Minęły dwa dni, odkąd Jasmine dowiedziała
się o strażniczkach. Wracała właśnie z przyjaciółkami z lekcji matematyki, gdy
Meggan zapytała:
― Kiedy jedziemy do galerii po sukienki na bal
absolwentów?
― Może w środę? Kończymy wcześniej ―
zaproponowała Lily.
― A właśnie! ― krzyknęła Lisa. ― Idziesz z
Jackiem?
Jasmine popatrzyła na Elizabeth z niepewną miną.
― Właściwie to z nim o tym nie rozmawiałam ―
odpowiedziała Jas.
― Nie zaprosił cię? ― zdziwiła się Meg. Jak na
zawołanie zza rogu wyszedł Jack.
― O wilku mowa ― stwierdziła Lily z uśmiechem.
― Cześć ― przywitał się chłopak. ― Mogę na
chwilę porwać Jas?
― Jasne. Tylko nie zapomnij nam jej oddać ―
zaśmiała się Elizabeth.
― Czemu nie było cię wczoraj? ― spytała Jasmine,
gdy wraz z Jackiem oddaliła się od koleżanek.
― Razem z ojcem byłem w komisie samochodowym.
― Kupiłeś samochód? ― ucieszyła się Jas.
― Tak ― przyznał. ― Nie jest najnowszy, ale
zawsze.
― Gratulacje! Pierwszy samochód. Nie mogę się
doczekać, kiedy ja będę miała swój. Kurs kończę za tydzień i tata obiecał mi
kupić jakieś fajne auto. Mam tylko nadzieję, że nie obleję.
― Na pewno zdasz ― zapewnił ją Jack. ― Chciałem
cię o coś zapytać.
― O co? ― udawała niewiniątko, ale w duchu
skakała z radości.
― Jestem pewien, że się domyślasz.
― Ależ skąd. Nie mam pojęcia ― zaprzeczyła, ale
widząc, że Jack uśmiecha się z powątpiewaniem, parsknęła śmiechem.
― To co z odpowiedzią? ― spytał chłopak.
― Jeszcze nie zadałeś pytania.
― Zadałem ― zaprotestował. ― Spytałem co z
odpowiedzią.
Czarnowłosa przyjrzała mu się z politowaniem.
― No dobrze. Teraz poważnie.
― Tak?
― Pójdziesz ze mną na bal Jasmine? ― zapytał
Jack z taką miną jakby się jej oświadczał.
Jas pomyślała, że brakuje tego aby teraz
ukląkł z kwiatami i wręczył jej pierścionek.
― Hmm… ― udała, że się zastanawia. ― Skąd wiesz,
że jeszcze nikt mnie nie zaprosił?
― Powiedz, kto a ja już sobie z nim porozmawiam.
― zagroził Jack ze śmiertelnie poważną miną.
― Głuptas z ciebie ― zaśmiała się Jas.
― Zgadzasz się?
― Mam iść na bal z głuptasem? ― droczyła się.
― Nie ― zaprzeczył. ― Ze szczęściarzem. Jeśli oczywiście
się zgodzisz.
― Szczęściarz to, co innego ― stwierdziła. ―
Przyjedź po mnie o 19.00.
Jack uśmiechną się, słysząc taką
odpowiedź. Już nawet miał się grzecznie pożegnać i iść pod klasę, gdy do
głowy przyszła mu pewna myśl. Nagle odwrócił się i podarował Jas krótki
pocałunek. Dziewczyna była tak zaskoczona, że odruchowo go oddała. Gdy tylko
trochę oprzytomniała i otworzyła oczy, które wcześniej zamknęła, Jack znikał
już w tłumie uczniów.
― Zaprosił cię ― zgadła Elizabeth, widzą uśmiech
Jas i jej rozmarzony wzrok.
― Co? ― spytała niezbyt przytomnie.
― Mówię, że zaprosił cię na bal ― powtórzyła
Elizabeth.
― Kto? Aaa… Jack? Tak, zaprosił.
Przyjaciółki tylko pokręciły głową z uśmiechem.
