sobota, 25 maja 2013

21. Kłamstwo i prawda



Jasmine siedziała w pokoju Lily i Elisabeth. Głównym tematem rozmów była oczywiście ostatnia wizja Lilian.
― Jak myślisz dlaczego przyśniło ci się coś takiego, skoro to na razie nie może się wydarzyć? ― zastanawiała się Lisa.
― Nie wiem. Nie mam wpływu na wizje. To mógł być przebłysk odległej przyszłości. To co widziałam może się też wcale nie zdarzyć.
― A co z osobami, które widzisz? Może ta kobieta się jeszcze nie urodziła ― powiedziała Jas.
― Nie sądzę, żeby moje wizje sięgały aż tak daleko. Ta kobieta na pewno już żyje i myślę, że nawet wie o zakazanym drzewie.
Czarnowłosa zamyśliła się na chwilę. Wiele wskazywało na to, że ta kobieta należy do jej rodziny. A jeśli tak, to Jas chciała się z nią spotkać i porozmawiać. Tylko jak miałaby, to zrobić?
Rozmowę przerwał telefon. Lily spojrzała na wyświetlacz i aż jęknęła w duchu. Dzwonił Mark.
― Kto to? Mark? ―  spytała rudowłosa.
― Tak ― odpowiedziała wychodząc z pokoju.
Na korytarzu nikogo nie było. Dziewczyna nacisnęła zielony klawisz.
― Hej Mark. Co u ciebie?
― Nic takiego. Nudzę się i pomyślałem, że zadzwonię. Jesteś smutna?
― Co? Nie. Niby dlaczego?
― No, nie wiem. Masz czas? Może byśmy się spotkali?
― Eee… Mark? Przecież ja jestem u wujka.
― Myślałem, że wróciłaś. Widziałem cię w oknie twojego domu. Nawet pukałem, ale…
Serce Lily przyspieszyło. Widział ją. Co miała teraz zrobić? No, tak. Oczywiście musiała skłamać.
To dla jego dobra ― przekonywała się w myślach.
― To nie możliwe. Nie mogłeś mnie widzieć, bo mnie tam nie było. Ciocia trafiła do szpitala. Jej stan się nie poprawia, a ktoś musi pomóc wujkowi zająć się domem.
― Wydawało mi się… zresztą nieważne. Przecież gdybyś była w domu na pewno byś mi otworzyła.
― No jasne, że bym ci otworzyła ― mówiąc to Lily czuła się okropnie.
Dziewczyna nie znosiła kłamać, ale nie miała wyjścia. Zaplątała się w sieć oszustw i nie wiedziała jak z tego wybrnąć.
― To właśnie, dlatego jesteś taka smutna? Przez to, że twoja ciocia się źle czuje?
― Co? A tak, tak. Wciąż o niej myślę.
― Nie martw się ona na pewno wyzdrowieje ― pocieszał Mark.
― Chciałabym móc się z tobą spotkać ― wyznała blondynka.
― Ja też, ale zobaczysz, gdy wrócisz do domu zabiorę cię w piękne miejsce i wszystko nadrobimy.
Lily usłyszała jak chłopak wzdycha ciężko.
― Co jest?
― Nic. Tylko miałem nadzieję, że się spotkamy.
Poczucie winy było jak ogień i spalało dziewczynę od środka.
― Zrobiłam co musiałam.
― Co?
Lily nawet nie zdawała sobie sprawy, że powiedziała to na głos.
― Co powiedziałam?
― Powiedziałaś: Zrobiłam co musiałam.
― Eee… to nie było do ciebie. To było do… do babci. Po prostu zrobiłam to, co ona mi kazała.
― Aha. Lily?
― Tak? Tyle mam ci do powiedzenia, ale nie wiem od czego zacząć. Chociaż chyba powinienem powiedzieć ci to prosto w oczy, tak osobiście, a nie przez telefon.
― To zależy co chcesz mi powiedzieć.
― Wydaje mi się, że wiesz co, ale nie jestem pewny, co ty na to. Chciałbym cię zobaczyć.
