Od
ostatniej kłótni zarówno Jasmine jak i Evan starali się
współpracować. Jas koordynowała wędrówkę, rozpalała ognisko i
rozbijała namiot, a Evan pomagał w określeniu kierunku dalszej
drogi i zbierał drewno. Udało, im się nawet wspólnie przygotować
jedzenie i ustalić. kto i kiedy dźwiga ogromny plecak, pełen
najróżniejszych, ale absolutnie przydatnych rzeczy.
Po
kolejnym dniu w lesie Jasmine była strasznie zmęczona, ale też i
odrobinę zadowolona. Dlaczego? Po pierwsze z każdym krokiem była
coraz bliżej drzewa, a co za tym idzie i poznania całej prawdy. Po
drugie: nie była w lesie sama i choć dogadanie się z wilkołakiem
nie było rzeczą prostą jednak się udało. Po trzecie: była z
siebie dumna, nie spodziewała się, że ma aż tak dobrą kondycję.
Chociaż może w jej przypadku dużą rolę odegrał upór.
Evan
trącił strażniczkę w ramię i ta w końcu ocknęła się z
zamyślenia. Chłopak podał jej miseczkę pełną kaszy i warzyw.
Jas wymruczała podziękowanie i wpakowała do ust sporą porcję
jedzenia. Nie było ono jakieś przesadnie wspaniałe, ale na nic
lepszego nie mogła liczyć. Ponownie utkwiła wzrok w ogniu. W sumie
nie wiedziała dlaczego, ale lubiła mu się przyglądać. Była w
tym oglądaniu tak zapamiętana, że nawet nie zorientowała się,
kiedy kasza znikła z jej miski, a gdy już to zauważyła, zdziwiła
się, jak bardzo musiała być głodna.
Evan
w ciszy też się przyglądał, ale wcale nie płomieniom. Obiektem
jego obserwacji była strażniczka. Pamiętał, gdy zobaczył ją
pierwszy raz. Już wtedy uderzyło go podobieństwo do Niej.
Ciekawiło go czy były ze sobą spokrewnione. Na pierwszy rzut oka
wydawało się, że tak, ale teraz sam już tego nie wiedział.
Jasmine
czuła, że wilkołak jej się przygląda. Spojrzała w jego stronę
i zobaczyła, że nad czymś się zastanawia. Otworzyła już nawet
usta i chciała spytać co się stało, ale on ją uprzedził.
—
Przypominasz mi kogoś —
powiedział.
Jas
nie miała wątpliwości, o kim mówi. Widziała ją już nie raz w
swoich snach. Co prawda dotyczyły one przeszłości, ale jak bardzo
mogła zmienić się od tamtego czasu?
—
Nie powiedziałabym, że się z tego cieszę.
—
Wiesz, o kim mówię? — zapytał
zaciekawiony Evan.
—
Domyślam się. Jaka ona jest?
Wilkołak
w milczeniu przyjrzał się uważnie strażnice.
—
Jeśli chodzi ci o wygląd, to jest wysoka, szczupła, ma jasną cerę
i duże, czarne oczy i czarne włosy. A i ma bliznę na bliznę na
prawej dłoni. No, ale co tu dużo mówić, większość mężczyzn
uznałaby ją za piękną. Wydaje się delikatna, ale...
—
Pozory mylą — dokończyła Jas.
— A co z jej charakterem?
Evan
skrzywił się delikatnie.
—
Nie znam jej zbyt dobrze.
—
Jest aż tak źle? —
zapytała Jas, chociaż doskonale wiedziała jaka może być
odpowiedź.
—
Ona... wie czego chce i pragnie zdobyć to za wszelką cenę.
To
zdecydowanie był najłagodniejszy opis Brendy jaki można było
usłyszeć. Jasmine przestała się już łudzić nadzieją, że to
ktoś inny. Była praktycznie pewna, że to jej ciotka razem ze sforą
wilków próbuje dostać się do drzewa.
Evan
nie powiedział nic więcej i Jas poniekąd była mu za to wdzięczna.
