piątek, 19 kwietnia 2013

18. Fałszywa mapa




Czarny kruk przeleciał nad głową Briana. Chłopak schylił się i przeklął cicho. Nigdy nie lubił tych ptaszysk.
― Nie wlecz się tak ― warknął Aneneus.
Młody wilkołak zerknął na niego ukradkiem, jednocześnie przyspieszając kroku.
Aneneus zawsze przerażał Briana. Chyba nawet bardziej niż Sheridan. Wielu uważało go za najbardziej mściwego i okrutnego z całej watahy. Nic dziwnego, skoro morderstwo było dla niego prawdziwą przyjemnością. Chłopak już nie raz słyszał jak przechwalał się on swoimi polowaniami i liczbą ludzi, która padła jego ofiarą. Brian pocieszał się tylko myślą, że gdyby nie wielka siła starszego wilkołaka to długo, by on nie przeżył. Był na to zbyt głupi i porywczy.
― Właź ― rozkazał Aneneus, wskazując na ogromne drzwi.
Brian wiedział co się za nimi znajduje i dlatego wcale mu się nie uśmiechało wchodzenie do środka. Miał dziwne przeczucie, że nic dobrego go tam nie czeka.
― Chyba się nie boisz, co? ― zadrwił wilkołak.
― Nie ― odpowiedział hardo chłopak.
Nie daj sobą pomiatać. Pamiętaj. Jeszcze, im wszystkim pokarzesz ― powtarzał sobie w myślach.
― No to na co czekasz? ― mówiąc to Aneneus popchnął Briana tak mocno, że ten uderzył twarzą w zamknięte drzwi. Dało się usłyszeć cichy chrzęst i jęk młodego wilkołaka.
Krew sączyła się chłopakowi ze złamanego nosa i napływała mu do rozchylonych ust. Próbował wytrzeć ją rękawem płaszcza, ale ona nie przestawała ciec. Zacisną na chwilę oczy z nadzieją, że uda mu się powstrzymać łzy. Jego urażona duma bolała równie mocno jak nos.
― Mało ci jeszcze? Rusz się w końcu!
Brian nie czekał na kolejny cios i szybkim szarpnięciem otworzył wrota. Nie oglądał się za siebie. Nie chciał patrzeć na zarośniętą gębę Aneneusa. Nie chciał widzieć jego ciemnych, wiecznie potarganych włosów ani krzaczastych brwi nad małymi, czarnymi oczami. Nie zależało mu też na ujrzeniu ironicznego uśmieszku na wargach starszego wilkołaka.
Wchodząc do wielkiej, mrocznej sali Brian zauważył, że Torin i Sheridan obserwują go. Z pewnością nie wyglądał najlepiej z twarzą umazaną w zaschniętej krwi i ze złamanym nosem. Może nawet zastanawiali się co mu się stało. Jednak chłopaka wyjątkowo nie obchodziło co myślą oni w tej chwili. A powodem tego była obecność pewnej osoby, która na razie nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Dzisiaj jej twarz nie ukrywała się pod kapturem płaszcza, ale mimo to młody wilkołak nie potrafił z niej wiele wyczytać.
Postać, która stała w pewnym oddaleniu od niego wyglądała jak nieruchomy posąg. Powaga i skupienie malowało się na jej bladym obliczu. Czarne włosy opadały na ramiona, a ciemne oczy utkwione były w kartce papieru, trzymanej w ręku. Brian dostrzegł też na jej prawej dłoni bliznę, której wcześniej nie zauważył. Ciągnęła się ona od nadgarstka aż do kciuka.
― Cieszę się, że nareszcie do nas dotarłeś ― odezwała się kobieta, podnosząc swój wzrok na młodego wilkołaka i robiąc kilka kroków w jego stronę. ― Widzę jednak, że miałeś z tym jakieś trudności.
Chłopak zacisną usta, słysząc za sobą donośny śmiech. Obstawiał, że to Aneneus. Zresztą kimkolwiek on, by nie był zaraz ucichł pod wpływem, zaledwie jednego, krótkiego spojrzenia czarnych jak smoła tęczówek.
― Najlepiej będzie jak przejdę do tematu ― zaczęła. ― Zapewne, wiesz co to jest, prawda?
Oczywiście, że wiedział co to jest. Razem z Sheridanem przynieśli to do niej jak tylko wrócili.
