Była czwarta nad ranem. Za oknem powoli noc
ustępowała dniu. Jasmine siedziała przy zapalonej świecy kończyła pisać list, który miała dostać Lily. Były w
nim wskazówki jak dostać się do pomieszczenia ukrytego pod chatą i co powinna
zrobić dziewczyna, gdy wilkołaki się tu zjawią. Jas zamierzała ukryć ten list w
bibliotece licząc na to, że Lily to przewidzi.
Kiedy skończyła pisać ostatnie zdanie, włożyła kartkę do koperty i
wyszła z pokoju zabierając ze sobą świecę.
Wszędzie panował spokój i cisza. Z pewnością
wszystkie strażniczki spały, nawet nie podejrzewając co robi Jasmine.
Dziewczyna zeszła powoli schodami na dół. Starała się nie robić żadnego hałasu.
Nagle stanęła i z niepokojem zerknęła na korytarz prowadzący do pokoju Kelly.
Czy aby
ona na pewno śpi? ―
pomyślała podenerwowana. ― Tak, na pewno.
Przecież jeszcze wcześnie. Nikt nie wstaje o tej porze, prawda?
W końcu postanowiła ruszyć się z miejsca. Bez
problemu dotarła do biblioteki i zniknęła między regałami po brzegi
wypełnionymi książkami. List schowała w jednej ze starych ksiąg oprawionych
skórzaną okładką. Tytuł na niej głosił: ,,Dzieje rodu White’ów”.
Jasmine przekonując się w duchu, że Lily znajdzie
list wyszła z biblioteki i skierowała swoje kroki w stronę schowka pod
schodami. Wciąż nikogo nie spotkała. Cisza.
Cisza
przed burzą
― szeptała podświadomość.
Schowek wyglądał tak jak zwykle. Wszystko
dobrze. Odsunąć dywan, włożyć medalion, otworzyć klapę i zejść na dół. Nic
trudnego. Wąski i ciemny korytarz już był dobrze znany Jas, ale mimo to
dziewczyna strasznie się denerwowała. Świeca w jej ręce się trzęsła, a
wyobraźnia podsuwała różne, możliwe
sceny, w których jej plan legnie w gruzach. Plecak schowany był w kącie
tego samego pomieszczenia, gdzie ukryta była mapa i księgi. Jasmine założyła go
na plecy. Był ciężki. Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, że nie
będzie dała rady go dźwigać zbyt długo.
Dasz radę,
dasz radę
― powtarzała sobie.
Droga powrotna była męczarnią. Jas musiała wiele
się natrudzić, by przejść z tym bagażem na plecach i w długiej, białej szacie wąskim
korytarzem. Co chwilę schylała się, zginała nogi, podciągała suknie,
przeciskała się, a to wszystko, by wreszcie znaleźć się z powrotem w schowku. Kiedy to wreszcie się
stało Jasmine przez chwilę siedziała, oddychając ciężko i próbując zebrać siły.
W końcu wstała i powoli, ostrożnie wychyliła
głowę. Na korytarzu nikogo nie było. Jasmine kierowała się powoli w stronę wyjścia.
Otwierane drzwi zaskrzypiały cicho, a dziewczyna wstrzymała oddech. Bała się, że ktoś ją mógł ją usłyszeć.
Odczekała chwilkę, zanim postanowiła ruszyć dalej.
― Jas. ― Rozległ się szept.
Serce Jasmine zabiło szybciej. Znieruchomiała
próbowała zachować spokój i jasno myśleć.
― Zaczekaj Jas.
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie do kogo należał
ten głos. Jasmine odwróciła się i zobaczyła niewysoką postać, ubraną w krótkie
spodenki i bluzkę na ramiączka. Jej jasne włosy w lekkim nieładzie opadały na
plecy i ramiona. Płomień świecy, trzymanej w dłoni oświetlał jej twarz. Jas
natychmiast poznała Lily.
― Co ty tu robisz? ― zapytała Jasmine z rozdrażnieniem.
Nie dość, że przez nią najadła się strachu to
ktoś mógłby je zauważyć. Jas powinna natychmiast ruszyć w drogę, a nie wdawać
się w przyjacielskie pogawędki.
― Wiedziałam, że dzisiaj będziesz chciała iść.
Przyszłam ci powiedzieć, że przed chwilą miałam sen, a właściwie wizje.
Jas poczuła ucisk w żołądku. To był lęk. Coś
może pójść nie tak?