Nie chciała już chyba niczego więcej wiedzieć.
***
Lilian
obudziła się jakieś pół godziny temu i od tej pory nie mogła
zasnąć. Miała jakieś niejasne wrażenie, że tej nocy coś się
wydarzy. I nawet podejrzewała co. Dziewczyna wstała z łóżka i
podeszła do okna.
Na
tle ciemnego nieba odcinały się korony drzew, gwiazdy i księżyc,
który był w kształcie litery D. Noc była ciepła i cicha.
Wydawała się być spokojną.
Lily
spojrzała na leżącą w łóżku Lis. Ona nie wyczuwała czającego
się gdzieś w pobliżu zagrożenia. Spała smacznie z dłońmi
złożonymi przy policzku jak u dziecka, włosami rozrzuconymi po
poduszce i lekko rozchylonymi ustami.
Dziewczyna
postanowiła wrócić do łóżka. Przykryła się szczelnie kołdrą
i zamknęła oczy. Chata tonęła w ciszy i jedyne co było słychać
to zegar, odmierzający czas do wschodu słońca.
***
Dwie
małe, bardzo podobne do siebie dziewczynki szły przed poważnie
wyglądającym, starszym mężczyzną, który prawdopodobnie był ich
ojcem. Jedna z nich miała opatrunek na prawej ręce i mokre od łez
policzki, a druga wyglądała na odrobinę smutną.
W
tle widać było szpital i podjeżdżającą pod niego karetkę.
—
Nie powinnaś namawiać Jane na takie rzeczy —
powiedział ciemnowłosy mężczyzna.
—
Ale tato... — wyjęczała
dziewczynka, która była cała i zdrowa —
to nie moja wina, że Jane nie potrafi chodzić po drzewach.
—
I ty też nie powinnaś po nich łazić. Niedługo i ciebie będę
woził po szpitalach. A tylko tego mi brakuje. Mam dość pracy i bez
tego.
—
Ja Jane do niczego nie zmuszałam. Sama chciała. Prawda Jane?
Dziewczynka
o imieniu Jane oderwała wzrok od zabandażowanej ręki i spojrzała
najpierw w czarne oczy siostry, a później na niezbyt zadowolonego
ojca.
—
To miała być tylko zabawa —
wyszeptała, spuszczając głowę.
—
Zabawa?! — rozgniewał się
mężczyzna. — Nie powinnaś ślepo
robić wszystkiego do czego namawia cię siostra. Masz szczęście,
że tylko tak to się skończyło. Słyszałaś co mówił lekarz?
Mam nadzieję, że ta blizna, która ci zostanie będzie dla ciebie
nauczką.
Jasmine
obróciła się na drugi bok i powoli otworzyła oczy. Kolejny sen.
Jas była pewna, że dotyczył on przeszłości. To było naprawdę
dziwne. Nie pamiętała ani nie znała swojej mamy i cioci, a często
o nich śniła. Ta wizja nie wstrząsnęła strażniczką tak jak
poprzednia. Był to dla niej niewiele mówiący fragment z
przeszłości jej rodziny.
Jas
znów się obróciła i została w nowej pozycji przez minutę, ale w
końcu wyczołgała się z namiotu.
Evan
siedział przy dogasającym ognisku. Usłyszał jak Jas rozsuwa zamek
i idzie w jego stronę.
—
Powinieneś się przespać —
powiedziała strażniczka.
Wilkołak
spojrzał na nią. Doskonale widział jej bladą twarz i podkrążone
oczy. Nie rozumiał dlaczego nie spała. Po dzisiejszym wysiłku
powinna padać ze zmęczenia, a nie cierpieć na bezsenność.
—
A ty czemu nie śpisz?
—
Przed chwilą się obudziłam i jakoś tak... —
urwała, siadając obok wilkołaka.
—
Przed nami długa droga. Musisz być wypoczęta.
—
A ty nie musisz?
—
Ktoś musi czuwać.
—
Ja cię zastąpię, a ty idź się zdrzemnąć —
powiedziała Jas.
