piątek, 27 września 2013

33. Konflikt wartości

 Od ostatniej kłótni zarówno Jasmine jak i Evan starali się współpracować. Jas koordynowała wędrówkę, rozpalała ognisko i rozbijała namiot, a Evan pomagał w określeniu kierunku dalszej drogi i zbierał drewno. Udało, im się nawet wspólnie przygotować jedzenie i ustalić. kto i kiedy dźwiga ogromny plecak, pełen najróżniejszych, ale absolutnie przydatnych rzeczy.
Po kolejnym dniu w lesie Jasmine była strasznie zmęczona, ale też i odrobinę zadowolona. Dlaczego? Po pierwsze z każdym krokiem była coraz bliżej drzewa, a co za tym idzie i poznania całej prawdy. Po drugie: nie była w lesie sama i choć dogadanie się z wilkołakiem nie było rzeczą prostą jednak się udało. Po trzecie: była z siebie dumna, nie spodziewała się, że ma aż tak dobrą kondycję. Chociaż może w jej przypadku dużą rolę odegrał upór.
Evan trącił strażniczkę w ramię i ta w końcu ocknęła się z zamyślenia. Chłopak podał jej miseczkę pełną kaszy i warzyw. Jas wymruczała podziękowanie i wpakowała do ust sporą porcję jedzenia. Nie było ono jakieś przesadnie wspaniałe, ale na nic lepszego nie mogła liczyć. Ponownie utkwiła wzrok w ogniu. W sumie nie wiedziała dlaczego, ale lubiła mu się przyglądać. Była w tym oglądaniu tak zapamiętana, że nawet nie zorientowała się, kiedy kasza znikła z jej miski, a gdy już to zauważyła, zdziwiła się, jak bardzo musiała być głodna.
Evan w ciszy też się przyglądał, ale wcale nie płomieniom. Obiektem jego obserwacji była strażniczka. Pamiętał, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Już wtedy uderzyło go podobieństwo do Niej. Ciekawiło go czy były ze sobą spokrewnione. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że tak, ale teraz sam już tego nie wiedział.
Jasmine czuła, że wilkołak jej się przygląda. Spojrzała w jego stronę i zobaczyła, że nad czymś się zastanawia. Otworzyła już nawet usta i chciała spytać co się stało, ale on ją uprzedził.
Przypominasz mi kogoś powiedział.
Jas nie miała wątpliwości, o kim mówi. Widziała ją już nie raz w swoich snach. Co prawda dotyczyły one przeszłości, ale jak bardzo mogła zmienić się od tamtego czasu?
Nie powiedziałabym, że się z tego cieszę.
Wiesz, o kim mówię? zapytał zaciekawiony Evan.
Domyślam się. Jaka ona jest?
Wilkołak w milczeniu przyjrzał się uważnie strażnice.
Jeśli chodzi ci o wygląd, to jest wysoka, szczupła, ma jasną cerę i duże, czarne oczy i czarne włosy. A i ma bliznę na bliznę na prawej dłoni. No, ale co tu dużo mówić, większość mężczyzn uznałaby ją za piękną. Wydaje się delikatna, ale...
Pozory mylą dokończyła Jas. A co z jej charakterem?
Evan skrzywił się delikatnie.
Nie znam jej zbyt dobrze.
Jest aż tak źle? zapytała Jas, chociaż doskonale wiedziała jaka może być odpowiedź.
Ona... wie czego chce i pragnie zdobyć to za wszelką cenę.
To zdecydowanie był najłagodniejszy opis Brendy jaki można było usłyszeć. Jasmine przestała się już łudzić nadzieją, że to ktoś inny. Była praktycznie pewna, że to jej ciotka razem ze sforą wilków próbuje dostać się do drzewa.
Evan nie powiedział nic więcej i Jas poniekąd była mu za to wdzięczna. Nie chciała już chyba niczego więcej wiedzieć.
***
Lilian obudziła się jakieś pół godziny temu i od tej pory nie mogła zasnąć. Miała jakieś niejasne wrażenie, że tej nocy coś się wydarzy. I nawet podejrzewała co. Dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do okna.
Na tle ciemnego nieba odcinały się korony drzew, gwiazdy i księżyc, który był w kształcie litery D. Noc była ciepła i cicha. Wydawała się być spokojną.