― Mówisz to już czwarty raz ― odezwała się blondynka, czując jak dłonie jej drżą.
― Ja, po prostu chciałem… cholera.
― Co się dzieje?
― Zgubiłem ładowarkę i telefon zaraz mi się rozładu…
― Mark? Mark?! Jesteś tam?
Połączenie zostało zerwane, a Lily jeszcze przez chwilę stała nieruchomo z komórką przyciśniętą do ucha.
Po powrocie do sypialni przyjaciółki uważnie jej się przyglądały.
― Co się stało? ― zapytała Elisabeth. ― Zbladłaś.
― Musiałam okłamać Marka ― powiedziała blondynka, kierując się wolno stronę łóżka.
― Dlaczego tym razem?
― Telefon mi się rozładował i wróciłam do domu. Mark zauważył mnie, kiedy wyjrzałam przez okno. Później zaczął pukać do drzwi.
― Chyba mu nie otworzyłaś?!
― Jasne, że nie Lis! Udawałam, że nikogo nie ma i sobie poszedł, ale teraz zadzwonił i chciał się spotkać. Myślał, że wróciłam.
― I co mu powiedziałaś? ― spytała rudowłosa.
― Że mnie nie ma.
― To właściwie prawda ― odezwała się Jas.
― Powiedziałam też, że coś mu się przewidziało i moja ciotka leży w szpitalu. Był taki smutny i zawiedziony, ale mnie pocieszał. Czuje się paskudnie. Czasami chcę mu powiedzieć prawdę. Wyznać kim jestem.
― Może, to dobre rozwiązanie ― zastanawiała się głośno Jasmine.
― Oszalałaś?! ― krzyknęła Elisabeth.
― Ty też będziesz musiała wszystko powiedzieć Tomowi.
― A ty? Jack też powinien się dowiedzieć.
― Nie. Nie można, im teraz niczego powiedzieć. To wszystko musi się skończyć. Oni muszą być bezpieczni ― odrzekła Lily, przenosząc wzrok z przyjaciółek na okno.
To właśnie tam czekało zagrożenie. To właśnie tam było zakazane drzewo - cały powód tego zamieszania. To właśnie sprawiało, że na razie żadna z nich nie mogła być naprawdę szczęśliwa.
***
Jasmine siedziała na łóżku i co chwilę zapalała świeczkę, przesuwała ją wzrokiem po nocnym stoliku i gasiła. Zapalała, przesuwała, gasiła. Zapalała, przesuwała, gasiła. Nawet specjalnie się nie zastanawiała nad tym co robi. Jej myśli błądziły po głowie, nie chcąc ułożyć się w logiczną całość.
Kim jest ta kobieta? Jak poznać prawdę? Czy przepowiednie przyszłości mają związek z wizjami przeszłości? Mam tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Sny, sny, sny. Tak, to one stanowią elementy układanki. Tylko, co jeśli nie masz wzoru, a puzzli brakuje? Jak ułożyć obrazek? Trzeba odnaleźć pozostałe puzzle. Ale jak?
― Zaczynam się o ciebie martwić Ellen. Siedzisz od godziny, bawiąc się świecą ― powiedziała Ena.
Jasmine nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi. Dalej siedziała zamyślona.
Muszę szukać sama. Gdybym tylko miała więcej wskazówek. Od czego zacząć?
― Świetnie! Nawet mnie nie słuchasz. Wiesz co? Jesteś tu, a jakby cię nie było. O czym tak rozmyślasz?
Ktoś coś do mnie mówił? A tak, Ena!
Jasmine oderwała wzrok od świeczki i spojrzała na czerwonowłosą. Wcześniej nie słuchała jej zbyt pilnie.
― O prawdzie ― odpowiedziała krótko Jas.
― Ciekawy i rozległy temat. A o czym dokładnie?
― Jak dowiedzieć się prawdy.
― Szukając. A jak inaczej?
Jasmine popatrzyła na Enę i nagle dostała olśnienia. W jej głowie powoli zaczął kształtować się plan działania.