― Wiem. To mapa.
― A powiesz mi skąd ją macie?
― No… Wzięliśmy z chaty strażniczek.
― No oczywiście. A czy mógłbyś rozbudować swoją wypowiedź?
― Eeee… Tak, więc…  W nocy, gdy obserwowaliśmy chatę ja zauważyłem niedomknięte okno. Powiedziałem o tym  Sheridanowi, a on stwierdził, że to wielka szansa, więc weszliśmy do środka. Kiedy się rozglądaliśmy zauważyła nas jedna strażniczka. No, ale udało nam się ją złapać. Powiedzieliśmy, żeby dała nam mapę. Na początku nie chciała, ale później nieźle ją nastraszyliśmy i zaprowadziła nas do małego pokoiku na samej górze. Otworzyła wielki kufer. Była w nim mapa. Zabraliśmy ją, a strażniczkę zakneblowaliśmy i związaliśmy.
― Ciekawa historia. Sheridan opowiedział mi coś bardzo podobnego. Tylko, że jest pewien mały problem.
Brian słysząc ostatnie słowo poczuł, że serce zaczęło mu bić szybciej. Miał jakieś przeczucie, że w wydarzeniach tamtej nocy było coś dziwnego. Nie wiedział jednak co.
― Mapa jest fałszywa ― oznajmiła czarnowłosa kobieta, przewiercając chłopaka swoim spojrzeniem na wylot.
Z tyłu słychać było szepty i głosy zaskoczenia. Nikt chyba nie spodziewał się takiej wiadomości.
― Wybacz Pani, ale to nie możliwe. Sam… ― zaczął Sheridan, ale nie dane mu było dokończyć.
― Nie słyszysz tego co mówię? Mapa jest fałszywa. Strażniczki was oszukały. Zmieniły wam wspomnienia i wcisnęły jakiś kit razem z tą podróbką.
Brian zerknął na moment na twarz stojącej przed nim kobiety. Zawsze zastanawiało go jak może ona tak dobrze ukrywać swoje emocje. Wyglądała jakby wciąż nosiła taką samą maskę. Wieczny spokój. Nawet, teraz gdy mówiła to nie krzyczała. Nic absolutnie nic nie zdradzało tego jak bardzo jest wściekła. I to było w niej najbardziej przerażające.
            ― Znów mnie zawiodłeś, Brianie.
Chłopak natychmiast spuścił wzrok. Przyglądał się teraz złotemu kluczowi wiszącemu na szyi jego rozmówczyni. Był pewien, że czeka go kara. Wciąż tylko nie wiedział jak okrutna.
― Proszę o wybaczenie Pani ― powiedział cicho, modląc się w duchu, aby wybrnąć z kłopotu możliwie bezboleśnie.
― To nie wystarczy. Zmarnowałeś nie jedną, lecz dwie szanse. Trzeciej nie będzie. Musisz ponieść wszelkie konsekwencje swoich czynów.
            Brian był w szoku. Nie rozumiał co się dzieje. Jak to trzeciej szansy nie będzie? Co się z nim teraz stanie? To nie jego wina, że strażniczki go oszukały!
            Jego serce wybijało szybki rytm, spocone dłonie trzęsły się z nerwów, a w głowie wciąż rozbrzmiewały słowa: Musisz ponieść wszelkie konsekwencje swoich czynów.
― Sheridanie ― powiedziała nagle kobieta. ― Podejdź.
― Pani wybacz mi. Zawsze starałem się dobrze wypełniać twoje polecenia. Ten błąd…
― Spokojnie Sheridanie. Wiem, że się starasz i wypełniasz moje polecenia. Właśnie dlatego mam dla ciebie pewne zadanie.
― Jakie moja Pani?
― Zaprowadź Briana na skraj lasu. W razie problemów z tym Aneneus ci pomoże. Poczekasz tam na mnie z wykonaniem egzekucji.
― Egzekucji? ― spytał zaskoczony Sheridan.
― Tak, egzekucji. Masz zabić Briana.
Ostatnie zdanie rozbrzmiewało w sali jeszcze przez dłuższą chwilę.
