czwartek, 25 lipca 2013

26. Wspólny interes

Jasmine odwróciła się powoli. Jakieś trzy metry za nią stał wysoki, czarnowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna. Już po ubiorze można było wywnioskować, że nie jest on zwykłym człowiekiem.  Miał na sobie charakterystyczny płaszcz i ciemną bluzkę oraz jeansy. Był młody. Pewnie trochę po dwudziestce. A do tego całkiem przystojny. Szeroka szczęka, prosty nos, kształtne usta, czekoladowe oczy otoczone wachlarzem długich rzęs i śniada skóra. Było w nim jednak coś dziwnego. Jak na wilkołaka nie wydawał się być agresywny. Stał w swobodnej pozie z rękami w kieszeniach spodni i uważnie przyglądał się strażniczce.
Pod jego czujnym wzrokiem Jasmine czuła się nieswojo. Instynkt podpowiadał jej, że znalazła się w niebezpieczeństwie. Serce chyba też się z nim zgadzało, bo biło szybciej niż zwykle.
— Nie bój się. Nie zamierzam cię skrzywdzić — odezwał się wilkołak.
— A kto ci powiedział, że się boję? — Jakimś cudem udało jej się sprawić, by głos zabrzmiał pewnie.
Evan nie odpowiedział, tylko lekko się uśmiechną. Był pełen uznania dla jej odwagi i zdolności aktorskich, ale bardzo dobrze wiedział, że stojąca przed nim dziewczyna jest zdenerwowana. Wystarczyło posłuchać jej serca.
— Słyszę.
Nie minęło wiele czasu, a Jas zrozumiała o co mu chodzi. To było przecież oczywiste. Wilkołaki mają świetny słuch.
— Czego chcesz? — zapytała, wiedząc, że najlepszą obroną jest atak. W tym przypadku słowny.
— Pomóc — Usłyszała lakoniczną odpowiedź.
— Nie potrzebuję niczyjej pomocy — powiedziała, zaskoczona tym co jej proponował — A zwłaszcza twojej pomocy.
— Ten las jest niebezpieczny. Zginiesz tu sama.
— To groźba? — oburzyła się Jas. — Myślisz, że mnie przestraszysz?
— Nie zamierzam cię straszyć. Chcę ci tylko uświadomić, że w tym lesie możesz nie tylko spotkać wiewiórki, ale i groźne zwierzęta. Nie mówię już o tym, że się zgubisz.
— Groźne zwierzęta? Hmm… Na przykład wilkołaki? Chyba już spotkałam jednego — powiedziała z sarkazmem.
— Ktoś inny chciałby cię zabić, ale nie ja. — Przy każdym słowie robił krok do przodu.
— Stój! — krzyknęła. — Nie zbliżaj się! Nie zapominaj kim jestem!
— No tak. Strażniczka. — westchnął, zatrzymując się.
Dystans między nimi wyraźnie się zmniejszył.
— Słuchaj no… Wcale nie wierzę, że chcesz mi pomóc. Nie mam pojęcia czego ty naprawdę ode mnie chcesz, ale nic mnie to nie obchodzi. Jeśli nie chcesz mnie zabić to daj mi spokój i pozwól odejść.
— Wcale cię nie trzymaj.
— Świetnie. Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, a teraz żegnam — powiedziała szybko Jas i zaczęła się oddalać, nie spuszczając wzroku z wilkołaka.
— Do zobaczenia wkrótce — wyszeptał Evan na tyle cicho, że nie był pewien czy dziewczyna go usłyszała.
Chłopak widział jak strażniczka znika wśród drzew, spoglądając raz po raz za siebie. Nie ufała mu. Evan jednak nie zamierzał  zostawić jej w spokoju. W ułamku sekundy zamienił się w wielkiego, brunatnoszarego wilka i podążył za dziewczyną, zachowując bezpieczną odległość. Nie chciał, by go zobaczyła i przestraszona uciekała. Wbrew temu co twierdziła potrzebowała pomocy. Evan doskonale słyszał jak jej serce przyspiesza na każdy chrzęst liści czy trzask gałązki. Dla niego było jasne, że bała się sama chodzić po lesie. Dodatkowo widział jak męczyła się, dźwigając ten ogromny plecak.