środa, 8 maja 2013

20. Nocna narada



Wielka, rozłożysta jabłoń o złocistych liściach rosła na małej wysepce. Woda otaczająca ląd była spokojna. Osoba w czarnym płaszczu, przechodząca przez wąski, drewniany mostek wychyliła się i spojrzała w ciemną toń.
Odbijała się w niej piękna twarz o delikatnych rysach, pełnych wargach i małym, zgrabnym nosie. W dużych czarnych oczach przez chwilę mignęło coś niebieskiego, a usta wykrzywiły się w grymasie. Powieki zamknęły się na moment, a oddech przyspieszył. Mogłoby się wydawać, że kobietę coś boli, jednak gdy ponownie otworzyła oczy i spojrzała w lustro wody wszystko było w porządku.
Skupiła swój wzrok na drzewie i zrobiła kilka kroków do przodu. Jabłoń rosła w jej oczach. Była już tak blisko swojego celu. Jeszcze moment, a posiądzie moc o jakiej zawsze marzyła.
Zatrzymała się pod złocistym baldachimem liści i popatrzyła w górę. Jej dłoń uniosła się w kierunku błyszczącego złotem jabłka. Było odrobinie za wysoko. Musiała stanąć na palcach. Tak, już prawie. Palce musnęły delikatną powierzchnię zakazanego owocu.
― NIE!
Krzyk i huk obudził Elisabeth. Dziewczyna natychmiast zapaliła światło. Przez chwilę oniemiała patrzyła na leżącą na podłodze Lily, która wciąż powtarzała:
― To nie możliwe. To nie może się stać. Nie może.
Rudowłosa podbiegła do przyjaciółki. Nie miała pojęcia, co się stało.
― Lily! Co się nie może stać? Lily, powiedz o co chodzi.
Blondynka spojrzała na Lisę nieprzytomnym wzrokiem. Nie dochodziło do niej to, co mówiła przyjaciółka. Przed oczami wciąż miała tylko sceny ze snu.
― Ja muszę im powiedzieć. Ostrzec.
― Ale co musisz powiedzieć i przed czym ostrzec? ― spytała zdezorientowana Elisabeth.
― Widziałam…
― Co widziałaś?
― Wielkie nieszczęście.
― Miałaś wizję, tak? To coś poważnego?
Lily skinęła głową.
― W takim razie trzeba zwołać zebranie ― zdecydowała rudowłosa, pomagając wstać blondynce.
***
Wszystkie obudzone, strażniczki zgromadziły się w wielkiej sali. Większość z nich kompletnie nie miała pojęcia co się stało. Jednią z nich była właśnie Jasmine, która razem z Eną została wyciągnięta z ciepłego łóżka i przyprowadzona na jakieś obrady. Dziewczyna poprawiła szlafrok, odgarnęła spadające na oczy kruczoczarne włosy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało, tak jak zwykle. Lustra, świecąca kula pod sufitem i ogromna pusta przestrzeń. 
― Pholomeno chciałaś nam coś powiedzieć?
Lily spojrzała na Dallas i skinęła głową.
― Miałam wizję.
Te dwa krótkie słowa sprawiły, że w sali nastąpiło poruszenie. Strażniczki szeptały między sobą, mówiąc, że gdyby nie było, to coś ważnego, to by ich nie budzono.
― Jak myślisz, czy wilkołaki zaatakują? ― Usłyszała Jas i spojrzała na Enę.
Dziewczyna stała obok niej w granatowym szlafroku ze zmierzwioną burzą czerwonych włosów i wcale nie wydawała się być zaniepokojona. Wręcz przeciwnie. Jej oczy lśniły blaskiem, gdy mówiła o potencjalnym ataku wielkich, groźnych bestii.
― Zaraz się dowiemy.
― To mogłoby być całkiem ciekawe ― powiedziała cicho Ena.
            Jasmine zerknęła na nią.
Może marzy jej się jakaś walka? Była bardzo z siebie zadowolona, gdy uderzyła świecznikiem tego młodego wilkołaka ― pomyślała czarnowłosa.
