Jasmine
szła kilka kroków przed Evanem, nie dając mu prowadzić. Dalej nie
darzyła go zaufaniem. Owszem, wydawał się sympatyczny, ale to nic
nie znaczyło. Wciąż mógł ją oszukać. Jas obejrzała się za
siebie. Wilkołak nie wyglądał na zmęczonego. Z łatwością
przedzierał się przez dziką roślinność i czasami pomagał w tym
Jasmine. Dziewczyna wciąż starała pokazać swoją niezależność
i siłę, dlatego większość tych prób pomocy, kończyła się
słowami: poradzę sobie.
Teraz
jednak nie mogła tak powiedzieć. Jasmine weszła w jakieś gęste
krzaki i jej noga zaplątała się między pędami zielonej,
złośliwej rośliny, która za nic nie chciała jej puścić.
Strażniczka szarpnęła mocno, ale tylko poczuła szorstką łodygę,
zaciskającą się na kostce.
Evan
zobaczył, że dziewczyna ma mały problem z wydostaniem się z
zarośli. On takiego problemu nie miał. Znał ten las i jego
roślinność wystarczająco dobrze, by czuć się tu jak w domu.
Wiedział ja chodzić, by nie wplątać się w żadne sidła.
—
Mówiłem, żeby tędy nie iść. Mogliśmy ominąć tą część i
pójść inną drogą.
—
Wybacz, ale ta droga jest na mapie — warknęła Jas, wciąż
starając się uwolnić.
—
A zastanawiałaś się czemu ta mapa pokazuje właśnie takie drogi?
Bo mnie wydaje się, żeby utrudnić dotarcie do drzewa —
powiedział Evan, schylając się, by Jas uwolnić jej nogę.
Strażniczka
poruszyła się niespokojnie, kiedy poczuła dotyk męskiej ręki na
swojej kostce.
— Sama
się w to wplątałam i sama się wyplątam — mruknęła, kucając.
Nagle
Jasmine znalazła się wyjątkowo blisko Evana. Ich twarze dzieliło
tylko kilka centymetrów. Czuła jego zapach. Mieszanka piżma z
żywicą, cytrusami i czymś jeszcze. Przez chwilę zastygła w
bezruchu, zastanawiając się, co to może być jeszcze za zapach.
— Jesteś
wolna — powiedział Evan i podniósł wzrok na strażniczkę.
Wyglądała
na nieobecną. Dopiero, gdy dotarły do jej świadomości przed
chwilą wypowiedziane słowa, ocknęła się z zamyślenia. Przez
sekundę ich spojrzenia się skrzyżowały i serca zabiły w zgodnym
rytmie, ale gdy ta sekunda dobiegła końca, oboje rozejrzeli się
nieprzytomnie dookoła. Wstali i ruszyli w milczeniu dalej jakby ten
krótki, niezwykły moment nigdy nie zaistniał.
***
Elizabeth
zajrzała do pokoju mamy i zobaczyła jak jej rodzicielka układa
ubrania w szafie.
—
Mamo…
—
Elizabeth kochanie, wejdź — powiedziała z uśmiechem Katherine.
Dziewczyna
zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na bluzkę, którą jej mama
trzymała w ręce.
—
Robisz porządki?
—
Kiedyś trzeba, a poza tym i tak nie mam nic do roboty. Od ostatniego
najścia wilkołaki są całkiem spokojne.
—
Myślisz, że już nie zaatakują? — zapytała Lis, w ogóle w to
nie wierząc.
—
Pewnie jeszcze nie raz spróbują się tutaj dostać, ale to się, im
nie uda. Wszystkie wejścia zostały zamknięte, strażniczki
ostrzeżone no i mamy Lily, a właściwie Pholomene.
To
było w stylu Katherine Kacey
Red. Optymistyczne myślenie, ufność w najbliższych i przyjaciół
oraz używanie oficjalnych imion. To pierwsze pomagało przetrwać
wszystkie czarne godziny w jej życiu. Drugie nie raz sprawiało,
że płakała w nocy, zawiedziona czyimś zachowaniem. A to ostatnie
odnosiło się tylko do Lis i jej przyjaciółek. Po prostu do tych
imion się przyzwyczaiła.
Elizabeth
pokręciła głową i powiodła wzrokiem po jasnożółtych ścianach,
małym, zasłanym błękitną pościelą łóżku i starej komodzie,
stojącej obok dębowej szafy, której teraz drzwiczki zamykała jej
mama.
—
Czy jest coś o czym chciałaś mi powiedzieć? — zapytała
Katherine, ponownie spoglądając na córkę. Dobrze ją znała i
wydawało jej się, że Lis coś dręczy.
Lisa
przez chwilę milczała, wahając się nad słusznością swojej
decyzji. Jakie będą skutki, kiedy wszystko powie? Może ocalić
drzewo. Ale czy nie jest już za późno? Może stracić
przyjaciółki. Ale czy już ich nie straciła? W którą stronę
przechyli się szala? Co trzeba poświęcić? Jakiego dokonać
wyboru? Czy Lily przewidziała co nastąpi?