Lily spojrzała na leżącą w łóżku Lis. Ona nie wyczuwała czającego się gdzieś w pobliżu zagrożenia. Spała smacznie z dłońmi złożonymi przy policzku jak u dziecka, włosami rozrzuconymi po poduszce i lekko rozchylonymi ustami.
Dziewczyna postanowiła wrócić do łóżka. Przykryła się szczelnie kołdrą i zamknęła oczy. Chata tonęła w ciszy i jedyne co było słychać to zegar, odmierzający czas do wschodu słońca.
***
Dwie małe, bardzo podobne do siebie dziewczynki szły przed poważnie wyglądającym, starszym mężczyzną, który prawdopodobnie był ich ojcem. Jedna z nich miała opatrunek na prawej ręce i mokre od łez policzki, a druga wyglądała na odrobinę smutną.
W tle widać było szpital i podjeżdżającą pod niego karetkę.
Nie powinnaś namawiać Jane na takie rzeczy powiedział ciemnowłosy mężczyzna.
Ale tato... wyjęczała dziewczynka, która była cała i zdrowa to nie moja wina, że Jane nie potrafi chodzić po drzewach.
I ty też nie powinnaś po nich łazić. Niedługo i ciebie będę woził po szpitalach. A tylko tego mi brakuje. Mam dość pracy i bez tego.
Ja Jane do niczego nie zmuszałam. Sama chciała. Prawda Jane?
Dziewczynka o imieniu Jane oderwała wzrok od zabandażowanej ręki i spojrzała najpierw w czarne oczy siostry, a później na niezbyt zadowolonego ojca.
To miała być tylko zabawa wyszeptała, spuszczając głowę.
Zabawa?! rozgniewał się mężczyzna. — Nie powinnaś ślepo robić wszystkiego do czego namawia cię siostra. Masz szczęście, że tylko tak to się skończyło. Słyszałaś co mówił lekarz? Mam nadzieję, że ta blizna, która ci zostanie będzie dla ciebie nauczką.
Jasmine obróciła się na drugi bok i powoli otworzyła oczy. Kolejny sen. Jas była pewna, że dotyczył on przeszłości. To było naprawdę dziwne. Nie pamiętała ani nie znała swojej mamy i cioci, a często o nich śniła. Ta wizja nie wstrząsnęła strażniczką tak jak poprzednia. Był to dla niej niewiele mówiący fragment z przeszłości jej rodziny.
Jas znów się obróciła i została w nowej pozycji przez minutę, ale w końcu wyczołgała się z namiotu.
Evan siedział przy dogasającym ognisku. Usłyszał jak Jas rozsuwa zamek i idzie w jego stronę.
Powinieneś się przespać powiedziała strażniczka.
Wilkołak spojrzał na nią. Doskonale widział jej bladą twarz i podkrążone oczy. Nie rozumiał dlaczego nie spała. Po dzisiejszym wysiłku powinna padać ze zmęczenia, a nie cierpieć na bezsenność.
A ty czemu nie śpisz?
Przed chwilą się obudziłam i jakoś tak... urwała, siadając obok wilkołaka.
Przed nami długa droga. Musisz być wypoczęta.
A ty nie musisz?
Ktoś musi czuwać.
Ja cię zastąpię, a ty idź się zdrzemnąć powiedziała Jas.
Evan uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
No co? Dam sobie radę, a w razie czego obudzę cię.
Daj spokój.
Nie ma żadnego spokoju. Nie możesz wiecznie nie spać. Z tego co wiem nawet wilkołaki potrzebują snu. No idź, zanim się rozmyślę.
Evan jeszcze przez chwilę się wahał, ale w końcu niechętnie wstał i poszedł w kierunku namiotu. Jeszcze za nim znikł, obejrzał się za Jas, ale ta przyglądała się temu co jeszcze niedawno można było nazwać ogniskiem.
***
Lily obudził głośny łomot na dole i natychmiast zerwała się z łóżka. Lisa też nie spała. Obie dziewczyny spojrzały na siebie, a później na drzwi. Lilian zarzuciła na swoją błękitna koszulkę nocną pelerynę i ruszyła do wyjścia. Elisabeth była tuż za nią. W przeciwieństwie do przyjaciółki nie przejmowała się zakładaniem czegokolwiek. Widocznie szorty i szara koszulka jej wystarczały.
Na schodach strażniczki spotkały Norę, opatuloną w czerwony szlafrok. Rozpędzona dziewczyna o mało co nie wpadła na Lisę.