― Uspokójcie się i dajcie dojść do głosu Pholomenie ― odezwała się Ginevra, podchodząc do swojej wnuczki.
Kiedy głosy już całkowicie ucichły,  Lily wyjaśniła zgromadzonym, co widziała we śnie. Powiedziała o kobiecie w pelerynie, zakazanym drzewie i złotym jabłku. Zataiła tylko jedną, małą rzecz, o której wiedziała tylko Dallas i prawdopodobnie Jas. Tą rzeczą było podobieństwo kobiety w czerni do Jasmine. Blondynka uznała, że nie powinna tego nigdzie rozgłaszać i przysparzać tym samym jakichś kłopotów przyjaciółce.
― Chwileczkę. Jaka kobieta? Przecież, to wilkołaki chcą dostać się do drzewa, tak? ― dopytywała się Kelly.
Dziwnym trafem ona jako jedyna nie zjawiła się w sali w szlafroku i włosami w nieładzie. Wyglądała jakby w ogóle się nie kładła. Była ubrana, uczesana i nawet o 3.00 w nocy potrafiła trzeźwo myśleć.
― Ktoś z nimi współpracuje ― powiedziała Dallas.
― Na razie nie mają mapy, więc nie trafią do drzewa ― odezwała się Nora .
― Właśnie! Na razie nie mają! ― krzyknęła Kelly, patrząc na dziewczynę, która przed chwilą odważyła się wyrazić swoje zdanie.
― Żadna z nas bez walki nie odda mapy ― zapewniła Hilde.
― Mogą się włamać i przeszukać chatę, gdy będziemy spały ― wtrąciła Tullia.
― Już raz ktoś nie zamknął okna, prawda?
Zielonooka spojrzała w orzechowe oczy blondynki jakby chciała odczytać jej myśli.
― Nie ma co panikować ― odezwała się Seren, która jak zwykle zachowała spokój. ― Ena narysowała fałszywą mapę, a Dallas zmieniła wspomnienia wilkołakom. Od tamtej nocy żadna z nas nie widziała kręcącego się wokół chaty wilka. Może teraz zajęci są poszukiwaniem drzewa, którego bez prawdziwej mapy nie znajdą.
― Seren ma rację ― zgodziła się Ginevra. ― Wizja przyszłości może być bardzo odległa. Ważne, że zostałyśmy ostrzeżone i teraz jeszcze bardziej będziemy uważały.
― Może i wilkołaki na razie nie mają mapy, ale co z tą kobietą? ― spytała Kelly. ― Co o niej wiemy? Kim ona jest? Czy na pewno współpracuje z wilkołakami? A może jeszcze ktoś inny chce się dobrać do drzewa?
Jasmine nie wiedziała do końca dlaczego, ale czuła się dziwnie, gdy Kelly obrzucała każdą z nich podejrzliwym spojrzeniem. Jas przecież nie była winna. Jednak bała się chyba tego, że zostanie o coś posądzona.
Może ktoś widział mnie jak wychodziłam ze schowka? ― myślała. ― Może Kelly wie coś o mojej matce lub ciotce?
― Czy mi się wydaje,  czy ty nas o coś podejrzewasz? ― Elisabeth wcześniej przysłuchiwała się rozmowie, ale teraz postanowiła się odezwać.
― Myślisz, że mam ku temu powody? ― odpowiedziała pytaniem na pytanie zielonooka.
― Jeśli myślisz, że któraś z nas zdradziła to…
― To co?
Ciemna zieleń spotkała się z jasną. Nastąpiła chwila milczenia. Czuć było w powietrzu kłębiące się emocje, które lada chwila mogły wybuchnąć.
― To się mylisz ― powiedziała Lisa, patrząc prosto w oczy swojej rozmówczyni.
― Ludzie nie zawsze są tacy za jakich pragną uchodzić. Pozory czasami mylą, a ty jesteś naiwna wierząc, że wszyscy są dobrzy. Może cię zaskoczę, ale na świecie żyją też potwory.
― Doskonale wiem jacy są ludzie ― mówiąc to rudowłosa pomyślała o swoim ojcu.