—
Tak, muszę ci coś powiedzieć.
Zdecydowała.
Pierwszy krok zrobiony. Teraz tylko trzeba to pociągnąć do końca.
Przecież robi dobrze.
—
To chyba ważna sprawa — powiedziała pani Red. — Chodź
usiądziemy.
Obie
kobiety podeszły do prostokątnego stolika, stojącego pod oknem.
Elizabeth zajęła miejsce, z którego mogła obserwować to, co
dzieje się za szybą, a Katherine usiadła po jej prawej stronie i
pochyliła się w kierunku córki.
—
Co się dzieje skarbie? — zapytała, uśmiechając się ciepło.
Lisa
poprawiła kremowy obrus i spojrzała na mamę. Wokół jej brązowych
oczu powstawały małe zmarszczki, kiedy tak patrzyła na nią w
skupieniu. Długie, kasztanowe włosy wyjątkowo dziś rozpuściła.
A na matczynych ustach wciąż malował się delikatny, zachęcający
uśmiech. Wyglądała na młodszą niż w rzeczywistości była.
Ludzie
pewnie myśleli, że wcześnie zaszła w ciąże i to dlatego ma już
pełnoletnią córkę albo sądzili, że poddała się operacji
plastycznej lub znalazła jakąś dietę cud. Prawda kryła się w
genach i tym kim była.
—
Jeśli masz jakieś kłopoty to wiedz, że postaram ci się pomóc.
—
Wiem mamo, ale to nie do końca chodzi o mnie — zaczęła
Elizabeth.
—
To w takim razie… — Katherine nie dokończyła pytania, bo w
pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwonka. — Daj mi chwilę Lis.
Pani
Red wstała od stołu i podeszła do małego stoliczka, znajdującego
się tuż przy łóżku. Na jego blacie leżała mała, czarna
komórka. Kobieta podniosła ją i powiedziała do córki:
—
Dzwoni tata Jasmine.
Elizabeth
siedziała nieruchomo, zastanawiając się, co takiego mogło się
stać.
—
Will? — odezwała się Katherine, odpierając telefon.
—
Tak, to ja. Chodzi mi o Jas. Nie chce wyjść na histeryka, ale
ostatnio do mnie nie dzwoni. Trochę się martwię. Czy u Jasmine
wszystko w porządku?
—
Oczywiście, Will — powiedziała uspokajająco pani Red. — Gdyby
coś było nie tak natychmiast bym cię powiadomiła. Co prawda nie
wiem czemu do ciebie nie dzwoni, ale… Poczekaj. Chyba jednak wiem.
Wczoraj mówiła, że jej się telefon psuje. To pewnie dlatego.
—
Aha. Nie, no to dobrze. Ale wiesz. Nie dzwoniła tyle i zaczynałem
się o nią martwić. Wolałem się upewnić.
—
Daj spokój. Doskonale cię rozumiem. To w końcu twoja córka.
—
Jeszcze jedno, Kath. Nie ma jej gdzieś w pobliżu? Chciałbym z nią
przez chwilę porozmawiać.
—
Porozmawiać… — powtórzyła Katherine i zerknęła na Lis, ale
ta tylko pokręciła głową. — Eee… Nie ma jej. Pojechała z
Lisą do miasta na zakupy. Nawet nie wiesz jak tu jest trudno dostać
się do jakiegoś sklepu. Przynajmniej godzina drogi. I to w jedną
stronę. Ale oczywiście powiem Jasmine jak wróci, że dzwoniłeś.
—
Dziękuję.
—
Nie ma za co i nie martw się o nią. Jas jest całkowicie
bezpieczna.
—
Tak, tak. Wiem. Do widzenia Kath.
—
Do widzenia.
Katherine
odłożyła telefon i podeszła do stołu, przy którym siedziała
jej córka.
—
Nie wiesz co się dzieje z Jas? Powinna zadzwonić do ojca i go
trochę uspokoić.
—
Masz rację. I wiesz co? Pójdę i jej poszukam — powiedziała
Elizabeth, zrywając się z miejsca.
—
A co z naszą rozmową? — zawołała za nią kobieta.
Lisa
stanęła w drzwiach i spojrzała na matkę. Zrozumiała, że powinna
posłuchać Lily i jeszcze poczekać. Czasem kłamstwo bywało lepsze
od prawdy. A co, jeśli wyjdzie na jaw? Strażniczki i tak się
dowiedzą, ale jeszcze nie teraz. Jasmine przecież była jej
przyjaciółką i mimo wszystko nadal nią pozostanie. Powinna jej
pomóc. Teraz tylko musiała coś wymyślić. Coś przekonywującego.
Coś o czym jej mama nie chciałaby rozmawiać.
—
Właściwie — zaczęła Lis, z powrotem zamykając za sobą drzwi —
to chciałam porozmawiać o moim ojcu.