Wiedziały, że na razie Jasmine nie nadaje się do jakiejkolwiek rozmowy. Lekcje
minęły szybko i Jas, zanim się obejrzała znalazła się w domu. Idąc do
swojego pokoju zajrzała do gabinetu ojca. Mężczyzna siedział przy biurku
wpatrując się w monitor komputera. Nawet nie zauważył, że się mu przygląda.
― Cześć tato ― przywitała się, całując go w
policzek.
― Cześć kochanie. Jak w szkole? ― zapytał, nie
odrywając wzroku od monitora.
― Dobrze. Jutro jadę z Lisą, Lily i Meggan do
galerii po sukienki na bal ― poinformowała.
Dopiero ta wiadomość spowodowała, że William spojrzał na córkę.
― To już w tę sobotę? ― spytał zdziwiony.
― Tak, tato. Masz doskonałą pamięć ― zaśmiała
się Jas, ale w głębi duszy zabolało ją to, że ojciec zapomniał o jej balu.
― Mam doskonałą pamięć, ale krótką. Ktoś cię
zaprosił?
― Kolega ― odpowiedziała Jasmine, czerwieniąc
się.
― Tylko kolega? ― zapytał ojciec, widząc
zarumienione policzki córki.
―
Tato ― jęknęła.
― Ok. Już o nic nie pytam ― zgodził się. ― W
sobotę mam cie zawieźć czy…?
― Jack przyjedzie po mnie ― powiedziała mu.
― Jack? ― William znów się zainteresował. ― To
syn komendanta?
― Tak, to on ― przytaknęła.
― Miły chłopak ― powiedział ojciec, kiwając z
uśmiechem głową.
Jasmine skorzystała z okazji, że jej tata przez
chwile się zamyślił i uciekła do swojego pokoju, chcąc uniknąć dalszych pytań.
Budzik jak zwykle zawsze niezawodny, obudził Jas
o 7.00. Szybko się ubrała i zjadła śniadanie. Na stole w kuchni czekały na nią
pieniądze i kartka.
Mam nadzieję, że tyle ci wystarczy na jakąś ładną sukienkę.
Baw się dobrze.
Całuję, tata.
PS. Wrócę późno. Nie czekaj na mnie z kolacją.
― Dzięki tato. Na pewno wystarczy ― powiedział
do siebie i schowała pieniądze do kieszeni.
W szkolę tradycyjnie przywitały ją przyjaciółki.
― Nathan zaprosił mnie na bal ― pochwaliła się
Meggan.
― Co? Kiedy? Jak? ― Elizabeth zasypała Meg
pytaniami.
― Wczoraj. Spotkaliśmy się w parku. ― zaczęła
opowiadać. ― Byłam właśnie z Brutusem na spacerze i zobaczyłam, że Nathan
prowadzi na smyczy Mikrusa. Rozmawialiśmy, spacerowaliśmy z psami… Żebyście
widziały jak Brus bawi się z Mikrusem. Oni są cudowni. Świetnie się razem
bawili.
― Meg?
― A tak… Rozmawiałam sobie z Nathanem. Wiesz tak
o szkole, naszych pieskach i... zaprosił mnie. A wy, z kim idziecie?
Zanim Elizabeth i Lily zostałyby zmuszone do odpowiedzi
zadzwonił dzwonek. Lis, Jas i Lily udały się na historię. Meggan, natomiast
miała teraz biologię. Po lekcji Lily wychodząc z klasy zauważyła Marka. Były
chłopak pozostawał z nią w przyjacielskich stosunkach Lilian cieszyła się, że
po rozstaniu nie skaczą sobie do gardeł.
― Masz teraz chemię? ― zagadnął Mark.
― Tak. A ty?
― Geografię w sali obok twojej – odrzekł. ―
Odprowadzę cię.
― Nie musisz ― powiedziała Lily, mając jakieś
dziwne przeczucie.
― Idę w tym samym kierunku co ty.
― Rzeczywiście ― uśmiechnęła się. Mark
odpowiedział jej tym samym. Uwielbiała jego uśmiech.
― Czy ktoś zaprosił cie na bal? ― zapytał
znienacka. Lily zawahała się.
Co prawda Tom wspominał coś o balu, ale jej nie
zaprosił. Poza tym sądziła, że to byłoby nie fair w stosunku do Elizabeth. To z
nią powinien pójść Tom.