Spotkanie z wilkołakiem wytrąciło z równowagi Jasmine. Sprawiło, że była teraz bardziej poddenerwowana niż wcześniej. Udało mu się ją nastraszyć. Teraz zamiast skupić się na drodze, nasłuchiwała czy nikt jej nie zagraża.
Uspokój się to tylko wiewiórka albo wiatr — wmawiała sobie za każdym razem, gdy jakaś gałąź się poruszyła. — Wpadasz w paranoję.
W końcu zdołała się trochę uspokoić. Szła pewnie jakeś pół godziny, a może więcej i jakoś nikt nie próbował jej zabić. Zastanawiało ją tylko dlaczego wilkołak, którego spotkała nie chciał jej skrzywdzić, porwać, szantażować, próbować dowiedzieć się, gdzie jest mapa. Przecież był wilkołakiem. Zależało im na dotarciu do drzewa. Włamali się do chaty, szukali mapy, jeden nawet walczył z Jas. To dlaczego ten nic od niej nie chciał? Dlaczego pozwolił jej spokojnie odejść. A jak to podstęp i poszedł po resztę sfory? Przecież ona nie poradzi sobie z tyloma wilkołakami! Jasmine poczuła, że wpada w panikę. Serce zaczęło jej walić, a w płucach brakowało tlenu. Wystraszona usiadła na ziemi. Musiała się uspokoić, przekonać siebie, że nic jej nie grozi.
W tym celu zamknęła oczy i wsłuchiwała się w szum lasu, głęboko oddychając.
Wszystko będzie dobrze — powtarzała. — Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Kiedy już poczuła się lepiej wstała powoli i ruszyła do przodu. Przez jakieś dziesięć minut szła, skupiając się tylko i wyłącznie na drodze prowadzącej do celu. Wszystko było dobrze, dopóki nie przystanęła i zaczęła szukać mapy. Sprawdziła kieszeń w pelerynie i kieszenie w plecaku. I nic. Zupełnie nic. Nie było tam mapy. Zgubiła mapę.
— O nie, nie, nie. Tylko nie to.
Przeszukiwała kieszenie kilka razy, ale to nic nie dało. Nigdzie nie mogła znaleźć mapy. Strach powrócił ze zdwojoną siłą. Próbowała sobie przypomnieć, gdzie ostatnio wyjmowała mapę. To chyba było przed spotkaniem z wilkołakiem, ale ręki na dałaby sobie, za to uciąć. Mogła ją przecież zgubić później.
Evan usłyszał głośne dudnienie serca. Biło szybciej niż wcześniej. A osoba, do której ono należało nie była przestraszona, ale przerażona. Tej strażniczce musiało coś się stać. Może ktoś ją atakuje. Może to jakiś inny wilkołak.
Wilk przyspieszył. Dzieliło go już naprawdę niewiele, by móc zobaczyć co grozi dziewczynie. Zatrzymał się pośród kępy krzaków. Nie widział zagrożenia. Strażniczka klęczała na ziemi i uparcie czegoś szukała w kieszeniach plecaka. Wilcze zmysły Evana wyczuwały jej strach w zapachu potu, biciu jej serca, pracy płuc. Wyczuwał, ale nie rozumiał przyczyny.
— Nie mam mapy — Usłyszał jej cichy głos.
Teraz wszystko stało się jasne. Evan mimowolnie dotkną dłonią kieszeni, a później ponownie przybrał ludzką postać i wyszedł zza krzaków. Nie zauważyła go. 
— Jak tam? Zgubiłaś się? — odezwał się, przybierając rozbawioną pozę.
Jasmine natychmiast poderwała się z ziemi i spojrzała na chłopaka.
