Lilian
siedziała sama w swoim pokoju, ciągle zapatrując się w zdjęcie w ramce, które
stało na jej nocnym stoliku. Były na nim wszystkie cztery. Ona, Elizabeth,
Jasmine i Meggan. Najlepsze przyjaciółki. Zdjęcie zrobiła mama Lis jakieś
cztery lata temu. Lily uśmiechnęła się na wspomnienie tego dnia.
To było
tuż po zakończeniu roku. Wszystkie cztery siedziały w ogrodzie pani Red i piły
oranżadę. Wtedy jeszcze nic nie wiedziały o strażniczkach. Wtedy jeszcze nie
wiedziały co czeka je za kilka lat. Wtedy jeszcze nic nie wiedziały o swoim
przyszłym życiu. Wtedy nawet wyglądały inaczej.
Jasmine
miała krótsze włosy, ledwo siadające ramion. Elizabeth nie miała na swojej
twarzy ani grama makijażu, co teraz było dla niej niewyobrażalne. Meggan
jeszcze nosiła okulary, a Lily miała znienawidzony przez nastolatki trądzik. Aż
śmiać się chciało, ile się od tego czasu zmieniło.
Właśnie
co z Meggan? Lilian miała do niej zadzwonić już tyle razy i wciąż wypadało jej
coś ważniejszego. Wilkołaki, włamanie do chaty, mapa, wizje, samobójcze plany
Jas i teraz jej list. Tyle się działo. Praktycznie zapomniała o przyjaciółce,
która nawet nie miała pojęcia, gdzie Lily się znajduje i co ma zrobić. Przyjaciółce,
która jeszcze przed zakończeniem roku przeżywała miłosny zawód. Czy nie powinna
zapytać co u niej? Jak się trzyma? Jak mijają jej wakacje? Dzwoniła do Marka, a
do Meggan nie. Była beznadziejną przyjaciółką. Chyba czas to zmienić.
Panna
White wstała z łóżka i zaczęła szukać w
szufladzie swojej komórki. Szybko ją znalazła.
Niedługo znów będę musiała ją naładować —
pomyślała, patrząc na jedną kreskę baterii.
Z
westchnieniem z powrotem usiadła na łóżku i odblokowała telefon. W spisie
połączeń znalazła numer do Meg. Już miała nacisnąć odpowiedni klawisz, gdy do
pokoju wpadła Elizabeth.
Lily
odrobinę zdziwiła się jej ubiorem. Lisa miała na sobie jasnozieloną sukienkę,
beżowe sandały, biały szal, a jej głowę zdobiły duże okulary przeciwsłoneczne.
Gdzie się tak mogła wybierać, a raczej skąd wróciła? Odpowiedź dla Lily była
prosta.
— Opuściłaś
chatę — oskarżyła przyjaciółkę, która szybko przemierzyła pokój i stanęła
naprzeciwko niej.
— No i
co z tego? Nikt mnie nie widział, ale ja za to coś widziałam.
Owszem,
Lisa coś widziała i to coś tak wyprowadziło ją z równowagi, że nawet się nie
przebrała. Wpadła do domu transportowała się prosto do chaty i przybiegła do
pokoju, by poinformować Lily o swoich obserwacjach.
— Może
i nie, ale reszcie strażniczek się to może nie spodobać. Wiesz jak jest. Nie
możemy wciąż przemykać się do… do… — Lily nawet nie wiedziała jak nazwać
miejsce, gdzie były teraz, a jak nazwać miejsce, gdzie zazwyczaj mieszkały.
— Do
domu? Do naszego świata? Świata zwykłych ludzi? — odezwała się Lisa. — Tom
dzisiaj wyszedł ze szpitala i chciałam go zobaczyć. I spokojnie nie widział
mnie. Obserwowałam go z daleka.
To
ostatnie zdanie jakoś dziwnie przygnębiło obie dziewczyny. Wiedziały, że ich
życie już nigdy nie będzie normalne. A założenie rodziny? Czy którakolwiek
strażniczka miała normalną, pełną i kochającą rodzinę? Odpowiedź brzmiała: nie.
Jasmine
nie miała mamy, Lily – rodziców, Lisa – taty, a z tego co wiedziały Ena także
wychowywała się bez ojca, Tullia i Nora spędziły swoje dzieciństwo w domu
dziecka, rodzice Seren ją zostawili i dziewczyną zajęła się ciotka, Hilde
uciekła od ojca alkoholika tuż przed osiemnastymi urodzinami, natomiast mama
Kelly podobno zginęła w walce z wilkołakiem.
