Szczęśliwa Jasmine wbiegła do domu krzycząc od
progu:
― Zdałam! Tato, zdałam kurs na prawo
jazdy! Udało się! Tato?
Szybko, jednak zorientowała się, że ojca nie ma
ani w salonie, ani w sypialni, ani w jego gabinecie. Dom był pusty. Jasmine
wchodząc do kuchni, zauważyła kartkę na lodówce.
Po jej przeczytaniu dowiedziała się, że tata ją
przeprasza, ale w firmie doszło do awarii komputerów, dlatego pojechał załatwić
tą sprawę i wróci późno.
Jas denerwowała się coraz bardziej patrząc na
karteczkę z wiadomością. Obiecał jej, że będzie na nią czekał, że zrobi
lasagne, jedno z nielicznych dań jakie mu wychodzi. Obiecał i po raz kolejny
nie dotrzymał słowa. Jas zatrzymała wzrok na zdaniu: Wiem, że to zrozumiesz.
Tylko, że dziewczyna nie rozumiała. Przecież ojciec nie pracuje tam sam.
Mógł wezwać informatyka. On ją jednak zostawił, wybierając pracę. Znów. Jasmine
czuła, że ogarnia ją złość. Kolejny zawód.
Nagle kawałek papieru, któremu tak intensywnie
się przyglądała zajął się ogniem. Przez chwilę Jas stała jak sparaliżowana, a
później błyskawicznie wrzuciła płonącą kartkę do zlewu i odkręciła kurek z
wodą. Patrząc jak papier mięknie, a litery rozmazują się do głowy przyszła jej
jedna myśl, która mogła wyjaśnić to dziwne zjawisko. Wyjęła komórkę i
zadzwoniła pod numer pierwszej osoby, jaka mogłaby potwierdzić jej
przypuszczenia.
― Elizabeth?
― Jas? Co się dzieje? Zdałaś kurs?
― Tak, ale nie o to teraz chodzi.
― To…
― Posłuchaj – przerwała jej czarnowłosa i opisała
całe zdarzenie z podpaloną kartką.
Lisa po wysłuchaniu tego przez chwilę milczała.
Doszła jednak do prostego wniosku.
― Myślę, że to kolejny dar – powiedział Lisa. –
Potrafisz wzniecić ogień. Tylko, że na razie nad tym nie panujesz. Powinnaś
unikać silnych emocji i…
― Tak, wiem. Muszę stawić się na szkolenie –
dokończyła za nią Jas. – Dzięki.
Rozłączyła się, ale nie mogła powstrzymać
uśmiechu cisnącego się na jej usta. Miała drugi dar! Rozejrzała się po kuchni
nie wiedząc co ze sobą zrobić i wtedy przypomniała sobie o tacie. Radość
zniknęła, a jej miejsce zajęła dziwna determinacja. Jasmine zapragnęła pójść do
ojca i wygarnąć mu wszystkie chwile zawodu jakie przez niego przeżyła. Nie
zastanawiała się dłużej. Wybiegła z domu, kierując się prosto do firmy ojca.
William Mystery siedział w swoim eleganckim
biurze prezesa, a dookoła niego piętrzył się stos dokumentów. Przed chwilą
skończył rozmawiać z informatykiem, który poinformował go, że komputery
zaatakował wirus i trochę zajmie mu doprowadzenie wszystkiego do porządku. Will
oczywiście stwierdził, że zostanie i poczeka. Gdy do gabinetu wpadła jego córka
mężczyzna kończył wypełniać formularz.
― Co tu robisz? Przecież zostawiłem ci kartkę,
że…
― Obiecałeś mi, że spędzimy wieczór razem –
przerwała mu Jasmine, próbując powstrzymać złość.
― Tak, ale nie mogę. Jesteś już dorosła,
myślałem, że to zrozumiesz. Czasem nasze plany mogą się pokrzyżować –
wyjaśnił.
― Dlaczego? – głos Jas był zadziwiająco
spokojny, chociaż w środku aż gotowała.
― Wyjaśniłem ci to w kartce. Mamy awarię i…
― Nie o to mi chodzi – czarnowłosa znów nie dała
mu dokończyć. – Chcę wiedzieć dlaczego praca zawsze jest ważniejsza ode mnie.
― Co ty wygadujesz?! Oczywiście, że to ty jesteś
najważniejsza. Jesteś moją córką.
― To dlaczego wciąż łamiesz obietnice? Dlaczego
nie ma cię, gdy potrzebuję?
― Jestem – powiedział cicho. – To wyjątkowa
sytuacja.
― Nieprawda! – krzyknęła i poczuła zbierające
się łzy. – Tyle razy mnie oszukałeś, tyle razy mnie zostawiłeś, zawiodłeś.
― Kochanie…
― Pamiętasz, gdy miałam sześć lat i chorowałam
na ospę? Kto się mną opiekował? Sąsiadka!
― Lubiłaś panią Benevolent – wtrącił. – Poza tym
zaglądałem do ciebie najczęściej jak mogłem.
― A pamiętasz, gdy zaprosiłam cię na dzień ojca?
Nie przyszedłeś.
― Było urwanie głowy w firmie – usprawiedliwił
się.
― Zauważyłeś, że nigdy więcej nie zapraszałam
cię na szkolne uroczystości? Wiesz dlaczego? Wiedziałam, że nie przyjdziesz.
Wiedziałam, że wypadnie ci coś ważnego.
William patrzył się z otwartymi ustami na swoją
córkę. Płakała. Nie wiedział co powiedzieć. Jak powinien przeprosić? Jednak
Jasmine jeszcze nie skończyła.
