musi ci się podobać — odparła Kelly, a później zwróciła się do Ginevry. — To gdzie te przejście?
— Chodźcie za mną.
Strażniczki ruszyły za najstarszą z obrończyń Drzewa. Zbliżały się do części lasu, która porośnięta była kolczastą roślinnością.
— Mamy tamtędy przejść? — zapytała Elisabeth, patrząc na Ginevrę, jakby ta właśnie oszalała.
— Więcej wiary. Nie wierzysz w magię? — zaśmiała się Ena.
Kiedy wszystkie stały przed kolczastym murem, babcia Lilian wyszeptała jedno słowo:
— Aperi.
Gałęzie rośliny rozsunęły się, pokazując niedużą przestrzeń pokrytą piachem.
— Wygląda to na ruchome piaski — odezwała się Hilde, odrywając dłoń od zabandażowanej ręki.
— Bo to są ruchome piaski, ale nie, nie znowu takie zwykłe. To nasze przejście. Wystarczy wejść i poczekać aż nas pochłonął. Tak znajdziemy się pod ziemią. Tunel, który tam znajdziemy, zaprowadzi nas w okolice Drzewa.
— Jesteś pewna? Ktoś korzystał już z tego przejścia? — zapytała Kelly.
— Myślisz, że wysłałabym nas na śmierć? To przejście tylko dla strażniczek. Zostało stworzone po to byśmy mogły szybciej znaleźć się przy Drzewie, by je ochronić.
— W porządku. Tylko się upewniałam — powiedziała Kelly, wzruszając ramionami.
Strażniczki spojrzały po sobie i powoli zaczęły zanurzać się w piachu. Lilian czuła jak serce tłucze jej się w piersi. Była unieruchomiona. Nie mogła poruszyć nogą. Rozejrzała się zaniepokojona. Kelly wyglądała na spokojną, Tullia miała zamknięte oczy, Nora zapadła się już po pierś, Ena rozglądała się z zaciekawieniem, a Elisabeth patrzyła prosto na Lilian. Dziewczyna uśmiechnęła się blado do przyjaciółki i w tej samej chwili poczuła jak ciężar piachu przygniata jej pierś. Ogarnęła ją panika.
Boże, nie mogę oddychać. Babcia się pomyliła. To nie może być przejście. Umrzemy.
Lilian spróbowała poruszyć rękami, ale i je obezwładnił piach. Chciała krzyknąć, ale brakowało jej tchu. Usłyszała czyjś pisk, przed oczami zrobiło jej się ciemno. Straciła przytomność.
***
— Zatrzymajmy się tutaj — powiedział Evan. — Zostały nam jakieś trzy godziny do zmierzchu.
Jasmine zgodziła się i zaczęła wyjmować części namiotu. Z pomocą Evana rozłożenie go poszło błyskawicznie. Później razem zebrali drewno, rozpalili ognisko i przygotowali posiłek.
— Powinienem się zbierać — odezwał się wilkołak, odstawiając pustą miseczkę na bok. — Zgaś niedługo ognisko, zasuń namiot i prześpij się trochę. Wrócę najszybciej, kiedy tylko będę mógł.
Jasmine patrzyła jak chłopak wstaje i nawet na nią nie patrząc, kieruje się w stronę drzew.
— Poczekaj! — krzyknęła strażniczka, zrywając się na równe nogi.
Wilkołak zatrzymał się, ale nie odwrócił. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy Jasmine do niego podbiegła.
— O co chodzi?
Nie chce, żeby ci się coś stało. Nie chce, żebyś podczas pełni zrobił coś, czego później będziesz żałował. Uważaj na siebie. Martwię się o ciebie, bo jesteś sympatycznym chłopakiem, który próbuje mi pomóc przetrwać w tym okropnym lesie. I wcale nie uważam, że jesteś potworem. Wróć do mnie szybko. — Tyle chciała mu powiedzieć, a przez gardło przeszło jej tylko głupie pytanie:
— A co, jeśli nie będziesz mógł odnaleźć tego miejsca?
— Mam niezły węch i słuch — uśmiechnął się Evan. — Znajdę cię nawet z zamkniętymi oczami.
— No tak. — Pokiwała głową strażniczka i nagle znalazła się w ramionach chłopaka.