― Przestańcie się kłócić ― rozkazała Dallas. ― Nikt nikogo tu o nic nie będzie oskarżał. Proszę was tylko o czujność. A teraz idźcie do swoich pokoi.
Kiedy Lily chciała wyjść ktoś ją złapał za ramię. Blondynka odwróciła się i szepnęła:
― Ta sama.
***
Jasmine już nie zasnęła. Do rana leżała i myślała o tym czego zdążyła się dowiedzieć w tak krótkim czasie. Zadziwiające było to,  jak ta wiedza zmieniła jej życie i sposób patrzenia na różne sprawy. Wcześniej nie wiedziała kim jest. Wcześniej nie wiedziała, że miała ciotkę. Wcześniej nie wiedziała wielu rzeczy o swojej matce. Tyle odkryła, ale wciąż tak mało. Za mało. Musiała się dowiedzieć więcej.
            Musiała wymyślić jakiś plan. Dobry plan odkrywania prawdy.




środa, 1 maja 2013

19. Małymi kroczkami ku prawdzie


Lily raptownie podniosła się z łóżka i omiotła przerażonym wzrokiem pokój. Pierwsze promienie wschodzącego słońca dodały dziewczynie otuchy, ale nie mogła ona zapomnieć o swojej nocnej wizji. Musiała o niej komuś powiedzieć. Najlepiej Dallas, bo to właśnie jej dotyczył proroczy sen.
Tak, tak muszę iść i jej powiedzieć ― pomyślała.
Blondynka zerknęła na zegarek. Było jeszcze bardzo wcześnie. Wszyscy z pewnością spali. Postanowiła, więc nie budzić Dallas i poczekać. Dziewczyna położyła się wygodnie na łóżku i próbowała zasnąć. Bezskutecznie.
Nie myśl o tym. To wcale nie musi się spełnić. Po prostu zaśnij.
***
Jasmine wstała rano i poszła do biblioteki. Niezrozumiały dla niej tekst na mapie nie dawał jej spokoju. Musiał istnieć jakiś język. Język strażniczek. A ona bardzo chciała go poznać.
Długo chodziła między pułkami, szperała w zakurzonych księgach, ale wciąż nie mogła nic znaleźć.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła Dallas. Jas zauważyła, że kobieta kieruje się w jej stronę. Czarnowłosa zrobiła jak najciszej kilka kroków do tyłu i schowała się za pobliskim regałem. Szatynka przystanęła i wyjęła jakąś opasłą księgę. Odnalazła interesujący ją fragment i zaczęła czytać. Jasmine powoli zaczęła się denerwować, że nie tylko z jej poszukiwań nici, ale i do tego nie będzie mogła wyjść niezauważona. A Dallas jak na złość stała i czytała. Czytała. Czytała i czytała.
Ile można?
Kiedy Jas postanowiła wyjść i wymyśliła już co ma powiedzieć kobiecie drzwi ponownie się otworzyły. Czarnowłosa wyjrzała dyskretnie i zauważyła, że do biblioteki weszła Lily. Wyglądała na zdenerwowaną i bardzo czymś przejętą.
Co mogło się stać? ― pomyślała Jasmine.
― Muszę ci coś powiedzieć ― zaczęła blondynka. ― Coś ważnego.
Dallas oderwała się od czytanej lektury i spojrzała na Lily.
― Co takiego?
― Miałam wizję. I ja widziałam… Ja zobaczyłam…
― Co takiego?
― Jak… Ktoś cię porwał. A właściwie oni, a może nie. Ja nie wiem. Widziałam wilkołaka, ale nie tylko. Była też kobieta ― mówiła zdenerwowana.
― Uspokój się i powiedz wszystko, co widziałaś, ale po kolei.
Dziewczyna skinęła głową, wzięła głęboki wdech i popatrzyła na Dallas.
― Widziałam cię w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Było tam kilka świec. Siedziałaś na podłodze, a za tobą stał wilkołak. Ten starszy, co tu się włamał.
― A kobieta?