Ktoś
mógłby uznać to za przypadek albo złe zrządzenie losu. Zresztą czy większość z
tych rzeczy nie dotykała też zwykłych ludzi? Jednak strażniczki nie miały
złudzeń. Były doświadczane już od samego początku. To były próby ich
wytrzymałości psychicznej i charakteru, bo przecież strażniczka nie może się
poddać, załamać. One muszą walczyć do końca. Każda z nich jest wyjątkowa, ma
dar, ale każda też będzie musiała, za to płacić do końca życia.
— Co z
Tomem? — spytała w końcu Lily.
—
Wyglądał już dobrze.
—
Cieszę się — uśmiechnęła się Lilian. — A co takiego ważnego jeszcze widziałaś?
Przygnębienie
na twarzy Lis zmieniło się w coś innego. Dziewczyna była teraz podekscytowana,
zmieszana i zdenerwowana za razem.
—
Widziałam Meggan — powiedziała.
—
Naprawdę? — W głosie Lily słychać było zarówno radość jak i zaskoczenie.
— Gdzie
ją widziałaś? Czy ona…
—
Niedaleko szpitala i nie martw się, ona mnie nie widziała.
—
Ciekawe co u niej. Wiesz, że miałam do niej zadzwonić — powiedziała White,
zerkając na telefon, który wciąż trzymała w dłoniach.
— Nie
była sama — odezwała się niespodziewanie Elizabeth.
Lily
podniosła na nią zdziwione spojrzenie. Głos przyjaciółki mówił, że powinna się
zaniepokoić, ogłoszonym przed chwilą faktem.
— Była
z Jackiem.
—
Przecież są przyjaciółmi. To chyba nic dziwnego, że się spotkali — Lily nie
rozumiała oskarżycielskiego tonu Lis.
—
Jasne, że są, ale oni nie tylko ze sobą rozmawiali. Przytulali się.
— To
przecież nie musi oznaczać, że oni… Całowali się?
— Tego
nie widziałam, ale mówię ci, że coś między nimi jest. Może i się przyjaźnią,
ale z którą jeszcze dziewczyną Jack się przytulał? No oprócz Jas. Z tobą? Bo ze
mną nie. Chyba, że przy składaniu życzeń urodzinowych.
Elizabeth
miała rację. Jack nie „lepił się” do każdej dziewczyny, przy byle okazji.
— Niech
ci będzie. Teraz to już na pewno powinnam zadzwonić do Meg i z nią pogadać.
Lilian
wstała z łóżka i podeszła do okna. Lisa stanęła za nią.
— Włącz
na głośnomówiący. Też chcę to słyszeć.
—
Dobrze, ale pamiętaj…
— W
porządku będę siedziała cicho, ale jak moje przypuszczenia okażą się prawdą to,
co zrobimy? Co z Jas?
Lily
odwróciła się słysząc imię ich przyjaciółki.
— Ona
powinna wiedzieć — wyszeptała Lisa.
Lilian
nie odezwała się ani słowem. Elizabeth tez powinna o czymś wiedzieć. Tylko jak
jej to powiedzieć?
—
Najpierw porozmawiajmy z Meg — zdecydowała, wciskając klawisz i odwracając się
w kierunku okna.
Meggan odebrała
po dwóch sygnałach.
— Lily?
No, nareszcie dzwonisz. Pewnie nie miałaś zasięgu? Co u ciebie? Kiedy wracasz?
— Cześć
Meggan. Tak, tak miałam kłopoty z zasięgiem — skłamała, ale zaraz poczuła
palący wstyd i wyrzuty sumienia. — U mnie wszystko w porządku. Odpoczywam i
jeszcze nie wiem, kiedy wrócę. A co u ciebie?
—
Bywało lepiej, ale nie jest źle. — W głosie Meggan pobrzmiewał smutek.
— Co
się dzieje Meg?
— Mark
i Nathan wciąż się kłócą. Naprawdę mam tego dość. A ja ostatnio widziałam
Nathana z Nicole. Oni są razem. Uwierzysz? Myślałam, że z Nathanem to już
przeszłość, że mi przeszło, ale kiedy ostatnio go widziałam… I do tego Jack.
— Co z
nim? — Kiedy tylko Lily o to zapytała, Elizabeth przysunęła się bliżej.
— Jack
jest rozdarty między Markiem a Nathanem. Nie wie, co robić, a poza tym Jas się
ostatnio do niego nie odzywa. Zresztą do mnie też. Co z nią?
—
Pewnie ma problem z telefonem. Kiedy dzwoniła do mnie ostatnio narzekała, że
się psuje. — To rzecz jasna było kolejne kłamstwo.
— Aha…
A co z Lis? Dzwoniła do mnie, ale to było już jakiś czas temu.
— Ze
mną też się ostatnio nie kontaktowała.
Bzdura,
bzdura, bzdura.