Evan przytulił ją delikatnie. Pięknie pachniała. Kwiatami, co było dziwne, bo nie zauważył, by używała perfum. Wilkołak czuł nie tylko jej zapach. Słyszał bicie jej serca. Wydawało mu się, że odrobinę przyspieszyło. Chciałby jej nie wypuszczać, ale musiał iść. Tej nocy stanowił zagrożenie dla każdej żywej istoty.
Jeszcze tylko chwilę — postanowił. — Jeszcze chwila i odejdę.
Jasmine poczuła ciepły oddech chłopaka na swojej szyi i usłyszała:
— Uważaj na siebie.
Nagle ręce Evana zniknęły, a strażniczka patrzyła jak wilkołak znika wśród drzew.
Jasmine zgasiła ognisko i zamknęła się w namiocie. Spróbowała zasnąć, ale nie mogła. Mimo tego, że szczelnie otuliła się kocem, było jej zimno. Dziwnie się czuła, kiedy nie słyszała tuż obok spokojnego oddechu Evana. Może to było głupie, ale już zdążyła za nim zatęsknić. Chyba za bardzo się przyzwyczaiła do jego obecności i teraz czuła się samotna w tym wielkim lesie. Zamknęła oczy i spróbowała liczyć owce. Podobno to pomaga.
Jeden baran, drugi baran, trzeci baran, czwarty baran, piąty... dwudziesty wilk.
Jasmine podniosła się raptownie, próbując zaczerpnąć więcej powietrza. Rozejrzała się zdenerwowana po namiocie. Zasnęła i miała sen. Nie sen, wizje. Widziała Evana jako wilkołaka. Walczył z innym i został ciężko ranny. Strażniczka odrzuciła koc na bok i założyła bluzę. Nie wiedziała, czy to, co się jej przyśniło miało miejsce niedawno, czy nie. Ale musiała znaleźć Evana, upewnić się, że nic mu nie jest. Kiedy założyła buty, zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu latarki. Ledwo ją znalazła, a już stała na dworze.
Księżyc z całą pewnością był w pełni, a jego blask przebijał się przez korony drzew. W oddali pobrzmiewało pohukiwanie sów.
Jasmine włączyła latarkę i starała przypomnieć sobie, w którą stronę poszedł Evan. Po chwili wahania postanowiła iść w stronę akacji. Wydawało jej się, że to dobra droga. Mijała kolejne drzewa i krzewy. Brnęła, przez sięgające kolan paprocie, coraz bardziej oddalając się od namiotu. Nie wiedziała czy idzie w dobrą stronę, nie wiedziała, czy nie zabłądziła. Zaczynała nawet wątpić, że wydarzenia ze snu miały miejsce tej nocy. Pohukiwanie sów powoli stawało się cichsze. Jasmine słyszała głośne bicie własnego serca. Zaczęła żałować, że opuściła namiot. Ale z drugiej strony przecież chodziło o Evana.
W tym samym czasie, kiedy strażniczka błąkała się po lesie, wilkołak właśnie kończył swój posiłek. Trącił nosem to, co zostało z sarny i odszedł. Głód zelżał. Bestia odrobinę się uspokoiła, ale teraz nabrała ochoty na zabawę. A najlepszą zabawą było polowanie. Dla wilkołaka nie było nic przyjemniejszego niż pogoń za ofiarą, słuchanie przerażonego bicia serca, krzyk albo w ostateczności jakiś zwierzęcy odgłos, który wydawała, kiedy oprawca rozszarpywał jej gardło. Wilkołak właśnie poczuł zapach kolejnego nieszczęśnika i zaczął biec. Jeśli jego nos nie kłamał, a raczej tego nie robił, to właśnie złapał trop rysia. Właściwe bestia liczyła na coś większego, ale wybredność nie leżała w jej naturze.
Evan szybko pokonywał drogę, jaka dzieliła go od celu. Zręcznie przeskakiwał przez krzaki czy pnie wywróconych drzew. Nagle zatrzymał się, zgubił trop. Wiatr zmienił kierunek. Do nozdrzy wilkołaka dotarła słodka woń kwiatów zmieszana z ziemią, liśćmi i ludzka krwią. Wilk zawył z radości. Czas zacząć prawdziwą zabawę.
Jasmine nie miała pojęcia, ile czasu kręciła się po lesie. Wiedziała za to, że jest zmęczoną i zupełnie głupią dziewczyną, która myślała, że zrobi coś dobrego i ruszy na ratunek wilkołakowi. Teraz była pewna, że go nie znajdzie, a wydarzenia ze snu z pewnością należą do dalekiej przeszłości.