— Śledzisz mnie? — spytała zaniepokojona, ocierając ukradkiem wilgotne policzki.
Jednak Evan dostrzegł ten gest i zorientował się, że dziewczyna płakała.
— Nie śledzę, tylko dbam o twoje bezpieczeństwo.
— Czyli śledzisz — W głosie strażniczki dało się wyczuć złość. — I dla twojej wiadomości wcale się nie zgubiłam.
— Bo masz mapę?
— Skąd wiesz, że… — Jasmine nie dokończyła, bo zobaczyła co wilkołak trzyma w dłoni.
— Chodzi ci o tę mapę? — Evan zamachał kartką w powietrzu. — Znalazłem ją.
Jas przez chwilę milczała, nie zdolna do wykrztuszenia z siebie czegokolwiek. Jak ona mogła zgubić mapę?! I jak on mógł ją znaleźć?! Jeszcze tego jej tylko brakowało. To jak danie do rąk własnych wroga broni atomowej.
— Oddaj ją — rozkazała, wyciągając w kierunku chłopaka otwartą dłoń.
— To mapa do drzewa, prawda? — zapytał, przyglądając się uważnie kartce papieru. — Ta mapa, którą strażniczki tak uparcie chronią?
Jasmine milczała. To chyba było najrozsądniejsze w tej sytuacji.
— Nic nie mówisz, czyli mam rację — mruknął wilkołak, a Jas posłała mu gniewne spojrzenie. — Ukradłaś ją reszcie strażniczek i teraz sama chcesz się dostać do drzewa, co?
— Nie masz pojęcia o czym mówisz — wycedziła przez zęby.
Dziewczyna nie była już przestraszona, ale wkurzona. Zarówno na siebie jak i na wilkołaka.
— Tak myślisz? — zapytał sceptycznie Evan, unosząc do góry jedną brew.
— Tak. Myślisz, że zdradziłabym strażniczki? Naprawdę myślisz, że jestem taką… taką…
Jas aż zabrakło słów, a później pomyślała o ciotce i mamie. Któraś z nich mogła być zdrajczynią.
— To w takim razie co tu robisz? Z wielkim plecakiem i mapą w środku lasu?
— Szukam prawdy.
Chłopak nie rozumiał do końca co miała na myśli.
— Ale chcesz dojść do drzewa?
— To nie jest twoja sprawa! I oddaj mi mapę.
— Nie oddam, dopóki mi…
W tym momencie oczy Jas pociemniały, a mapa jakby ożyła. Na specjalne wołanie strażniczki wyrwała się z ręki wilkołaka, przeleciała w powietrzu i zawisła przed twarzą Jasmine. Dziewczyna zręcznie ją złapała i schowała do ukrytej w pelerynie kieszeni.
Evan był zaskoczony. Nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Dobrze wiedział, że stojąca przed nim osoba jest strażniczką, ale nie pomyślał nawet jakie może mieć zdolności. Teraz wiedział, że dysponuje telekinezą. Co najmniej. Może mieć przecież i inne moce. Musiał zachować ostrożność.
— Dziękuję — uśmiechnęła się z zadowoleniem.
— Dalej nie powiedziałaś mi, po co ci mapa i czy chcesz dostać się do drzewa.
— A ty nie oddałeś mi mapy tylko sama musiałam ją odzyskać.
— Ale ją znalazłem — przypomniał wilkołak.
Jasmine przyjrzała mu się uważnie. Wydawał się być zdeterminowany, by uzyskać odpowiedź. Jego oczy zabłysły dziko, kiedy zorientował się, że strażniczka nie chce nic mu wyjawić.
— Dlaczego mnie nie zaatakujesz i jej z powrotem nie weźmiesz?
— Dlaczego miałbym odpowiadać na twoje pytania, gdy ty nie odpowiadasz na moje?
— Dobrze — zgodziła się, dochodząc do wniosku, że jest w tym trochę racji. — Jeśli nie chcesz mnie zabić to ja już sobie pójdę.