Na początku do młodego wilkołaka nie dotarło to co usłyszał. Wszystko wydawało mu się takie nierealne. Nie mógł zrozumieć, że ktoś już zadecydował o jego życiu, a raczej końcu życia. Nie spodziewał się, że śmierć przyjdzie tak szybko. Prosił o karę bez przeraźliwego bólu, ale od razu śmierć? Nie czuł strachu. Było tylko zdziwienie.
Nie szarpał się, gdy go wyprowadzali. Nie krzyczał. Nie błagał o litość. W ogóle nie pamiętał jak znalazł się na dworze. Patrzył na zielone drzewa, nieświadomy co się wokół niego dzieje. Nieświadomy jak mało życia mu zostało.
Ocknął się dopiero, zobaczywszy kilka metrów przed sobą wielkiego, szaro-czarnego wilka. Bestia przyglądała mu się cicho powarkując.
To chyba ten widok sprawił, że w chłopaku obudził się strach przed tym co za chwilę się wydarzy. Wiedział, że nie ma sensu ani walczyć, ani uciekać, będąc otoczonym przez wilkołaki, głodne rozlewu krwi.
― Czas się pożegnać, Brian ― usłyszał kobiecy głos.
Nawet nie spojrzał na jego właścicielkę. Nie mógł oderwać wzroku od postaci wilka idącego ku niemu.
― Błagam ― szepnął ― To nie moja wina. Dobrze wiesz, że ja nigdy…
Przez chwilę w czarnych tęczówkach pojawiło się coś na kształt współczucia. Jednak później słychać już było tylko groźne warknięcie i krzyk bólu.
Nagle wszystko umilkło. Jedynie przestraszony kruk zerwał się do lotu, niszcząc grobową ciszę jaka nastała.
Evan nie mógł uwierzyć w to czego był świadkiem. Patrzył na zakrwawione ciało swojego przyjaciela, bo właśnie tym był dla niego Brian. Był przyjacielem. Patrzył i wciąż zadawał sobie pytanie: Dlaczego?
Słyszał podniecone głosy innych wilkołaków. Niektórzy byli zadowoleni, inni tak jak on nie rozumieli powodów tego zajścia. Jedno było pewne. To było wielkie, niezapomniane wydarzenie. I o to pewnie chodziło czarnowłosej kobiecie, która teraz ze spokojem kazała wszystkim się rozejść.
Evan spojrzał po raz ostatni na leżące zwłoki. Poszarpany płaszcz i bluzka przesączone były krwią. Twarz ,,zdobiło” kilka ran, z których ciekła czerwona posoka, a jedna z rąk chłopaka sterczała pod dziwnym kątem.
Wilkołak chciał zabrać ciało Briana i pochować je w jakimś ładnym i spokojnym miejscu, ale nie było mu to dane, bo Sheridan właśnie je zabierał. Pewnie ma zamiar zostawić je gdzieś na pożarcie dzikim zwierzętom. 






                         
Od autorki:
Wiem, że niektórzy z was polubili Briana. Ja też. Muszę, jednak przyznać, że wymyślając opowiadanie o strażniczkach wcale nie planowałam stworzenia takiego bohatera. Postać Briana powstała w przypływie chwili i weny na potrzeby rozdziału dziesiątego. Później trochę trudno mi było się z nim rozstać i napisałam kilka innych fragmentów z jego udziałem. Plany co do niego miałam różne. Jeden z nich znajduje się właśnie na górze. Mam tylko nadzieję, że nie znienawidzicie mnie z powodu tego co mu zrobiłam :) Brian dostał ode mnie dwa zadania. Po pierwsze miał ujawnić jak okrutna jest nasza ,,kochana” postać ukrywająca się pod czarną peleryną, a po drugie ukazać problem młodej osoby, która nie do końca potrafi się dopasować i jest odrzucana przez otoczenie. Czy dobrze udało mi się to przedstawić? To do was należy ocena.

sobota, 13 kwietnia 2013

17. Tajemne pomieszczenie



Jasmine długo rozmawiała z Lily i Lisą. W końcu, jednak nadszedł wieczór, czas było się pożegnać i iść spać. Jas życzyła przyjaciółkom kolorowych snów i wyszła z ich pokoju. Nie udała się jednak do siebie tylko zeszła schodami na dół. Chciała sprawdzić, czy w schowku naprawdę ukryta jest klapa, a jeśli tak, to dokąd prowadzi korytarz ze snu.