Kiedy już miała się zwyczajnie podać, usiąść i czekać nie wiadomo na co, usłyszała znajome pohukiwanie sów. Kierowana resztką nadziei, poszła w stronę, z której ono dochodziło. Snop światła z latarki oświetlił drzewo, które przypominało akację. Drzewo, które Jasmine już widziała i to całkiem niedawno. Udało jej się znaleźć drogę powrotną do namiotu. Chwiejnym krokiem, wykończona wędrówką po lesie i nieprzespaną nocą, ruszyła w stronę akacji. Właśnie, wtedy go usłyszała.
Sowy zostały zagłuszone wyciem wilka. Było ono głośne i z pewnością dochodziło gdzieś z okolicy. Jasmine przełknęła głośno ślinę i poczuła jak dreszcz przenika jej ciało. To był koszmar, w którym dziewczyna stara się biec, uciec przed niebezpieczeństwem, ale nie może. Nogi Jasmine protestowały. Jej serce, za to podwoiło swoje wysiłki, pompując więcej tlenu. Adrenalina też zadziałała. Dziewczyna skupiła się na dotarciu do namiotu. Ale była za wolna.
Z tyłu usłyszała trzask łamanej gałęzi, szelest liści i sapanie zwierzęcia. Strażniczka oparła się o pień drzewa akacji. Udało się do niej dotrzeć, ale to było za mało. Jasmine powoli odwróciła się w stronę wilkołaka. Poznała go od razu. Śnił jej się tej nocy. Myślała, że jest ranny i potrzebuje pomocy, ale się myliła. Był całkowicie zdrowy, a jego brązowe oczy lśniły od żądzy mordu.
— Evan — wydusiła przez ściśnięte gardło. — To ja, Jasmine. Pamiętasz mnie?
W odpowiedzi usłyszała tylko groźne warknięcie, które chyba można było uznać za „nie”.
— Wędrowaliśmy razem przez ostatnie... właściwie to straciłam rachubę, ale chcesz mi pomóc dotrzeć do Drzewa. Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. Strasznie głupio postąpiłam, idąc do lasu, ale miałam wizję. Myślałam, że potrzebujesz pomocy.
Wilkołak zrobił krok do przodu i odsłonił zęby. Jasmine odsunęła się od drzewa i zaczęła iść tyłem. Gdzieś tam był namiot.
— Evan. Evan! Posłuchaj mnie. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nie byłam za bardzo miła, ale... Pomagałeś mi. Dzięki tobie nie zgubiłam się w lesie, pomogłeś mi przejść przez jezioro. Zbieraliśmy razem drewno, rozkładaliśmy namiot, przyrządzaliśmy posiłki.
Ostatnie dwa słowa sprawiły, że wilkołak zrobił kolejny krok do przodu. Dziewczyna była przerażona. Widział to w jej oczach, słyszał to w jej głosie, biciu serca, oddechu. Czuł to nawet w jej zapachu. Ciekawe jak będzie krzyczeć.
— Musisz sobie przypomnieć. Evan! Wiem, że gdzieś tam jesteś. Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. Pamiętasz jak się dzisiaj rozstaliśmy? Jak mnie przytuliłeś? Jak prosiłeś, żebym uważała na siebie? Nie zrobiłbyś tego, gdybyś chciał mnie skrzywdzić. Wiem, że dasz radę i zwalczysz w sobie bestię. Jesteś człowiekiem, Evan! Jesteś dobrym człowiekiem! Ja...
Jasmine nie dokończyła, bo wilkołak podbiegł i skoczył, przewracając ją na ziemię. Siła uderzenia sprawiła, że z płuc strażniczki uszło prawie całe powietrze. Silne łapy wilka przygniatały ją do podłoża, więc nie mogła wstać ani wziąć odpowiednio dużego oddechu, który dostarczyłby organizmowi potrzebnego tlenu.
Do uszu dziewczyny dobiegło warknięcie. Spojrzała w oczy wilka i wiedziała, że umrze. To był jej koniec. Zabiła ją jej własna lekkomyślność.
— To nie twoja wina. Ty jesteś dobry. Wybaczam ci. Dziękuję za wszystko.