Evan
uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
—
No co? Dam sobie radę, a w razie czego obudzę cię.
—
Daj spokój.
—
Nie ma żadnego spokoju. Nie możesz wiecznie nie spać. Z tego co
wiem nawet wilkołaki potrzebują snu. No idź, zanim się rozmyślę.
Evan
jeszcze przez chwilę się wahał, ale w końcu niechętnie wstał i
poszedł w kierunku namiotu. Jeszcze za nim znikł, obejrzał się
za Jas, ale ta przyglądała się temu co jeszcze niedawno można
było nazwać ogniskiem.
***
Lily
obudził głośny łomot na dole i natychmiast zerwała się z łóżka.
Lisa też nie spała. Obie dziewczyny spojrzały na siebie, a później
na drzwi. Lilian zarzuciła na swoją błękitna koszulkę nocną
pelerynę i ruszyła do wyjścia. Elisabeth była tuż za nią. W
przeciwieństwie do przyjaciółki nie przejmowała się zakładaniem
czegokolwiek. Widocznie szorty i szara koszulka jej wystarczały.
Na
schodach strażniczki spotkały Norę, opatuloną w czerwony
szlafrok. Rozpędzona dziewczyna o mało co nie wpadła na Lisę.
—
To pewnie wilkołaki —
powiedziała zdenerwowana i zaczęła schodzić na dół,
przeskakując po dwa schodki.
Lisa
i Lily poszły w ślad za nią.
Nora
się nie myliła. Na korytarzu trwała walka. Kelly powaliła właśnie
mocnym ciosem wielkiego mężczyznę i wskoczyła mu na plecy,
wykręcając ręce. Hilde robiła unik przed zębami czarnego wilka,
a Seren „rzucała” w nich nożami i widelcami, które swoją
drogą musiała wziąć z kuchni. Jeden z noży przeleciał tuż nad
głową Katherine, która razem z Ginevrą znalazła wyszła z
biblioteki.
Lily
przez chwilę oniemiała stała na schodach. Lisa wyminęła ją i
pobiegła w stronę gigantycznego, czarnowłosego mężczyzny, który
rzucił się na jej mamę. Nie wiadomo skąd w ręce Elisabeth
pojawił się paralizator. Nie zdziałał on zbyt wiele z wyjątkiem
odwrócenia uwagi od Katherine. Teraz wilkołak zamachnął się na
Elisabeth, ale został zraniony w rękę jednym z „latających”
noży Seren, a później oberwał w twarz widelcem.
Lilian
w końcu ruszyła się ze schodów. Szczerze mówiąc nie miała
pojęcia co robić. Ktoś złapał ją za rękę. Próbowała ją
wyszarpać, ale uścisk był mocny. Spojrzała na trzymającego ją
wilkołaka. Poznała go. Jeśli dobrze pamiętała nazywał się
Sheridan. Włamał się do chaty razem z młodszym wilkołakiem. I to
właśnie on gościł w jednej z jej wizji. To jemu miała dać mapę.
Mężczyzna
wykrzywił usta w uśmiechu i przemówił grubym, szorstkim głosem:
—
Radzę oddać mapę, a spokojnie wyjdziemy.
Lily
żałowała, że nie może zapanować nad szybko bijącym sercem.
Spróbowała być opanowana i miała nadzieję, że dobrze jej szło
udawanie spokojnej.
—
Nie.
Wilkołak
nie wydawał się zaskoczony odpowiedzią strażniczki. Ścisnął
jej ramię z jeszcze większą siłą i pociągnął ją w stronę
schowka pod schodami.
Lilian
rzuciła ostatnie spojrzenie na walczących. Nie sądziła, żeby
ktoś w tym zamieszaniu zauważył jak Sheridan wpycha ją do
komórki.
W
środku było ciemno i cicho. Oczywiście wyjście zagrodziło
ogromne cielsko wilkołaka i dziewczyna nie miała najmniejszych
szans na ucieczkę. Jej moc nad roślinnością też tu się nie
przyda. Wiedziała, że musi zrobić to, o co prosiła ją Jas i to
czego chciał ten mężczyzna.