Kiedy Jas była już na parterze zauważyła, że drzwi do głównej sali, w której zazwyczaj odbywały się narady są uchylone. Dziewczyna po cichu podeszła bliżej. Usłyszała dwa głosy. Rozpoznała je. Rozmawiały ze sobą Ginevra i Dallas.

― Myślisz, że powinnyśmy jej powiedzieć? ― spytała blondynka.
― A czy coś to zmienni? – odezwała się Dallas. ― Żadna z nich nie żyje.
― Jesteś tego pewna? Ciała Brenny nigdy nie znaleziono, a jej siostra miała ogromną moc. Zawsze była silniejsza. Dobrze wiesz, że wizje zarówno te przyszłości jak i przeszłości zawsze coś znaczą.
― Masz rację. Przyszłość może się zmienić, ale przeszłość nie.
― Brenda ukradła klucz, więc mogła też zajrzeć do czarnej księgi. Może nadal żyje.
― Bez ciała to nie możliwe ― stwierdziła stanowczo szatynka. ― Nie mamy żadnych dowodów na to, że któraś z nich nadal żyje. Dlatego myślę, że nie ma sensu mówić o tym Ellen. Dziewczyna powinna móc spokojnie rozwijać swoje umiejętności. Inne strażniczki też nie powinny się o tym dowiedzieć. Zaczęłyby się jakieś insynuacje, plotki, a ja nie chcę, żeby Ellen przechodziła przez coś takiego jak Kelly.
― To co się stało z Isleen to…
― Matka Kelly powinna żyć ― powiedziała Dallas. ― Przewidziała, że to się stanie, broniła drzewa, a nie obroniła siebie.
― Dobrze wiesz jaka była ― zaczęła Ginevra. ― Zamknięta w sobie, uparta, oddana sprawie. Kelly też taka jest.
― Wiem i dlatego czasem się o nią martwię.
― Kelly jest ostrożniejsza i silniejsza od matki. Da sobie radę. Tylko, żeby nie przeszła na stronę ciemności. W jej oczach jest coś… Widziałaś jak traktowała wilkołaki?
― Widziałam, ale wiem, że ona nie jest zła.
― Nie możesz być tego pewna. Już raz się myliłaś. Lepiej miej ją na oku.
― Nie mam wglądu w przyszłość, ale wierzę w Kelly. Buntuje się, bo wiele przeszła. A teraz przepraszam, muszę z nią porozmawiać.
Jasmine usłyszała zbliżające się kroki. Musiała gdzieś się schować, a jedyne co jej przychodziło do głowy to schowek pod schodami. Zamknęła za sobą drzwi i dosłownie kilka sekund później ktoś wyszedł na korytarz. Czarnowłosa była pewna, że to Dallas. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i wyjrzała przez szparę w drzwiach. Pusto. Jeszcze kilka wdechów i wyszła z ukrycia. Potrzebowała świecy. Od razu w oczy rzucił jej się świecznik. Nie musiała go nawet szukać. Co innego, gdyby chodziło o kontakt albo żarówkę. Tego, by tutaj nie znalazła. Ale świec jest akurat w chacie pod dostatkiem.
Wzrokiem sprawiła, że świeczki się zapaliły. Tak wyposażona weszła ponownie do schowka.
W maleńkim pomieszczeniu panował mrok. Wszystko wyglądało tak jak we śnie. Miotły, wiadro, słoiki, dywan… Nic się nie zmieniło, odkąd czarnowłosa kobieta z wizji tu była.
Jasmine odsunęła dywan jedną ręką, a później na czworaka szukała klapy. Dłoń, w której trzymała świecznik zadrżała, gdy w nikłym blasku płomieni dziewczyna dostrzegła wejście do podziemnego tunelu. Jas postawiła świecznik na podłodze. Jej lodowate i wciąż lekko trzęsące się ręce z niemałym trudem zdjęły naszyjnik, na którym dyndało małe, złote jabłko. Pasowało ono idealnie do otworu w klapie.
Czarnowłosa jeszcze przez dobre kilka minut wpatrywała się w małe schodki, nie mogąc zdecydować się czy zejść nimi w dół. Przerażała ją nie tyle ciemność, co obawa przed tym, że jej sen może być rzeczywiście wizją przeszłości.