Jasmine zaczęła wycofywać się powoli. Szła tyłem, nie spuszczając wzroku z wilkołaka.
Evan nie mógł znów pozwolić jej tak po prostu odejść. Czuł, że dziewczyna może mu pomóc zemścić się na Pani i Torinie. Nie wiedział tylko jeszcze jak.
— Zaczekaj! — zawołał, podbiegając w kierunku strażniczki.
— Nie radzę!
Chłopak nie słuchał, zbyt zdeterminowany, by ją zatrzymać i przekonać do siebie. Wystarczył jeden krok za dużo i drogę wilkołaka oddzieliły języki ognia wydobywające się z ziemi. Evan cofnął się zaskoczony i przestraszony.
— Ostrzegałam — powiedziała ostro dziewczyna.
— W porządku. Zrozumiałem. Chciałem tylko jeszcze chwilę z tobą porozmawiać.
— O czym? — spytała Jas, przyglądając się mu podejrzliwie.
Płomienie zniknęły tak nagle jak się pojawiły. Ślad został tylko na ściółce leśnej .
— Wiem, że mi nie ufasz i myślisz, że cię skrzywdzę — zaczął Evan — ale się mylisz. Nie chciałem być wilkołakiem, taki się urodziłem. Jeśli chcesz chronić drzewo to ja ci pomogę. Ja też nie chcę, by oni się do niego dostali.
— Dlaczego?
— Zrobili coś czego im nigdy nie wybaczę.
— Co takiego? — drążyła Jas.
— Między innymi zabili mojego przyjaciela — powiedział chłopak grobowym głosem, a w jego oczach strażniczka dostrzegła cień złości i chęci zemsty. — Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by żadne jabłko nie dostało się w ich łapy.
— Skąd mogę wiedzieć, że mówisz prawdę?
— Musisz mi zaufać.
— Jesteśmy wrogami. To może być jakiś podstęp.
Jasmine dalej nie ufała młodemu mężczyźnie.
— Ty też możesz mnie wykiwać i spalić, gdy tego nie będę się spodziewał. Musimy obdarzyć się, choć odrobiną zaufania — powiedział, zbliżając się do strażniczki i patrząc jej prosto w oczy.
Jas cofnęła się odruchowo, a Evan stracił już jakąkolwiek nadzieję na porozumienie.
— Dobra — odezwała się strażniczka, patrząc hardo i celując palcem w szeroką pierś wilkołaka. — Możemy spróbować sobie pomóc, ale jeśli tylko będę miała, choćby cień podejrzenia w stosunku do ciebie to gorzko tego pożałujesz. Wystarczy jeden zły ruch, a spalę cię żywcem.
Evan wyraźnie usłyszał nacisk na trzy ostatnie słowa i wiedział, że strażniczka nie żartuje. Nie ufała mu, bała się, że ją oszuka, skrzywdzi i była gotowa walczyć.
— Wszystko jasne. A tak na marginesie mów mi Evan.
Dziewczyna przez chwilę wydawała się być zbita z tropu taką beztroską chłopaka, ale szybko się z tego otrząsnęła.
— Jasmine, a właściwie Ellen, ale wolę Jas.
— Rozumiem. Jasmine Jas Ellen — zaśmiał się wilkołak.


sobota, 13 lipca 2013

25. Czasem trzeba zwalczyć własne lęki




Była czwarta nad ranem. Za oknem powoli noc ustępowała dniu. Jasmine siedziała przy zapalonej świecy kończyła  pisać list, który miała dostać Lily. Były w nim wskazówki jak dostać się do pomieszczenia ukrytego pod chatą i co powinna zrobić dziewczyna, gdy wilkołaki się tu zjawią. Jas zamierzała ukryć ten list w bibliotece licząc na to, że Lily to przewidzi.  Kiedy skończyła pisać ostatnie zdanie, włożyła kartkę do koperty i wyszła z pokoju zabierając ze sobą świecę.