—
Jak się tu dostaliście? —
zapytała Lily, niby to grając na zwłokę.
—
Mamy swoje sposoby —
powiedział Sheridan i dodał —
To jak? Dasz mapę po dobroci czy... będę musiał przekonać cię
do tego w inny sposób?
Strażniczka
nie musiała udawać przerażenia i raczej nie chciała przekonać
się o tych „innych” sposobach, ale pomyślała, że powinna
jeszcze przez chwilę się poopierać.
—
Słuchaj —
zaczęła —
ja naprawdę nie...
Słychać
było warknięcie i dziewczyna została popchnięta. Potknęła się
o dywan i o mało co nie uderzyła głową o wiadro.
Lilian
miała dosyć. Była przerażona. Wszystko ją bolało i chciała jak
najszybciej wydostać się z tego schowka.
Spróbowała
wstać, ale zaplątała się w pelerynę, a do tego potężna łapa
chwyciła ją za gardło. Powoli zaczęło brakować dziewczynie
powietrza.
—
Ostatnia szansa. Jeśli ty mi jej nie dasz, zrobi to inna
strażniczka, ale gwarantuję ci, że nie wyjdziesz stąd żywa.
W
całej tej sytuacji Lily przypomniała sobie słowa jakie kiedyś
słyszała, oglądając jeden z odcinków „Chirurgów”. Nie
pamiętała kto je wypowiedział, ale dokładnie pamiętała jak one
brzmią. „Ludzkie
życie składa się z wyborów… Tak lub nie, w przód w tył, w
górę w dół. Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy
nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się?
Żyć… czy umierać?” Ona teraz stała przed wyborem i to ważnym
wyborem. Ale czy decyzja już dawno nie była podjęta? Czy miała
inne wyjście? Czy oddanie mapy i ocalenie życia będzie złe? Złe
jeśli nawet o to prosiła ją Jasmine? Mogła sprzeciwić się
wilkołakowi, ale to nic by nie dało. Nie pomogłoby to jej, nie
pomogłoby Jas, nie pomogłoby nikomu. Wyjście było tylko jedno,
bez żadnych dróg ewakuacyjnych.
—
Dostaniesz ją —
wydusiła Lily i poczuła jak uścisk na jej gardle się rozluźnia.
—
Nie próbuj mnie wykiwać. Gdzie ona jest?
—
W pomieszczeniu pod nami.
Lilian
powoli wstała i rozmasowała bolące ramię. Jej oczy zdążyły
przyzwyczaić się do ciemności i zauważyła na podłodze zarys
zwiniętego dywanu, o który się wcześniej potknęła. Bez słowa
pochyliła się nad nim i odsunęła go na bok.
Bystre
oczy wilkołaka od razu spostrzegły ukrytą klapę i otwór w
kształcie jabłka. Sheridan przykucnął przy strażniczce i dotknął
wgłębienia w drewnie.
Dziewczyna
zdjęła z szyi wisiorek i włożyła go w odpowiednie miejsce.
Pasował idealnie.
Kiedy
strażniczka otworzyła klapę, mężczyzna zobaczył schody
prowadzące najprawdopodobniej do pomieszczenia pod chatą.
—
Schodzisz pierwsza —
zwrócił się do dziewczyny.
Lily
milcząc, zrobiła to, co jej kazał. Wstała, zebrała pelerynę i
powoli zeszła na dół. Znalazła się w wąskim korytarzyku, w
którym panował chłód i jeszcze większy mrok niż w komórce. Nie
trzeba chyba dodawać, że się bała.
Wilkołak
zszedł tuż za strażniczą i przeklną cicho, kiedy musiał
pochylić głowę i wciągnąć brzuch.
Para
poruszała się bardzo wolno. Lily szła po omacku, dotykając
chropowatych i zimnych ścian, a dla Sheridana każdy krok stanowił
trudność ze względu na duże rozmiary mężczyzny.