To pewnie wilkołaki powiedziała zdenerwowana i zaczęła schodzić na dół, przeskakując po dwa schodki.
Lisa i Lily poszły w ślad za nią.
Nora się nie myliła. Na korytarzu trwała walka. Kelly powaliła właśnie mocnym ciosem wielkiego mężczyznę i wskoczyła mu na plecy, wykręcając ręce. Hilde robiła unik przed zębami czarnego wilka, a Seren „rzucała” w nich nożami i widelcami, które swoją drogą musiała wziąć z kuchni. Jeden z noży przeleciał tuż nad głową Katherine, która razem z Ginevrą znalazła wyszła z biblioteki.
Lily przez chwilę oniemiała stała na schodach. Lisa wyminęła ją i pobiegła w stronę gigantycznego, czarnowłosego mężczyzny, który rzucił się na jej mamę. Nie wiadomo skąd w ręce Elisabeth pojawił się paralizator. Nie zdziałał on zbyt wiele z wyjątkiem odwrócenia uwagi od Katherine. Teraz wilkołak zamachnął się na Elisabeth, ale został zraniony w rękę jednym z latających” noży Seren, a później oberwał w twarz widelcem.
Lilian w końcu ruszyła się ze schodów. Szczerze mówiąc nie miała pojęcia co robić. Ktoś złapał ją za rękę. Próbowała ją wyszarpać, ale uścisk był mocny. Spojrzała na trzymającego ją wilkołaka. Poznała go. Jeśli dobrze pamiętała nazywał się Sheridan. Włamał się do chaty razem z młodszym wilkołakiem. I to właśnie on gościł w jednej z jej wizji. To jemu miała dać mapę.
Mężczyzna wykrzywił usta w uśmiechu i przemówił grubym, szorstkim głosem:
Radzę oddać mapę, a spokojnie wyjdziemy.
Lily żałowała, że nie może zapanować nad szybko bijącym sercem. Spróbowała być opanowana i miała nadzieję, że dobrze jej szło udawanie spokojnej.
Nie.
Wilkołak nie wydawał się zaskoczony odpowiedzią strażniczki. Ścisnął jej ramię z jeszcze większą siłą i pociągnął ją w stronę schowka pod schodami.
Lilian rzuciła ostatnie spojrzenie na walczących. Nie sądziła, żeby ktoś w tym zamieszaniu zauważył jak Sheridan wpycha ją do komórki.
W środku było ciemno i cicho. Oczywiście wyjście zagrodziło ogromne cielsko wilkołaka i dziewczyna nie miała najmniejszych szans na ucieczkę. Jej moc nad roślinnością też tu się nie przyda. Wiedziała, że musi zrobić to, o co prosiła ją Jas i to czego chciał ten mężczyzna.
Jak się tu dostaliście? zapytała Lily, niby to grając na zwłokę.
Mamy swoje sposoby powiedział Sheridan i dodał To jak? Dasz mapę po dobroci czy... będę musiał przekonać cię do tego w inny sposób?
Strażniczka nie musiała udawać przerażenia i raczej nie chciała przekonać się o tych „innych” sposobach, ale pomyślała, że powinna jeszcze przez chwilę się poopierać.
Słuchaj zaczęła ja naprawdę nie...
Słychać było warknięcie i dziewczyna została popchnięta. Potknęła się o dywan i o mało co nie uderzyła głową o wiadro.
Lilian miała dosyć. Była przerażona. Wszystko ją bolało i chciała jak najszybciej wydostać się z tego schowka.
Spróbowała wstać, ale zaplątała się w pelerynę, a do tego potężna łapa chwyciła ją za gardło. Powoli zaczęło brakować dziewczynie powietrza.
Ostatnia szansa. Jeśli ty mi jej nie dasz, zrobi to inna strażniczka, ale gwarantuję ci, że nie wyjdziesz stąd żywa.