Wszędzie panował spokój i cisza. Z pewnością wszystkie strażniczki spały, nawet nie podejrzewając co robi Jasmine. Dziewczyna zeszła powoli schodami na dół. Starała się nie robić żadnego hałasu. Nagle stanęła i z niepokojem zerknęła na korytarz prowadzący do pokoju Kelly.
Czy aby ona na pewno śpi? ― pomyślała podenerwowana. ― Tak, na pewno. Przecież jeszcze wcześnie. Nikt nie wstaje o tej porze, prawda?
W końcu postanowiła ruszyć się z miejsca. Bez problemu dotarła do biblioteki i zniknęła między regałami po brzegi wypełnionymi książkami. List schowała w jednej ze starych ksiąg oprawionych skórzaną okładką. Tytuł na niej głosił: ,,Dzieje rodu White’ów”.
Jasmine przekonując się w duchu, że Lily znajdzie list wyszła z biblioteki i skierowała swoje kroki w stronę schowka pod schodami. Wciąż nikogo nie spotkała. Cisza.
Cisza przed burzą ― szeptała podświadomość.
Schowek wyglądał tak jak zwykle. Wszystko dobrze. Odsunąć dywan, włożyć medalion, otworzyć klapę i zejść na dół. Nic trudnego. Wąski i ciemny korytarz już był dobrze znany Jas, ale mimo to dziewczyna strasznie się denerwowała. Świeca w jej ręce się trzęsła, a wyobraźnia podsuwała różne, możliwe  sceny, w których jej plan legnie w gruzach. Plecak schowany był w kącie tego samego pomieszczenia, gdzie ukryta była mapa i księgi. Jasmine założyła go na plecy. Był ciężki. Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, że nie będzie dała rady go dźwigać zbyt długo.
Dasz radę, dasz radę ― powtarzała sobie.
Droga powrotna była męczarnią. Jas musiała wiele się natrudzić, by przejść z tym bagażem na plecach i w długiej, białej szacie wąskim korytarzem. Co chwilę schylała się, zginała nogi, podciągała suknie, przeciskała się, a to wszystko, by wreszcie znaleźć się  z powrotem w schowku. Kiedy to wreszcie się stało Jasmine przez chwilę siedziała, oddychając ciężko i próbując zebrać siły.
W końcu wstała i powoli, ostrożnie wychyliła głowę. Na korytarzu nikogo nie było. Jasmine kierowała się powoli w stronę wyjścia. Otwierane drzwi zaskrzypiały cicho, a dziewczyna wstrzymała oddech.  Bała się, że ktoś ją mógł ją usłyszeć. Odczekała chwilkę, zanim postanowiła ruszyć dalej.
― Jas. ― Rozległ się szept.
Serce Jasmine zabiło szybciej. Znieruchomiała próbowała zachować spokój i jasno myśleć.
― Zaczekaj Jas.
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie do kogo należał ten głos. Jasmine odwróciła się i zobaczyła niewysoką postać, ubraną w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka. Jej jasne włosy w lekkim nieładzie opadały na plecy i ramiona. Płomień świecy, trzymanej w dłoni oświetlał jej twarz. Jas natychmiast poznała Lily.
― Co ty tu robisz? ― zapytała Jasmine z rozdrażnieniem.
Nie dość, że przez nią najadła się strachu to ktoś mógłby je zauważyć. Jas powinna natychmiast ruszyć w drogę, a nie wdawać się w przyjacielskie pogawędki.
― Wiedziałam, że dzisiaj będziesz chciała iść. Przyszłam ci powiedzieć, że przed chwilą miałam sen, a właściwie wizje.
Jas poczuła ucisk w żołądku. To był lęk. Coś może pójść nie tak?
― Co widziałaś? ― zapytała zaniepokojona.
― Na początku widziałam ciebie w lesie. Rozmawiałaś z kimś. To był mężczyzna. Nie wiem dokładnie jak wyglądał, widziałam go z daleka, ale chyba ubrany był w ciemny płaszcz.