― Stała przed tobą. Miała ubranie, włosy i oczy całkiem czarne. Wszystko czarne! Tylko jej skóra była blada. Wyglądała… Przypominała mi… Ja…
― Kogo ci przypominała? Widziałaś ją już kiedyś?
― Nie widziałam, ale ona… To takie dziwne, ale ona była podobna do Jasmine.
― Myślisz, że to była ona?
― Nie, nie ― zaprzeczyła Lily. ― Wydaje mi się, że to raczej ktoś podobny do niej. Tylko, że…
― To nie możliwe, bo ani jej mama i ciotka nie żyją? ― zgadła Dallas.
― Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Chciałam cię tylko ostrzec.
― Wiem i dziękuje ci, za to. Będę uważała na siebie. Nie musisz się o mnie martwić.
W głowie Jasmine kłębiło się tysiąc przeróżnych myśli.
Czy jej mama, jednak żyje? A może jej ciotka? A jeśli nawet któraś z nich żyje, to zdradziła strażniczki. Co się stało kilkanaście lat temu? Okłamywali ją?
Jas poczuła, że wszystko wokół niej wiruje. Próbowała oprzeć się o regał i niechcący zrzuciła kilka książek. Odgłos upadających rzeczy rozniósł się po pomieszczeniu. Czarnowłosa zamarła.
― Ellen? Co ty tu robisz?
Dziewczyna obróciła głowę w prawo i dostrzegła Dallas, która przyglądała jej się zaskoczona.
― Jas tutaj jest? ― spytała Lily, pojawiając się u boku szatynki.
― Ja tylko… Szukałam pewnej książki. Nic takiego. Już idę. Nie przeszkadzajcie sobie i rozmawiajcie dalej.
― Nie, nie, nie. Zostaniesz Ellen ― rzekła kobieta.
― Dobrze zostanę. Może w końcu dowiem się co się dzieje. Coś przede mną ukrywasz Dallas ― powiedziała czarnowłosa, patrząc prosto w oczy starszej strażniczki.
― Pholomeno myślę, że możesz nas zostawić same. Mamy z Ellen sporo spraw do wyjaśnienia.
Blondynka popatrzyła niepewnie na swoją przyjaciółkę, a później bez słowa sprzeciwu wyjszła z biblioteki.
― Dobra, dość kłamstw. Chcę poznać prawdę. Czy moja mama lub ciotka żyją?
― Nie wiem ― odpowiedziała Dallas, patrząc z troską na stojącą przed nią dziewczynę.
― Jak to nie wiesz?! Słyszałam twoją rozmowę z Ginevrą. Ona uważa, że któraś z nich mogła przeży…
― Chciałabyś tego? ― spytała kobieta, przerywając Jasmine. ― Chciałabyś, żeby żyła twoja mama lub ciotka? Chciałabyś się z nim spotkać?
Czarnowłosa nie odpowiedziała. Nie wiedziała co. Chciałaby je zobaczyć. Porozmawiać. Dowiedzieć się co się stało, ale z drugiej strony bała się prawdy.
― Widzę, że ― kontynuowała Dallas ― jesteś zła za to, że zataiłyśmy przed tobą kilka spraw z przeszłości. Musisz, jednak wiedzieć, że robimy to dla ciebie. Dla twojego dobra. Czasem lepiej wiedzieć mniej. Można, wtedy uniknąć wielu rozczarowań.
― Opowiedz mi coś o mamie i cioci. Jakie były? Złe? Dobre? Co się z nimi stało? ― prosiła Jasmine.
Dallas westchnęła cicho. Postanowiła, że powie Ellen to, co powinna wiedzieć i to, co jej nie zrani.
― Twoja mama była wspaniałą kobietą. Ciepłą, pomocną, przyjacielską. Jesteś do niej bardzo podobna. Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza. Bardzo kochała siostrę, Williama i ciebie. Była taka szczęśliwa, gdy się urodziłaś.
Jas uśmiechnęła się na wyobrażenie swojej mamy, uśmiechającej się do niej.