― Co widziałaś? ― zapytała zaniepokojona.
― Na początku widziałam ciebie w lesie.
Rozmawiałaś z kimś. To był mężczyzna. Nie wiem dokładnie jak wyglądał,
widziałam go z daleka, ale chyba ubrany był w ciemny płaszcz.
― Wilkołak ― wyszeptała Jas.
Lily nie potwierdziła tylko kontynuowała dalej:
― Później wizja się zmieniła. Wilkołaki były w
chacie. Któraś z nas, nie mam pojęcia, która dała wilkom mapę.
― Opisz dokładnie co widziałaś ― rozkazała
przejęta Jas.
― Widziałam ciemne pomieszczenie, kilka
świeczników, stół na którym były dwie szkatuły i dwie księgi. Strażniczka była
ubrana w nasz tradycyjny strój i miała kaptur na głowie. Naprawdę nie wiem, kto
mógł dać… Wilkołak był tylko jeden. Wysoki i umięśniony. Czarne oczy i włosy.
Był tu już kiedyś. Włamała się razem z tym młodszym. To jemu strażniczka dała
mapę.
Po tych słowach nastała dłuższa chwila, w której
żadna z nich nic nie mówiła.
― Jas ― odezwała się w końcu Lily. ― Jest wśród
nas zdrajca.
― Lily, posłuchaj mnie uważnie ― zaczęła
Jasmine. ― Idź do łóżka, a rano do biblioteki. Tam poszukaj ważnej dla ciebie
książki w środku coś znajdziesz. Musisz to zrobić.
― Ale co? ― spytała zdezorientowana.
Lilian wciąż nie mogła dojść do siebie po tym
śnie. Ktoś był zdrajcą, a ona nie wiedziała kto. Wilkołaki zdobędą mapę, a ona
nie miała pojęcia jak temu zapobiec. Może powinna komuś o tym powiedzieć. Może
babci. A do tego wszystkiego dochodziła Jas. Czego ona jeszcze od niej chciała?
Przecież będzie ją kryć. Co jeszcze?
― Nie mogę ci teraz nic więcej powiedzieć. To co
będziesz musiała zrobić jest bardzo ważne. Może ci się nie spodobać, ale musisz
to zrobić. Inaczej mój plan się nie uda, wyruszę na darmo. Musisz mi obiecać,
że zrobisz to, o co cię poprosiłam.
Jasmine wpatrywała się w twarz Lily i widziała w
jej oczach, że dziewczyna bije się z myślami. Lilian nie wiedziała, o co chodzi
i to ją frustrowało, a do tego te wizje. Jas musiała wymusić na niej tę
obietnicę.
― Jesteś moją przyjaciółką, ufam ci i tylko ty
możesz mi pomóc.
― Martwię się o ciebie ― wyszeptała Lily ze
zbolała miną.
Jasmine uśmiechnęła się w duchu. Tak, to było
to. Zaraz się zgodzi.
― Bez ciebie sobie nie poradzę.
Lily westchnęła ciężko, popatrzyła w oczy
przyjaciółki i skinęła głową.
― Dobrze, obiecuję. Zrobię wszystko cokolwiek,
by to nie było.
― Dziękuję ― powiedziała Jas, uśmiechając się do
Lilian.
Dziewczyny przytuliły się i wyszeptały słowa
pożegnania. Kiedy znów się zobaczą?
***
Evan biegł lasem. Odgłos łap tłumiły liście i
trawa. Dzisiejszej nocy był na polowaniu i najadł się do syta. Od dwóch dni
patrolował okolicę i sądził, że jeszcze to trochę potrwa. Nie potrzebowali go w
obozie. Teraz Pani była wściekła i razem z Torinem szykowali kolejne włamanie
do chaty. Te miało być udane.
Taa, ciekawe co z tego wyjdzie ― pomyślał
wilkołak.
Jeśli miał być szczery nie wierzył w powodzenie
planu. Jeśli pierwszy raz nie wypali to dlaczego drugi miałby? A no tak. Teraz
pójdzie ich więcej. Tylko co z tego, skoro strażniczki zamknęły się w swojej
fortecy i są jeszcze bardziej ostrożne niż wcześniej? Tak naprawdę wcale nie
chciał, by im się udało. Zabili Briana. Ktoś powinien dać im nauczkę. Zwłaszcza
Jej.