Z
twarzy Katherine odpłynęła krew. Kobieta podtrzymując się drżącą
ręką stołu powoli usiadła na krześle.
Elizabeth
poczuła wyrzuty sumienia, że poruszyła ten temat. Jej mama
opowiedziała całą historię związaną z Peterem tylko raz i nigdy
nie chciała do niej wracać. Lis zresztą nie nalegała.
—
Chciałam z tobą, o nim porozmawiać, ale już nie chcę.
Dziewczyna
odwróciła się i otworzyła drzwi.
—
Przepraszam mamo — powiedziała jeszcze za nim wyszła z pokoju.
***
W
lesie robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Zmęczenie dawało
się Jas we znaki. Niedługo będzie trzeba się zatrzymać. Ale
gdzie?
Jasmine
wyjęła mapę i przysunęła ją bliżej twarzy. Musiała wytężyć
wzrok, by dostrzec to, co na niej narysowała.
—
Może ja zerknę? — zaproponował Evan. — Mam lepszy wzrok i
rozeznanie w tym lesie.
—
To, że jesteś wilkołakiem wcale nie znaczy, że się na wszystkim
lepiej znasz — powiedziała Jas, obrzucając chłopaka poirytowanym
spojrzeniem.
—
Dalej mi nie ufasz, prawda?
—
A dziwisz się? Znamy się, zaledwie jeden dzień. Nie wiem jak ty,
ale ja nie obdarzam ludzi zaufaniem ot tak.
—
No cóż… teraz gramy w jednej drużynie, więc odrobina zaufania
się przyda. Mnie też zależy, żeby oni nie dostali zakazanych
jabłek. Mamy wspólny interes. Kiedy to do ciebie dotrze?! —
zdenerwował się Evan.
Jasmine
przez chwilę patrzyła na niego z otwartymi ustami. Jego oczy lśniły
dziko, głos stał się niższy i groźniejszy, a dłonie zacisnęły
się w pięści. To był prawdziwy wilkołak.
Strażniczka
w milczeniu podała mapę chłopakowi, a ten uważnie ją
przestudiował.
—
Tędy — mruknął, kierując się na wschód. — Za jeziorem jest
mała polanka. Tam rozbijemy namiot.
—
Za jakim jeziorem?
Za wszelkie niedociągnięcia techniczne przepraszam, ale blogger chyba się na mnie obraził i nie chce współpracować.
EDTI: Spróbowałam poprawić wygląd tekstu. Mam nadzieję, że teraz wygląda on lepiej.
EDTI: Spróbowałam poprawić wygląd tekstu. Mam nadzieję, że teraz wygląda on lepiej.
Przybywam z oceny-opowiadan.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSzukałam jakiegoś kontaktu z Tobą (maila chociażby), ale że nic takiego na stronie nie znalazłam, napiszę co mam napisać w komentarzu.
Przeniosłaś się ostatnio do kolejki Honnete i cały mam w pamięci, że to nie jest Twoje pierwsze przeniesienie. tym bardziej głupio bym się czuła, gdybym po raz kolejny miała Cię poinformować o odejściu oceniającej (Honnete jeszcze nie odeszła, ale nie odzywa się do nas i nie udziela na ocenialni, więc fakt, że nie przejdzie stażu jest raczej oczywisty. Szczególnie, że staż kończy w poniedziałek). Dlatego skontaktowałam się z pozostałymi oceniającymi, żeby nie wrzucać Cię do Wolnej, a od razu przedstawić jakąś alternatywę.
Trochę śmieszna sytuacja, bo, jeśli się zgodzisz oczywiście, znów trafisz do kolejki Leaeny, oceniającej, do której zgłosiłaś się na samym początku (ostatnio postanowiła do nas wrócić). Rozmawiałam z Leaeną i powiedziała, że chętnie weźmie Cie pod swoje skrzydła. Co Ty na to?
Wybacz za tak długi i mało merytoryczny komentarz, ale nie chciałam wysłać Ci suchego pytania o przeniesienie, bo wciąż mi głupio, że musisz tak wędrować z kolejki do kolejki. Mam nadzieję, że nadal pragniesz oceny i obiecuję Ci, że to już ostatni raz.
Liczę na szybką odpowiedź na oceny-opowiadan.
Ściskam,
WITAM :D nominowałam cię to libster award ;) po szczegóły serdecznie zapraszam na mojego bloga xx http://minjamia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ! :*
Naprawdę świetny rozdział. Dobrze, że Lis nic nie powiedziała mamie. Ciekawa jestem co z Evanem i Jas. Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział. Masz świetne pomysły.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, naprawdę ciekawy :D masz świetne pomysły ;D Bardzo dobry wybór imion postaci :D
OdpowiedzUsuńW między czasie zapraszam też do mnie, rusza piąty sezon a odcinki w każdy piątek! :D
nowe-zycie-niny.blogspot.com
ask.fm/anotherinna