Evan nie wiedział, co dokładnie sprawiło, że w kawałku mięsa dostrzegł dziewczynę, której nie chciał skrzywdzić. Nagle przypomniał sobie wszystko. To jak wracała do domu przed burzą, obrzęd, w którym została uznana za strażniczkę, ich rozmowę w lesie, jej strach przed wodą, to jak rzuciła mu kanapkę z szynką. Jego wspomnienia powoli zaczynały przybierać inny obrót. Widział jej uśmiech, niebieskie oczy, rozwiane na wietrze włosy, jej smukłą szyję, jasną skórę, zarumienione policzki, klatkę piersiową unoszącą się raz po raz, kiedy spokojnie oddychała podczas snu. Przypomniał sobie jak wymawiała jego imię, jak biała sukienka przylgnęła do jej ciała, kiedy wyszli z jeziora, jak ciepła była w jego ramionach, jak pachniała kwiatami.
Bestia uśmiechnęła się. Już nie była głodna, a w każdym razie, nie chciała mięsa ani krwi. Polowanie też już się jej znudziło. Teraz czas na inną zabawę.
Jasmine ze zdziwieniem zorientowała się, że może oddychać, że żyje. Otworzyła oczy i nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
Nad nią stał pół wilkołak – pół człowiek o posturze człowieka, ale chyba miał szersze barki i kilka dodatkowych centymetrów wzrostu niż „zwykły” Evan. Jakby tego było mało, miał dłuższe włosy, brodę i owłosione ręce. Nie był już wilkiem. Nie był też normalnym człowiekiem. Był Evanem, ale i nie był nim. Tak naprawdę tylko jego kolor oczu, utwierdzał Jasmine w przekonaniu, kim jest istota, z którą ma do czynienia. Tylko że te oczy patrzyły na nią w niepokojący, dziki sposób.
— Evan?
Wilkołak nie odpowiedział. Za to z niezwykłą zręcznością podniósł dziewczynę i pobiegł z nią w stronę namiotu. Tam bezceremonialnie rzucił ją na koce, przez co krzyknęła zaskoczona. Evan pochylił się nad nią i zaatakował jej usta. Rozchylił wargi strażniczki w brutalnym pocałunku, nie dając jej możliwości odsunięcia się od niego. Jedną dłonią przytrzymywał jej brodę, a drugą odsuwał zamek bluzy.
Jasmine, która przez chwile nie miała pojęcia co się dzieje, w końcu zrozumiała do czego dąży wilkołak. Odepchnęła jego dłoń i przerwała pocałunek, odwracając głowę na bok. Wtedy poczuła jego brodę na swojej szyi. Całował ją, kiedy jedna z jego rąk, podciągała koszulkę dziewczyny do góry.
— Co ty wyprawiasz?! Przestań! Przestań natychmiast! — krzyczała strażniczka i biła go wszędzie tam, gdzie tylko mogła dosięgnąć.
Z gardła wilkołaka wydobył się głośny warkot i obie ręce Jasmine znalazły się nad jej głową, unieruchomione przez jedną dłoń Evana, a wszelkie protesty zostały stłumione przez jego usta.
Kiedy już zaczynało brakować strażniczce tchu, wilkołak przerwał pocałunek.
— Zostaw mnie. Błagam cię, Evan. Puść mnie — mówiła Jasmine, czując jak łzy spływają jej po policzkach.
W wyglądzie wilkołaka znów coś się zmieniło. Spojrzał na strażniczkę, tak jakby ją właśnie rozpoznał i przeraził się tym, co chciał jej zrobić.
— Jasmine — powiedział niskim głosem.
— Evan, proszę.
Wilkołak uwolnił ręce dziewczyny, odsunął się od niej i wydostał się szybko z namiotu.
Jasmine otarła łzy i odetchnęła głęboko, starając się uspokoić. W końcu na czworaka podeszła do wyjścia namiotu, unosiła materiał i zobaczyła, że nadszedł świt.





2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Podoba mi się jak przechodziłaś z jednej akcji do drugiej, napięcie w tym rozdziale było namacalne i mi samej serce przyśpieszyło przy czytaniu :) Teraz będe z niecierpliwością czekać na kolejny. Naprawdę bardzo mi się podobał ten rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    http://redloria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz. Wchodziłam już na takie blogi gdzie autorzy pisali historie, ale w większości były nudne, ten jest całkiem inny!
    Zapraszam do mnie na: issa-bela.blogspot.com <------ u mnie również konkurs na post promujący - Zapraszam

    OdpowiedzUsuń