— A
wiesz, że Tom miał wypadek i trafił do szpitala?
—
Naprawdę? Nic mu nie jest? —Lily starała się, by w jej głosie można było wyczuć
niedowierzanie i niepokój.
— Tak,
ale spokojnie już wyszedł. Właściwie to dziś. Widziałam go przez chwilę.
— Tak?
— Aha.
Spotkałam się z Jackiem. Gadaliśmy i przechodziliśmy akurat w pobliżu szpitala.
Coś te wakacje są pechowe. Najpierw ja, Nathan i Mark, później wypadek Toma, a
dzisiaj dowiedziałam się, że mama Jacka straciła prace. Szkoda, że Jas tu nie
ma. Może Jack przestałby się tak zamartwiać. Gdyby udało ci się z nią
skontaktować to powiedz jej, by do niego zadzwoniła.
— Jasne
jak tylko będę mogła z nią porozmawiać.
— To
dobrze. Słuchaj ja muszę już kończyć. Trzymaj się Lily.
— Ty
też Meg.
Lilian
rozłączyła się, położyła telefon na
parapecie i odwróciła się do Elizabeth.
—
Słyszałaś?
— Tak.
Wygląda na to, że trochę się pomyliłam — odpowiedziała Lisa, patrząc Lily w
oczy. Właściwie cieszyła się, że wszystko okazało się jej wymysłem. — Ale dalej
myślę, że powinnyśmy porozmawiać z Jas. Jack ma kłopoty, a wsparcie Jasmine
może, chociaż trochę mu pomoże.
Lily
nie odezwała się ani słowem, tylko sięgnęła po komórkę, stając plecami do Lis.
Chciała odwlec w czasie chwilę, w której będzie musiała porozmawiać z Lis o
Jas.
Elizabeth
czekała na to, co powie Lily, ale ta wzięła tylko telefon, minęła przyjaciółkę,
otworzyła szufladę nocnego stolika i schowała tam komórkę. Później usiadła na łóżku, ale zaraz wstała i
zaczęła nerwowo przechadzać się w te i z powrotem.
— Co
się stało? O co chodzi? — dopytywała się zaniepokojona Lisa.
Lilian
zrobiła jeszcze kilka kroków i zatrzymała się, stając na środku pokoju.
Przeczesała palcami włosy i spojrzała na przyjaciółkę z niepewnością i
poczuciem winy.
— Muszę
si coś powiedzieć — powiedziała cicho.
Słysząc
to Elizabeth podeszła do Lily, złapała ją za rękę i przyprowadziła do łóżka.
Wolała tą rewelację usłyszeć na siedząco.
— Teraz
mów co się stało?
Panna
White otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Już chciała się podnieść i znów
zacząć krążyć po pokoju, ale została powstrzymana przez Lis.
— Lily
mów mi do jasnej cholery co się stało!
— Ale
nie wiem jak — jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.
—
Najlepiej od początku.
Lilian
opuściła ręce i podniosła głowę. Jeszcze jeden głęboki wdech i zaczęła mówić.
Opowieść
nie była zbyt długa. Elizabeth znała jej początek, ale z pewnością nie
spodziewała się tego co nastąpiło później.
— Jak
to poszła dowiedzieć się kim jest ta tajemnicza kobieta?! — krzyknęła Lisa,
zrywając się z łóżka.
— Mów
trochę ciszej, dobrze? A poza tym obie wiedziałyśmy, że Jas nie popuści i zrobi
to, co zamierzała — powiedziała Lily, starając się brzmieć spokojnie, ale
zdawała sobie sprawę, że najgorsze jeszcze przed nią.
—
Wiedziałyśmy? — wysyczała Elizabeth. — Ty wszystko wiedziałaś. Mnie
powiedziałyście tyle co nic, a i to musiałam od was wyciągać. Kiedy wyruszyła?
— W
nocy.
— No
jasne. Pewnie zdążyłaś się nawet z nią pożegnać, co?
— Jas
chciała wymknąć się niepostrzeżenie. Nie powiedziała mi dokładnie kiedy
zamierza wyruszyć.
— Ale
ty oczywiście przewidziałaś, kiedy to się stanie, prawda?
Lily
milczała. Widziała, że Elizabeth jest wściekła, ale nie wiedziała co ma
powiedzieć lub zrobić, by to zmienić.
To była prawda. Lisa była zła na przyjaciółki,
że ponownie dowiaduje się ostatnia. Była rozczarowana i zawiedziona tym, że jej
nie zaufały. Kiedyś mówiły sobie o wszystkim. Najwyraźniej już to się zmieniło.
—
Dlaczego jej nie zatrzymałaś? — zapytała zdenerwowana.