W całej tej sytuacji Lily przypomniała sobie słowa jakie kiedyś słyszała, oglądając jeden z odcinków „Chirurgów”. Nie pamiętała kto je wypowiedział, ale dokładnie pamiętała jak one brzmią. Ludzkie życie składa się z wyborów… Tak lub nie, w przód w tył, w górę w dół. Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć… czy umierać?” Ona teraz stała przed wyborem i to ważnym wyborem. Ale czy decyzja już dawno nie była podjęta? Czy miała inne wyjście? Czy oddanie mapy i ocalenie życia będzie złe? Złe jeśli nawet o to prosiła ją Jasmine? Mogła sprzeciwić się wilkołakowi, ale to nic by nie dało. Nie pomogłoby to jej, nie pomogłoby Jas, nie pomogłoby nikomu. Wyjście było tylko jedno, bez żadnych dróg ewakuacyjnych.
Dostaniesz ją wydusiła Lily i poczuła jak uścisk na jej gardle się rozluźnia.
Nie próbuj mnie wykiwać. Gdzie ona jest?
W pomieszczeniu pod nami.
Lilian powoli wstała i rozmasowała bolące ramię. Jej oczy zdążyły przyzwyczaić się do ciemności i zauważyła na podłodze zarys zwiniętego dywanu, o który się wcześniej potknęła. Bez słowa pochyliła się nad nim i odsunęła go na bok.
Bystre oczy wilkołaka od razu spostrzegły ukrytą klapę i otwór w kształcie jabłka. Sheridan przykucnął przy strażniczce i dotknął wgłębienia w drewnie.
Dziewczyna zdjęła z szyi wisiorek i włożyła go w odpowiednie miejsce. Pasował idealnie.
Kiedy strażniczka otworzyła klapę, mężczyzna zobaczył schody prowadzące najprawdopodobniej do pomieszczenia pod chatą.
Schodzisz pierwsza zwrócił się do dziewczyny.
Lily milcząc, zrobiła to, co jej kazał. Wstała, zebrała pelerynę i powoli zeszła na dół. Znalazła się w wąskim korytarzyku, w którym panował chłód i jeszcze większy mrok niż w komórce. Nie trzeba chyba dodawać, że się bała.
Wilkołak zszedł tuż za strażniczą i przeklną cicho, kiedy musiał pochylić głowę i wciągnąć brzuch.
Para poruszała się bardzo wolno. Lily szła po omacku, dotykając chropowatych i zimnych ścian, a dla Sheridana każdy krok stanowił trudność ze względu na duże rozmiary mężczyzny.
W końcu jednak oboje dotarli do dużych, dębowych drzwi i wilkołak popędził strażniczkę, popychając ją lekko do przodu. Dziewczyna o mało co nie potknęła się o skraj peleryny, ale koniec końców zarówno ona jak i Sheridan weszli do tajemniczego pomieszczenia, które kryło się za drzwiami.
W środku ku zaskoczeniu Lily nie było tak ciemno. Mrok rozpraszały palące się świece, które stały na stole między dwiema księgami i szkatułami.
Wilkołak wyminął strażniczkę i podszedł do stołu. Otworzył jedną ze szkatuł i zmarszczył brwi. Była pusta. Kiedy otworzył drugą na zarośniętej twarzy mężczyzny pojawił się tryumfalny uśmiech. Wyjątkowo ostrożnie wyjął mapę i dokładnie jej się przyjrzał, sprawdzając czy aby nie jest fałszywa. Później popatrzył na dziewczynę, która powoli podeszła do stołu.
Lilian poczuła skurcz w żołądku na widok kartki trzymanej przez wilkołaka. Mimo, że wiedziała, że jej decyzja była słuszna dręczyła ją myśl: zdradziłam strażniczki. Strach odszedł na dalszy plan. Była prawie pewna, że stojący przed nią osobnik nie zrobi jej krzywdy. Miał to czego chciał. A zresztą, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo z pewnością, by to wcześniej przewidziała. Tak, więc strach praktycznie minął. Pojawiło się, za to inne uczucie. Smutek i wyrzuty sumienia. Nadużyła zaufania strażniczek, postąpiła wbrew temu czego jej uczono, nie ochroniła mapy, a co gorsze z pewnością zawiodła babcię. Ale mimo tego wszystkiego jakiś cichutki głosik, który zadziwiająco przypominał ten Jasmine, wyszeptał jej podziękowania i gratulował dobrego wyboru.
Sheridan obrócił się w stronę dziewczyny i wyszczerzył zęby w uśmiechu, które błysnęły w płonieniach świec.
Lily spojrzała na wielki cień, rzucany przez wilkołaka, a później na niego samego. Już się go nie bała. Sumienie też się uspokoiło. Teraz myślała tylko o tym jak to wszystko wytłumaczy strażniczkom. 