W
końcu jednak oboje dotarli do dużych, dębowych drzwi i wilkołak
popędził strażniczkę, popychając ją lekko do przodu. Dziewczyna
o mało co nie potknęła się o skraj peleryny, ale koniec końców
zarówno ona jak i Sheridan weszli do tajemniczego pomieszczenia,
które kryło się za drzwiami.
W
środku ku zaskoczeniu Lily nie było tak ciemno. Mrok rozpraszały
palące się świece, które stały na stole między dwiema księgami
i szkatułami.
Wilkołak
wyminął strażniczkę i podszedł do stołu. Otworzył jedną ze
szkatuł i zmarszczył brwi. Była pusta. Kiedy otworzył drugą na
zarośniętej twarzy mężczyzny pojawił się tryumfalny uśmiech.
Wyjątkowo ostrożnie wyjął mapę i dokładnie jej się przyjrzał,
sprawdzając czy aby nie jest fałszywa. Później popatrzył na
dziewczynę, która powoli podeszła do stołu.
Lilian
poczuła skurcz w żołądku na widok kartki trzymanej przez
wilkołaka. Mimo, że wiedziała, że jej decyzja była słuszna
dręczyła ją myśl: zdradziłam strażniczki. Strach odszedł
na dalszy plan. Była prawie pewna, że stojący przed nią osobnik
nie zrobi jej krzywdy. Miał to czego chciał. A zresztą, gdyby
groziło jej niebezpieczeństwo z pewnością, by to wcześniej
przewidziała. Tak, więc strach praktycznie minął. Pojawiło się,
za to inne uczucie. Smutek i wyrzuty sumienia. Nadużyła zaufania
strażniczek, postąpiła wbrew temu czego jej uczono, nie ochroniła
mapy, a co gorsze z pewnością zawiodła babcię. Ale mimo tego
wszystkiego jakiś cichutki głosik, który zadziwiająco przypominał
ten Jasmine, wyszeptał jej podziękowania i gratulował dobrego
wyboru.
Sheridan
obrócił się w stronę dziewczyny i wyszczerzył zęby w uśmiechu,
które błysnęły w płonieniach świec.
Lily
spojrzała na wielki cień, rzucany przez wilkołaka, a później na
niego samego. Już się go nie bała. Sumienie też się uspokoiło.
Teraz myślała tylko o tym jak to wszystko wytłumaczy strażniczkom.
Rozdział jest dużo później niż planowałam, ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale. Bardzo was przepraszam za to opóźnienie, ale wcześniej naprawdę nie dałam rady. Kolejny rozdział postaram się dodać w następny weekend. Mam nadzieję, że to mi się uda. Jeśli w tekście powyżej znajdziecie błędy to proszę pisać, bo mogłam coś przegapić.
Bardzo się cieszę, że rozdział cię zaciekawił. Naprawdę napisałam "gębowe drzwi"? O mamuniu lecę poprawiać.
OdpowiedzUsuńPięknie, wszystkie rozdziały bardzo ciekawe. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńGratulację! Zostałaś nominowana do "Always The Best Blogs!" więcej informacji tutaj : http://kpopoweopowiadania.blogspot.com/2013/09/always-best-blogs.html
OdpowiedzUsuńRozdział C U D O W N Y ! Sny Jas albo Lily są zawsze ciekawe. Jeeeej tak wiele się dzieje w tym rozdziale. Ta akcja z wilkołakami-świetna. A teraz przed Lily jeszcze rozmowa ze strażniczkami. Oj będzie się działo.
OdpowiedzUsuńBOŻE, JAK JA DAWNO NIE CZYTAŁAM TWOJEGO BLOGA I MUSZĘ NADROBIĆ ZALEGŁOŚCI, BO TEN ROZDZIAŁ JEST JAK ZWYKLE GENIALNY <3 LECĘ CZYTAĆ POPRZEDNIE :)
OdpowiedzUsuńhttp://something-would-be-nothing.blogspot.com/
NOWY