Wilk potrząsną łbem i pobiegł jeszcze szybciej.
Nie chciał teraz myśleć o zamordowanym przyjacielu, bo gdy o nim myślał
powracały inne wspomnienia. Jeszcze
bardziej bolesne.
Nagle wiatr zmienił kierunek. Evan wciągnął
nosem powietrze i poczuł słodki zapach. Jego łapy same go za nim prowadziły. Gdzieś
w okolicy był człowiek.
Niedługo dostrzegł kogoś między drzewami. Nie
było to wcale trudne. Osoba ta ubrana była w biały stój i dźwigała wielki
plecak. Evan od razu stwierdził, że to dziewczyna, ale nie byle jaka. To
strażniczka.
Schował się w zaroślach. Obserwował jak wiatr
zwiewa z głowy jej kaptur i bawi się czarnymi włosami. Natychmiast ją poznał.
Widział ją nie raz. W chacie podczas rytuału, później jak wyglądała przez okno,
jeszcze później jak szła przez miasto, uciekając przed burzą. Znał ją i nie
znał zarazem. Nie miał pojęcia jak się nazywa. Wiedział za to, że ma
osiemnaście lat i mieszka z ojcem. Nawet wiedział, gdzie mieszka.
Pytanie tylko: co ona tutaj robi? Uciekła?
Wybrała się na wycieczkę? Oszalała? To ostatnie wydało mu się całkiem możliwe.
W końcu, kto chodzi nocą po lesie? Wilkołaki się nie liczą. Kto zostaje?
Wariaci, którzy szukają śmierci. Tylko, że ona nie wyglądała na wariatkę. To
niby co takiego tu robiła? Zawsze można zapytać, prawda?
***
Jasmine niedawno wyruszyła, a już miała dość. Plecak,
który niosła wydawał się jeszcze cięższy niż przedtem. Bolały ją barki, plecy i
nogi, a do tego denerwował ją ten głupi wiatr, przez który przenikały ją zimne
dreszcze. Powinna się cieplej ubrać i wynająć tragarza, by dźwigał jej bagaż. Wcześniej
pomyślała nawet, że mogłaby nieść plecak wzrokiem, ale później uzmysłowiła
sobie o jednej przeszkodzie: nie widziałaby dokąd idzie. Co za ironia. Ma moc,
a nie może jej wykorzystać. Po prostu świetnie.
W końcu zatrzymała się, wyjęła mapę i sprawdziła
dokąd ma teraz iść. Wszystko wskazywało na to, że czeka ją przedzieranie się przez
najbardziej zalesiony fragment lasu. Tylko tego jej brakowało.
Westchnęła z irytacją i już miała schować mapę,
kiedy usłyszała za sobą dźwięk łamanej gałązki. Znieruchomiała natychmiast i z
narastającym napięciem wsłuchiwała się w spanikowane bicie własnego serca.
Przez jej głowę przewinęło się tysiące myśli. Począwszy od małego zająca, a skończywszy
na wilkołaku.
To wilkołak
― pomyślała, przypominając sobie o wizji Lily i czując jak strach ją obezwładnia. ― Niedobrze,
bardzo niedobrze.
Pomyślała o jednym z oglądanych z
tatą horrorów, w którym dziewczyna zabłądziła w lesie. Pamiętała też jak to się
skończyło: śmiercią. Teraz to ona była w lesie, a coś złego się za nią czaiło.
W jej żyłach płynęła adrenalina, a wyczulony
słuch zarejestrował chrzęst suchych liści. Jas oblał zimny pot, ręce jej się
zatrzęsły, a płuca i serce zaczęły pracować na pełnych obrotach.
Jej instynkt podpowiadał: uciekaj i to szybko, a rozum: stój
i zachowaj spokój. Niby jak to pogodzić? Wtedy do głosu doszedł zdrowy
rozsądek. Przecież ona była strażniczką i miała moc, której mogła użyć w
ewentualnej walce. Dlaczego, więc miałaby uciekać? Powinna stawić czoła lękom i
się odwrócić.
Tak zrobię ― postanowiła.
Oj, będzie się działo. Nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńOby ten wilk sprzymierzył się z Jasmine.
Dobrze, że Jas zdała sobie sprawę, że musi stawić czoła temu wilkołakowi.
OdpowiedzUsuńW końcu Lily opowiadała jej o wizji i Jasmine dobrze wiedziała, ze spotka w lesie wilka.