Rozdział jest dużo później niż planowałam, ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale. Bardzo was przepraszam za to opóźnienie, ale wcześniej naprawdę nie dałam rady. Kolejny rozdział postaram się dodać w następny weekend. Mam nadzieję, że to mi się uda. Jeśli w tekście powyżej znajdziecie błędy to proszę pisać, bo mogłam coś przegapić. 

sobota, 14 września 2013

32. "Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie"

 Kobieta biegła przez las. W jej czarne włosy wplątały się liście i gałązki. Długa suknia nie była najlepszym ubiorem do wędrówek po lesie. Ale to nie był spacer. To była ucieczka. Czarnowłosa co chwilę oglądała się za siebie jakby sprawdzając czy ktoś jej nie ściga.
Zatrzymała się. Biała peleryna zaczepiła się o wystający korzeń. Kobieta pociągnęła mocno i usłyszała trzask rozrywającej się tkaniny. Nie zwróciła na to większej uwagi. Znów rzuciła się do ucieczki. Oddychała coraz ciężej. Pot oblewał jej twarz i kark. Obejrzała się i potknęła. Spróbowała wstać. Nie mogła. Złapała się za kostkę, a jej usta wygięły się w grymasie.
Nie uciekniesz mi Brendo — usłyszała i natychmiast spojrzała za siebie.
Za nią stała wysoka szatynka o dużych zielonych oczach i szczupłej twarzy. Ona również miała na sobie długą, jasną sukienkę i białą pelerynę, ale wcale nie wyglądała jakby biegła w tym przez las. Jej ubiór był czysty, a włosy starannie ułożone.
— Isleen — wyszeptała ta, która leżała na ziemi.
Obserwowałam cię od dłuższego czasu. Nie mów, że jesteś zaskoczona — powiedziała kobieta o imieniu Isleen.
Właściwie to nie za bardzo.
Brenna ci pomaga? — zapytała strażniczka, jednocześnie zbliżając się do czarnowłosej.
Brenda wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu i przecząco pokręciła głową.
Moja siostrzyczka? — zakpiła. — Naprawdę ją podejrzewasz o zdradę? Nie, ona nie. Woli spokojne życie u boku swojego mężulka. Woli zajmować się ryczącym dzieciakiem, ale ja nie chcę takiego życia. Nigdy nie chciałam. A właśnie co tam u twojej kochanej córeczki? Co u Kelly?
Oddaj klucz — rozkazała, wyciągając dłoń w stronę leżącej wciąż na ziemi strażniczki.
Nie masz pojęcia co cię czeka. Nie masz pojęcia jak wielką moc posiadłam — wyszeptała Brenda, wpatrując się w oczy Isleen. — Nie powinnaś stawać mi na drodze.
Kiedy tylko zostało wypowiedziane ostatnie zdanie, szatynka upadła na ziemię tuż przed Brendą, wijąc się z bólu. Krzyczała, ale czarne oczy wpatrywały się w nią bez odrobiny litości.
Czarnowłosa kobieta podniosła się ostrożnie, nie odrywając wzroku od Isleen, która wciąż przeżywała katusze. Wyjęła z kieszeni płaszcza sztylet i pochyliła się nad wrzeszczącą strażniczką.
Tortury ustały. Isleen leżała spokojnie na leśnej ściółce i próbowała złapać oddech. Podniosła głowę w stronę Brendy i zobaczyła metalowe ostrze. Zielone oczy rozszerzyły się ze strachu. Kobieta została mocno popchnięta i wylądowała na plecach. Szybki ruch ręki i sztylet przeciął gardło. Krew trysnęła, ochlapując twarz Brendy.
Jasmine natychmiast otworzyła oczy. To znów te sny. Znów widziała przeszłość. Teraz była pewna. Jej ciotka była zdrajczynią. To ona zabiła matkę Kelly. Nie żaden wilkołak. Tylko Brenda.
Ale co stało się z moją mamą? Ona nie mogła tak po prostu zniknąć — pomyślała strażniczka. — A jeśli to ciotka ją zabiła?
Strach sparaliżował Jasmine. Do jak przerażających rzeczy dopuściła się Brenda? Jas postanowiła, że musi się dowiedzieć prawdy. Musi dowiedzieć się czemu tyle lat żyje bez matki i co się z nią stało. Musi się dowiedzieć czemu nikt nie mówił jej o ciotce Brendzie i czy to ona teraz przewodzi wilkołakom. Ona musi to wszystko wiedzieć.