― Twoja ciocia była trochę inna. Była odważniejsza, uparta, silna. Brenna zawsze przychodziła do niej po radę i zawsze jej słuchała. Tak, Brenda miała duży wpływ na twoją mamę.
― Czy ciocia naprawdę zabrała klucz?
― Nie widziałam tego, ale…
― Ale co?
― Isleen miała wizję przyszłości. Widziała jak Brenda ucieka z kluczem przez las.
― Nie próbowała jej przeszkodzić? ― spytała czarnowłosa.
― Oczywiście, że próbowała. Bardzo uważała na Brendę. Zauważyła jak nocą wymyka się z chaty i poszła za nią. Dwa dni po tym znalazłyśmy je obie martwe.
― Obie? Ale jak to się stało? Zabiły się nawzajem? Przecież to niemożliwe!
― Mówię co wiem ― powiedziała spokojnie Dallas. ― A teraz myślę, że powinnaś już pójść. Wielu rzeczy się dzisiaj dowiedziałaś.
― Ale nie wszystkich, tak?
― Idź już.
― Co z moją mamą?
― Zaginęła, gdy miałaś pół roku. Jej ciała nie znaleziono, ale nie ma też żadnych dowodów na to, że żyje. Policja już dawno przestała jej szukać. Uznano ją za zmarłą.
― Tylko tyle?
― Niczego więcej ode mnie się nie dowiesz. Idź do swoich przyjaciółek i myśl o przyszłości zamiast rozpamiętywać to, co już nie ma znaczenia.
Jasmine nic nie powiedziała. Wyszła nawet nie patrząc na Dallas. Czuła, że kobieta coś przed nią ukrywa. Dzięki tej rozmowie dowiedziała się jednego: to jej ciotka zdradziła i zapłaciła, za to swoim życiem. Pozostało tylko dowiedzieć się czy jej mama żyje i czy to teraz ona chce dostać się do zakazanego drzewa. Czarnowłosa była niemal pewna, że nie uzyska już  informacji od żadnej strażniczki. Postanowiła, więc odkryć prawdę na własną rękę.
***
            Lily wróciła na chwilę do swojego domu, aby naładować telefon. Nie mogła tego zrobić w chacie, bo nie było w niej prądu, a Mark często do niej pisał i dzwonił, dlatego też bateria szybko się wyczerpywała.
Zresztą nie tylko ona utrzymywała jedynie telefoniczny kontakt z chłopakiem. Odkąd Elisabeth postanowiła dać Tomowi szansę nie było dnia, żeby z nim nie rozmawiała. Rudowłosa na dźwięk dzwonka od razu weselała i wybiegała z pokoju, by móc rozmawiać do woli.
Lilian z uśmiechem pokręciła głową i skierowała się do kuchni. Nalała do butelki wody i poszła podlewać kwiatki, które ostatnio trochę zaniedbała. Kiedy tylko odsunęła na bok firankę w swojej sypialni, rzuciła krótkie spojrzenie na ulicę i na chwilę zamarła.
Na chodniku przed jej domem stał Mark i patrzył prosto na nią. Zmrużone oczy, zmarszczone brwi i lekko rozchylone usta wskazywały na to, że szatyn nie do końca może uwierzyć w to, co widzi.
Blondynka nie miała zamiaru czekać, aż chłopak się upewni, że to naprawdę ona, dlatego jak najszybciej kucnęła, oblewając się przy tym  niechcący wodą. W duchu modliła się, żeby Mark odszedł, myśląc, że to tylko przewidzenie. Jednak jej prośby nie zostały wysłuchana, bo po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Co robić? Otworzyć czy udawać, że wcale mnie tu nie ma? ― myślała gorączkowo dziewczyna.
― Lily?! Jesteś tam? Otwórz. To ja Mark!
Lilian nie ruszyła się z miejsca. Nie mogła mu otworzyć. Powinna być teraz u wujka. Tak powiedziała Markowi.
Chłopak w końcu musiał odpuścić, bo w domu zrobiło się cicho. Blondynka wstała i ostrożnie, zza firanki wyjrzała przez okno. Szatyn odchodził ulicą raz po raz zerkając za siebie.