— Jest
uparta. Obie jesteście. Ty też mnie nie słuchałaś! — Teraz i Lily zerwała się z
łóżka. — Wiecie, że widzę przyszłość, wiecie, że się o was martwię, że chcę
dobrze, ale mnie nie słuchacie. Ty też postanowiłaś nikomu nie mówiąc odwiedzić
Toma. Zastanawiałaś się co by było, gdyby ktoś znajomy cię zauważył? Oficjalnie
jesteś na farmie, daleko stąd, zapomniałaś?
— To co
innego. Tom był w szpitalu, martwiłam się — wykłócała się Lisa.
— A Jas
martwi się, że jej możliwie żyjąca matka albo ciotka zbratała się z wilkołakami
i chce dostać się do drzewa.
— A
ciekawe jak ona ją odnajdzie? — zapytała Red, krzyżując ręce na piersi.
Lily
nie odpowiedziała jej tylko wyjęła z kieszeni kartkę papieru i podała
przyjaciółce.
—
Przeczytaj to — poleciła.
Elizabeth
czytała raz i drugi aż w końcu dotarło do niej co zrobiła Jasmine. I co ma
zrobić Lily. Jej palce same zgniotły list. Kulka papieru przeleciała Lilian
obok głowy, spadając za łóżko.
— Ona
oszalała — wyszeptała Lisa zdenerwowanym głosem. — Całkiem oszalała.
— Też
tak myślałam, ale…
— Ale
co? Czy ty nic nie rozumiesz?! Ona naraziła nas wszystkich. Wiesz co będzie jak
się dowie reszta strażniczek? Co ja mówię?! Wiesz co będzie jak jej się nie
uda? Wystarczy, że zabłądzi, zgubi mapę albo dorwą ją wilkołaki.
—
Uspokój się Lis — powiedziała Lily, ale sama zaczęła się też denerwować.
— A co,
jeśli wilki dorwą ją i nie przyjdą tu po mapę? Co jeśli się spóźnimy i nie uda
nam się ocalić drzewa? Wiesz jakie będą konsekwencje?
— Myślałam
nad tym, ale już jest za późno, by coś zmienić.
— Nie
jest za późno. Mamy mapę, a nawet dwie. Wiemy, że Jas zmierza do drzewa. Możemy
ją odnaleźć i sprowadzić tutaj, zanim będzie za późno.
— Nie
możemy iść. Zniknięcie Jasmine trudno ukryć, a co dopiero nas.
— Nic
nie będziemy ukrywać. I tak musiałabyś, im wszystko powiedzieć. Dlaczego nie
zrobić tego teraz? Może uda się… — Elizabeth mówiła i jednocześnie zbliżała się
coraz bardziej do drzwi.
Lily
nie mogła pozwolić, by plan Jasmine wyszedł na jaw. Jeszcze nie teraz. Złapała
Lis za ramię i pociągnęła w głąb pokoju.
— Nic,
im nie powiemy. To jeszcze nie odpowiednia chwila. Obiecałam Jas, że jej pomogę.
— Ale
ja nic nie obiecywałam. I zapominasz, że naszym obowiązkiem jest ochrona
drzewa. Jesteśmy strażniczkami i nie możemy dopuścić, by było ono zagrożone,
choćby w najmniejszym stopniu.
— A ty
zapominasz, że Jas jest naszą przyjaciółką.
Elizabeth
wyszarpała swoją rękę z uścisku Lily i stanęła przed dziewczyną, patrząc na nią
z nieskrywaną złością.
—
Przyjaciółką? — prychnęła. — Chyba zapomniałaś, co to znaczy.
— Wiem,
że jesteś zła, ale Jas na nas liczy i nie możesz pod wpływem emocji… — urwała
Lilian.
Elizabeth
nie miała zamiaru słuchać dziewczyny i szybko dotarła do drzwi. White nie
zdążyła jej znów zatrzymać i teraz parzyła jak Lis wybiega z pokoju.
Czytam Twoje opowiadanie od kilku dni i z każdym nowym rozdziałem jestem coraz bardziej ciekawa co kim jest ta tajemnicza kobieta. A ten rozdział jest naprawdę świetny. Nie dziwię się Lis, że jest wkurzona, ale z drugiej strony Jasmine to jej przyjaciółka. Ciekaw czy Elizabeth powie o wszystkim reszcie strażniczek. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Masz świetne pomysły. Ciekawe co wyniknie z tej wycieczki Jasmine. No i oczywiście czy Lisa powie o tym innym strażniczkom.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Ciekawa jestem co wyniknie z tamtej wycieczki. Czekam na kolejny :P
OdpowiedzUsuńObserwuję
http://anamarafashion.blogspot.com/