― Wilkołak ― wyszeptała Jas.
Lily nie potwierdziła tylko kontynuowała dalej:
― Później wizja się zmieniła. Wilkołaki były w chacie. Któraś z nas, nie mam pojęcia, która dała wilkom mapę.
― Opisz dokładnie co widziałaś ― rozkazała przejęta Jas.
― Widziałam ciemne pomieszczenie, kilka świeczników, stół na którym były dwie szkatuły i dwie księgi. Strażniczka była ubrana w nasz tradycyjny strój i miała kaptur na głowie. Naprawdę nie wiem, kto mógł dać… Wilkołak był tylko jeden. Wysoki i umięśniony. Czarne oczy i włosy. Był tu już kiedyś. Włamała się razem z tym młodszym. To jemu strażniczka dała mapę.
Po tych słowach nastała dłuższa chwila, w której żadna z nich nic nie mówiła.
― Jas ― odezwała się w końcu Lily. ― Jest wśród nas zdrajca.
― Lily, posłuchaj mnie uważnie ― zaczęła Jasmine. ― Idź do łóżka, a rano do biblioteki. Tam poszukaj ważnej dla ciebie książki w środku coś znajdziesz. Musisz to zrobić.
― Ale co? ― spytała zdezorientowana.
Lilian wciąż nie mogła dojść do siebie po tym śnie. Ktoś był zdrajcą, a ona nie wiedziała kto. Wilkołaki zdobędą mapę, a ona nie miała pojęcia jak temu zapobiec. Może powinna komuś o tym powiedzieć. Może babci. A do tego wszystkiego dochodziła Jas. Czego ona jeszcze od niej chciała? Przecież będzie ją kryć. Co jeszcze?
― Nie mogę ci teraz nic więcej powiedzieć. To co będziesz musiała zrobić jest bardzo ważne. Może ci się nie spodobać, ale musisz to zrobić. Inaczej mój plan się nie uda, wyruszę na darmo. Musisz mi obiecać, że zrobisz to, o co cię poprosiłam.
Jasmine wpatrywała się w twarz Lily i widziała w jej oczach, że dziewczyna bije się z myślami. Lilian nie wiedziała, o co chodzi i to ją frustrowało, a do tego te wizje. Jas musiała wymusić na niej tę obietnicę.
― Jesteś moją przyjaciółką, ufam ci i tylko ty możesz mi pomóc.
― Martwię się o ciebie ― wyszeptała Lily ze zbolała miną.
Jasmine uśmiechnęła się w duchu. Tak, to było to.  Zaraz się zgodzi.
― Bez ciebie sobie nie poradzę.
Lily westchnęła ciężko, popatrzyła w oczy przyjaciółki i skinęła głową.
― Dobrze, obiecuję. Zrobię wszystko cokolwiek, by to nie było.
― Dziękuję ― powiedziała Jas, uśmiechając się do Lilian.
Dziewczyny przytuliły się i wyszeptały słowa pożegnania. Kiedy znów się zobaczą?
***
Evan biegł lasem. Odgłos łap tłumiły liście i trawa. Dzisiejszej nocy był na polowaniu i najadł się do syta. Od dwóch dni patrolował okolicę i sądził, że jeszcze to trochę potrwa. Nie potrzebowali go w obozie. Teraz Pani była wściekła i razem z Torinem szykowali kolejne włamanie do chaty. Te miało być udane.
Taa, ciekawe co z tego wyjdzie ― pomyślał wilkołak.
Jeśli miał być szczery nie wierzył w powodzenie planu. Jeśli pierwszy raz nie wypali to dlaczego drugi miałby? A no tak. Teraz pójdzie ich więcej. Tylko co z tego, skoro strażniczki zamknęły się w swojej fortecy i są jeszcze bardziej ostrożne niż wcześniej? Tak naprawdę wcale nie chciał, by im się udało. Zabili Briana. Ktoś powinien dać im nauczkę. Zwłaszcza Jej.