Co zrobiłaby, gdyby okazało się, że jej matka lub ciotka ukradła klucz? Jak mogłaby żyć ze świadomością, że jest córką lub siostrzenicą zdrajczyni? Co zrobiłyby Lily, Lisa i Ena, gdyby się dowiedziały? Bała się prawdy, a jednocześnie chciała ją poznać.
― Weź głęboki wdech i idź ― wyszeptała do siebie.
Korytarz, w którym się znalazła był wąski i ciemny, a każdy jej krok roznosił się głośnym echem. Jasmine doznała efektu déjà vu. Czuła jakby sen, który miała powrócił tylko z jedną różnicą. Teraz to ona była jego główną bohaterką. Mimo zdenerwowania i tego dziwnego, wszechogarniającego ją odczucia nie przerwała wędrówki.
Jak się wkrótce okazało korytarz nie był długi, a na jego końcu znajdowały się duże, dębowe drzwi. Jasmine nacisnęła klamkę i mocno pchnęła. Otworzyły się z oporem.
Pierwsze co uderzyło Jas, to zapach stęchlizny i ogromny zaduch. Brak okien uniemożliwiał wymianę powietrza i dostęp światła. To jednak nie zniechęciło Jasmine. Zdecydowała już i nie zamierzała rezygnować z poznania prawdy. Zrobiła kilka kroków do przodu. Blask świec oświetlił jej drogę, jednocześnie tworząc na ścianach przerażające cienie.
Jasmine rozejrzała się uważnie. W samym centrum, niedużego pomieszczenia znajdował się prostokątny stół z ciemnego drewna, pokryty grubą warstwą kurzu. Na obu jego końcach stały dwa, spowite pajęczyną świeczniki. Jas zapaliła umieszczone w ich ogarki świec, a wtedy to blask płomieni rozświetlił wnętrze. Wzrok czarnowłosej powędrował po przedmiotach leżących na stole. Dwie szkatułki i dwie księgi. Cztery rzeczy, które wystarczyły, by dziewczyna poczuła się nieswojo. Coś jednak nie pozwalało jej tak, po prostu odejść. Musiała sprawdzić, zobaczyć, dowiedzieć się…
Ręka Jasmine spoczęła na jednej z misternie zdobionych szkatuł. Czarnowłosa delikatnie podważyła wieczko i zajrzała do środka. Nie było tam nic oprócz białego materiału, który wyściełał wnętrze pudełeczka.
― To tu musiał być klucz ― powiedział cicho ― A to znaczy, że w drugiej…
Gdy otworzyła większą ze szkatuł przekonała się, że miała rację. Na jej dnie złożona była mapa. Jas nie mogła powstrzymać ciekawości i sięgnęła po pożółkłą kartkę papieru. Przedstawiała ona całą okolicę włącznie z chatą i lasem. Czarnowłosa nie mogła, jednak dostrzec miejsca ukrycia drzewa. Z boku były co prawda jakieś napisy, ale dziewczyna nic z nich nie rozumiała. Odłożyła mapę i otworzyła białą księgę, leżącą obok.
Na kartach tej prastarej księgi
Cała historia jest nas spisana
Nie jedną dobrą radę znajdziesz
Prawdę jeśli takiej szukasz
Jeśliś szczęściarz
To księga rąbka tajemnicy uchyli
Przepowiednie poznasz co za wieki się spełnić może
Jeśli zaś zło twym sercem włada
Nie dla ciebie te słowa spisane
Księga się zamknie
A ty marny człowiecze
Jak w transie do swej komnaty powrócisz
I w sen głęboki do rana zapadniesz
Jasmine z zapartym tchem czytała kolejne wersy księgi. Nie mogła uwierzyć, że w dłoniach trzyma taki skarb. Szybko przejrzała historię strażniczek, ale niczego nowego się nie dowiedziała. Jednak zaraz po historii znalazła przepowiednie.
Czas wyjątkowy czerwcowa noc wyznaczy
Bicie zegara
Okrąg księżyca
Piorun bez burzy
Wtenczas dziecię niezwykłe przybędzie
Mrok na świeci rozproszy
Nie jedną przepaść przekroczy
Zła się nie zlęknie lecz je pokona
Odnosząc niejedną ranę
Ludzkość od zguby zachowa
― Niezwykłe ― powiedziała Jas, przypatrując się słowom przepowiedni. ― Czyli na świat przyjdzie ktoś kto… Właściwie, co to wszystko znaczy? Będzie jakiś koniec świata czy jak? 