― Nie ― odpowiedziała w końcu. ― A ty z kimś
idziesz? Zaprosiłeś Jessice?
Pytając o to Lily starała się nie patrzeć na
Marka. Wiedziała, że gdyby to zrobiła chłopak dostrzegłby w jej oczach
smutek i podenerwowanie. Lily tak naprawdę nigdy nie przestała kochać Marka.
Zerwali ze sobą pół roku temu. A ona nie chciała przyznać, że jej go
brakuje.
Sprawę komplikował fakt, że Mark ostatnio umówił
się na randkę z Jessicą. Była ona ich rówieśniczką z długimi nogami, blond
włosami i niezwykłymi oczami w kolorze fiołków. Ideał.
Lily nigdy nie uważała, że jest brzydka.
Jej kręcone, blond włosy mogły byś powodem do dumy. Odziedziczyła je po mamie,
która zmarła na białaczkę, gdy Lily miała 8 lat. Nie pomogła jej żadna moc czy czary.
Ojciec Lilian, gdy tylko dowiedział się o śmierci ukochanej żony upił się w
barze i gdy wracał do domu wpadł prosto pod koła samochodu. Od tej pory
dziewczynką zajmowała się babcia. Lily niewiele pamiętała z tamtego okresu. W
pamięci jednak najbardziej utkwiła jej twarz mamy. Jej niebieskie oczy, takie
same jak u babci i niezwykły uśmiech. Nikt takiego nie miał. A tata?
Wspomnienia były zamglone. Wiedziała, że ma jego oczy. Nie były tak piękne, jak
oczy jej mamy. Były szare. Nijakie― tak kiedyś myślała. Jednak Mark
powiedział, że są wyjątkowe. Uśmiechnęła się, gdy o tym pomyślała.
― Jest ktoś kogo chciałbym zaprosić ― wyznał
Mark, sprowadzając Lily do rzeczywistości.― I to wcale nie jest Jessica.
― Nie? ― spytała oszołomiona dziewczyna. Mark
patrzył jej w oczy.
― To ciebie chciałem zaprosić na bal. Pójdziesz
ze mną?
― Myślałam... że chcesz… że chcesz iść z
dziewczyną ― wyjąkała.
― Z tego co wiem jesteś dziewczyną ― uśmiechnął
się.
― Myślałam, że chcesz iść na bal ze swoją
dziewczyną ― poprawiła się.
― Jessica nie jest moją dziewczyną.
― Niedawno byłeś z nią na randce.
― Byłem ― potwierdził. ― Ale nic z tego nie
będzie.
― Ona myśli inaczej.
― Skąd wiesz? Rozmawiałyście?
― Twierdzi, że wasz randka się udała.
― Było miło ― powiedział ostrożnie dobierając
słowa. ― Tylko, że to nie jest dziewczyna dla mnie.
― A jaka jest dziewczyna dla ciebie? ― spytała
Lily i poczuła przyspieszone bicie serca, gdy zobaczyła, że Mark otwiera usta.
Czekała, marząc, by powiedział jedno, krótkie
słowo ty. Jednak chłopak rozmyślił się w ostatniej chwili i spuścił
wzrok. Chciał, żeby Lily do niego wróciła, chciał powiedzieć, że ja kocha, ale…
nie mógł. Bał się, że usłyszy nie albo Bądźmy przyjaciółmi, nie
psujmy wszystkiego.
― Nie odpowiedziałaś mi ― przypomniał Mark i
zamarł w oczekiwaniu.
― Mark ― zaczęła Lily, a chłopak pomyślał, że to
zły znak.
― Możemy pójść na bal jako przyjaciele ―
powiedział szybko, byle mu tylko nie odmówiła.
― No, nie wiem… ― zastanawiał się. Granatowe
oczy patrzyły na nią z nadzieją. ― Dobrze, zgadzam się. Pójdę z tobą na bal
absolwentów.
― Świetnie ― ucieszył się Mark. ― To…
― Do zobaczenia.
― Tak, do zobaczenia Lily.
Bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńBrutus i Mikrus :D hehe :P
OdpowiedzUsuń