Wilk potrząsną łbem i pobiegł jeszcze szybciej. Nie chciał teraz myśleć o zamordowanym przyjacielu, bo gdy o nim myślał powracały  inne wspomnienia. Jeszcze bardziej bolesne.
Nagle wiatr zmienił kierunek. Evan wciągnął nosem powietrze i poczuł słodki zapach. Jego łapy same go za nim prowadziły. Gdzieś w okolicy był człowiek.
Niedługo dostrzegł kogoś między drzewami. Nie było to wcale trudne. Osoba ta ubrana była w biały stój i dźwigała wielki plecak. Evan od razu stwierdził, że to dziewczyna, ale nie byle jaka. To strażniczka.
Schował się w zaroślach. Obserwował jak wiatr zwiewa z głowy jej kaptur i bawi się czarnymi włosami. Natychmiast ją poznał. Widział ją nie raz. W chacie podczas rytuału, później jak wyglądała przez okno, jeszcze później jak szła przez miasto, uciekając przed burzą. Znał ją i nie znał zarazem. Nie miał pojęcia jak się nazywa. Wiedział za to, że ma osiemnaście lat i mieszka z ojcem. Nawet wiedział, gdzie mieszka.
Pytanie tylko: co ona tutaj robi? Uciekła? Wybrała się na wycieczkę? Oszalała? To ostatnie wydało mu się całkiem możliwe. W końcu, kto chodzi nocą po lesie? Wilkołaki się nie liczą. Kto zostaje? Wariaci, którzy szukają śmierci. Tylko, że ona nie wyglądała na wariatkę. To niby co takiego tu robiła? Zawsze można zapytać, prawda?
***
Jasmine niedawno wyruszyła, a już miała dość. Plecak, który niosła wydawał się jeszcze cięższy niż przedtem. Bolały ją barki, plecy i nogi, a do tego denerwował ją ten głupi wiatr, przez który przenikały ją zimne dreszcze. Powinna się cieplej ubrać i wynająć tragarza, by dźwigał jej bagaż. Wcześniej pomyślała nawet, że mogłaby nieść plecak wzrokiem, ale później uzmysłowiła sobie o jednej przeszkodzie: nie widziałaby dokąd idzie. Co za ironia. Ma moc, a nie może jej wykorzystać. Po prostu świetnie.
W końcu zatrzymała się, wyjęła mapę i sprawdziła dokąd ma teraz iść. Wszystko wskazywało na to, że czeka ją przedzieranie się przez najbardziej zalesiony fragment lasu. Tylko tego jej brakowało.
Westchnęła z irytacją i już miała schować mapę, kiedy usłyszała za sobą dźwięk łamanej gałązki. Znieruchomiała natychmiast i z narastającym napięciem wsłuchiwała się w spanikowane bicie własnego serca. Przez jej głowę przewinęło się tysiące myśli. Począwszy od małego zająca, a skończywszy na wilkołaku.
To wilkołak ― pomyślała, przypominając sobie o wizji Lily i czując jak strach ją obezwładnia. Niedobrze, bardzo niedobrze.
Pomyślała o jednym z oglądanych z tatą horrorów, w którym dziewczyna zabłądziła w lesie. Pamiętała też jak to się skończyło: śmiercią. Teraz to ona była w lesie, a coś złego się za nią czaiło.
W jej żyłach płynęła adrenalina, a wyczulony słuch zarejestrował chrzęst suchych liści. Jas oblał zimny pot, ręce jej się zatrzęsły, a płuca i serce zaczęły pracować na pełnych obrotach.
Jej instynkt podpowiadał: uciekaj i to szybko, a rozum: stój i zachowaj spokój. Niby jak to pogodzić? Wtedy do głosu doszedł zdrowy rozsądek. Przecież ona była strażniczką i miała moc, której mogła użyć w ewentualnej walce. Dlaczego, więc miałaby uciekać? Powinna stawić czoła lękom i się odwrócić.
Tak zrobię ― postanowiła.