Jasmine przeczytała tekst kilka razy i wciąż niewiele z tego rozumiała. Przecież nie raz słyszała, że Majowie przepowiedzieli koniec świata. I co? Ludzie przeżyli nie jeden taki ,,koniec”.  Dlatego, tym bardziej miała prawo nie wierzyć w takie przewidywania. Prawda? Coś jednak nie dawało jej spokoju i mówiło, że to nie jakaś tam kartka z nic nieznaczącymi słowami. W końcu to księga strażniczek.
            Jednak Jas jak niejedna osoba na jej miejscu, pełna wątpliwości i mieszanych uczuć odłożyła księgę, i stłumiła w sobie powoli narastający niepokój.
            ― Przecież według tej przepowiedni ktoś obroni nas przed końcem świata. Po co więc się martwić? ― pocieszyła się w duchu.
            Wzrok dziewczyny padł teraz na ostaną z rzeczy znajdujących się na stole. Czarna księga oprawiona w skórę i pokryta warstwą kurzu leżała sobie spokojnie, mimowolnie kusząc Jasmine.
― Przecież tylko zajrzę. To nic strasznego.
Jasmine podniosła księgę, nie do końca wiedząc czy dobrze robi. Była ona duża i ciężka. Otwierając ją Jas poczuła, że oblewa ją zimny pot. W środku zobaczyła krwiście czerwone napisy.
Ciemność jest potęgą
Światło jest słabe
Zło nad dobrem ma władzę
Przysporzy ono bólu i cierpienia
Tym co stoją na jego drodze
Kto nie należy do mroku
W świetle się chowa
Naiwnie ufając w łaskawość świata
Okrutne zło ma lepszy oręż
I lepiej nim włada
Przyłącz się do nas bracie lub siostro
Przeczytaj księgę
A dowiesz się jak zasiąść na tronie z jabłkiem w ręce
Jasmine przejrzała kilka dalszych kartek, ale po chwili z obrzydzeniem zamknęła księgę. Jakoś ją nie ciekawił sposób wniknięcia w ciało innego człowieka, umiejętność torturowania wzrokiem bądź dotykiem czy zabójczy wywar.
Zaczęło ją, za to niepokoić i jednocześnie zastanawiać co mogłoby się stać, gdyby ta księga wpadła w niepowołane ręce. A właściwie prawdopodobnie  już wpadła. Jasmine, jednak trudno było uwierzyć w winę zarówno mamy jak i ciotki. To musiała być jakaś pomyłka. Ona musiała coś źle usłyszeć. Pewnie śni i zaraz się obudzi. Zamknęła oczy z nadzieją, że po ich otwarciu będzie leżeć w swoim łóżku.
― W porządku, to nie koszmar ― powiedziała cicho, gdy okazało się, że wciąż stoi w zatęchłym pomieszczeniu.

***
            Brian siedział w niewielkim pokoiku. Budynek, w którym mieszkał trudno było nazwać domem. Był mały, drewniany i liczył, zaledwie trzy pomieszczenia, włączając w to kuchnię i łazienkę. Znajdowały się tu tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przykład? Pokój, w którym teraz przebywał wraz z innym wilkołakiem zaopatrzony był w łóżko, stoliczek i komodę. Brian dostrzegał w tej klitce tylko jedną zaletę ― samotność. Tu nie był narażony na kpinę i złe traktowanie z jakim spotykał się na każdym kroku. Nie miał wielu przyjaciół, którzy stanieliby w jego obronie. Do tego grona mógł chyba tylko zaliczyć Evana. To właśnie jemu opowiedział co wydarzyło się nocą w chacie strażniczek.
― Masz szczęście. Może teraz zaczną traktować cię poważnie. W końcu udało wam się dostać do chaty i zdobyć mapę. ― powiedział czarnowłosy chłopak o oczach koloru mlecznej czekolady. ― Zanieśliście ją od razu, prawda?
            ― Tak Evan. Chociaż…
            ― Chociaż co?
            ― Wydaje mi się, że coś jest nie tak ― zwierzył się Brian.
            ― Młody!
            Usłyszeli krzyk, a później ktoś uderzył pięścią w okno z taką siłą, że szyba aż się zatrzęsła.
            ― Wzywają cię! Rusz swoją dupę i chodź!