― Miałam trzynaście lat, gdy powiedziałeś, że
pojedziemy razem na wycieczkę rowerową. Cieszyłam się jak kilkuletnia
dziewczynka na wieść o nowej lalce. Tylko, że nie pojechaliśmy! Zostawiłeś mnie
nawet w moje osiemnaste urodziny! Musiałeś podpisać ważną umowę! –
przypomnienie sobie tych wszystkich rozczarowań było jak odbezpieczenie
granatu.
Jasmine spojrzała z wściekłością na stos papierów na biurku ojca. Wszystkie
natychmiast spadły, rozlatując się po pomieszczeniu.
William był zaszokowany tym co się stało.
Wszystkie okna pozamykane, drzwi też, więc jak to możliwe, że jego dokumenty
latają po biurze? Spojrzał na córkę. Łzy wyschły, ale jej twarz pokryta była
czerwonymi plamkami, a oczy świeciły dziwnym blaskiem. Ten widok sprawił,
że zapomniał o zamieszaniu z papierami. Serce mu się ścisnęło, gdy zobaczył
Jasmine w takim stanie.
― Jas musisz zrozumieć, że…
― Praca jest bardzo ważna – dokończyła za niego
dziewczyna, ale już spokojniej. – Wiem, ale zawsze myślałam, że rodzina jest
jeszcze ważniejsza. Chyba się myliłam.
― Chciałem zapewnić ci dobrą przyszłość.
― A co z teraźniejszością?
William spuścił głowę. Było mu głupio.
Zawstydziła go nastoletnia córka, która miała racje. Pytanie tylko: Co miał jej
powiedzieć? Przeprosić? Już to robił.
― Zawiodłem cię tyle razy – zaczął, podnosząc
wzrok na Jas. – Ciężko pracowałem, bo chciałem żebyś miała wszystko. Jednak
okazuje się, że czegoś ci zabrakło. A raczej kogoś. Mnie.
Mężczyzna podszedł w stronę córki, której
złość powoli zaczynała mijać.
― Nie jestem w stanie zmienić przeszłości,
choćbym bardzo chciał. Mogę cię tylko za nią przeprosić i obiecać, że…
― Niczego mi nie obiecuj, jeśli nie wiesz, czy
to spełnisz – zaprotestowała Jas.
― Tym razem nic mnie nie powstrzyma przed
spędzeniem z tobą dwóch tygodni. Wyjedziemy na wakacje, gdzie tylko będziesz
chciała. Może tuż po zakończeniu roku szkolnego?
― Tato, umówiłam się, że pojadę z Elizabeth i
jej mamą na dwa może trzy tygodnie na farmę – powiedziała czarnowłosa.
Nie było to do końca prawdą. Owszem, miała
spędzić ten czas z Lisą i panią Red ( i nie tylko z nimi ), ale nie na farmie.
Jasmine miała odbyć szkolenie.
― Wolisz jechać z nimi na farmę?
― Po prostu obiecałam.
― No dobrze. W takim razie…
― Co? – zmartwiła się Jas. Może ojciec nie
zechce wziąć urlopu w innym terminie?
― Pojedziemy w sierpniu – dokończył.
― Naprawdę? – ucieszyła się Jasmine, ale po
chwili spoważniała.
― Tym razem nie złamię obietnicy – zapewnił
William, domyślając się powodu zachowania córki.
― Mam nadzieję – wyszeptała nie do końca wiedząc
czy zwraca się do ojca, czy zapewnia siebie.
Gdy Jasmine opuściła firmę taty z niezadowoleniem
zauważyła granatowe chmury, które sprawiały, że na dworze było ciemno i ponuro.
Z pewnością zbierało się na deszcz. A raczej na burzę z piorunami – pomyślała.
Wszyscy przechodni spieszyli do swoich domów, a im dalej od centrum tym mniej
ludzi napotkała. Ona też chciała zdążyć do domu, zanim lunie deszcz.
Przechodziła właśnie obok parku, gdy między
drzewami zauważyła jakiś kształt. Wiatr zawiał i włosy zasłoniły jej twarz.
Odgarnęła je niecierpliwie. Spojrzała jeszcze raz w tamto miejsce, ale teraz
nic nie zobaczyła. Mimo to przyspieszyła kroku. Po plecach przeszły jej ciarki.
Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się dyskretnie. Nic.
Może to wyobraźnia płata jej figle? Do domu było już niedaleko, ale uczucie
niepokoju nie przestawało opuszczać Jasmine. Słyszała głośne bicie własnego
serca. Do głowy przyszła jej myśl, że może to wilkołak. Nie, nie to nie może
być żaden z nich – pocieszała się. – Oni nie przyszliby aż tu.
Jednak czy na pewno?
Obserwował ją z ukrycia. Patrzył jak jej czarne
włosy powiewają na wietrze, jak idzie szybciej. Może go zobaczyła? Przez
chwilę. Albo przyspieszyła, bo jej zimno, martwi się, że nie zdąży przed burzą?
W każdym razie skręciła, rozejrzała się i weszła na podwórko. Ona musi być
jedną z nich. Widział ją już wcześniej, przez okno, gdy była na zebraniu. Teraz
wiedział gdzie mieszka. Powinien powiedzieć reszcie?
Ten jej ojciec działą mi na nerwy, jak mozna tak zostawić córkę :( Chyba na jej miejscu, podpaliłabym mu całe biuro, żeby nie mógł pracować :D Ciekawi mnie wilczek :P
OdpowiedzUsuń