— Obudziłaś się już? — usłyszała głos Evana.
— Jas obróciła się w jego stronę. Miał mokre włosy i nagi tors. Ale nie to zwróciło uwagę strażniczki. W jednej ręce trzymał mapę, a w drugiej czarną koszulkę. Jej mapę i jej czarną koszulkę.
— Co ty robisz? — zapytała, natychmiast wstając.
— Ale co robię?
— No z mapą i moją bluzką?
— No... patrzę, gdzie teraz mamy iść, a bluzka... to zamiast ręcznika.
Jasmine pomyślała, że się przesłyszała. Zamrugała rozdrażniona i zapytał
— Słucham? Zamiast ręcznika?
— Umyłem się i tobie też radzę. Nie wiadomo, kiedy później będziemy mieli taką okazję.
Jas podeszła do wilkołaka, podniosła wysoko głowę i patrzyła prosto w brązowe oczy Evana.
— Jeśli się nie mylę —wycedziła — to jest moja mapa i moja bluzka. I jeśli się nie mylę, grzebałeś w moim plecaku!
— No daj spokój. Przecież nic się nie stało, nie ukradłem — powiedział lekceważąco.
— Nie? — prawie krzyknęła.
— Pożyczyłem tylko.
Jasmine pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie lubiła jak ktoś brał bez pozwolenia jej rzeczy. A tym bardziej jak był to ktoś praktycznie obcy.
— A nie przyszło ci do głowy, żeby zapytać?
Evan zmarszczył brwi i wymamrotał:
— Przecież spałaś.
Dziewczyna nie wytrzymała. Wyrwała wilkołakowi mapę i powiedziała, wskazując na koszulkę:
— A ją sobie weź.
***
Wilkołaki były na miejscu. Od godziny obserwowali chatę strażniczek z bezpiecznej odległości. Część z nich zaczynała się już nudzić i gdyby nie Torin pewnie, by chętnie zaatakowali. Alfa zebrał wszystkich i podzielił ich na grupy.
— Sheridan, Aneneus, Rodan, Carney, Ardal i ja. My idziemy tunelem i wchodzimy do chaty strażniczek dokładnie, gdy wybije druga — powiedział Torin. — Mawgan, Bryce, Neil i Owen, zostają i mają wszystko na oku. I lepiej, żeby wszystko się udało.
— Ojcze — odezwał się jeden z wilkołaków, wychodząc przed szereg.
Był to młody mężczyzna. Na pierwszy rzut oka nie różnił się zbytnio od reszty sfory. Wysoki, barczysty, ciemnowłosy i czarnooki, ubrany w typowy dla wilków płaszcz. Biła jednak od niego wielka pewność siebie i duma.
— Co się takiego stało, synu? Coś ci nie pasuje?
Po tych słowach większość wilkołaków z pewnością zamilkłaby, spuszczając głowę i wyczuwając, że w słowach alfy nie kryje się ani cień troski. Ale chłopak tego nie zrobił. Nie wycofał się. Nie wyczuł.
— Chciałbym iść z wami — powiedział.
Torin przyjrzał się wilkołakowi uważnie i po chwili na jego brodatej twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
— Cieszy mnie twoje zaangażowanie Mawganie i to, że chcesz wykazać się w walce.
— Chcę ci pomóc ojcze, chcę zniszczyć strażniczki i dostać się do drzewa.
— Myślisz, że mógłbyś mi się przydać? — zapytał Torin, nie spuszczając wzroku ze swojego syna.
— Oczywiście — odpowiedział natychmiast, absolutnie tego pewien.
I chyba ta zbytnia pewność siebie go zgubiła. Alfa zmrużył oczy, podchodząc do Mawgana. Młody wilkołak mimo dużego wzrostu był niższy od swojego ojca i musiał odrobinę podnieść do góry głowę.
— Jeszcze wielu rzeczy musisz się nauczyć synu.
Mawgan zacisnął szczękę i pięści, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Otworzył usta i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Cofnął się, ciągle patrząc w oczy Torina.
***
Jasmine i Evan przemierzali las w całkowitej ciszy. Wilkołak po kilku nieudanych próbach zaczęcia rozmowy poddał się i teraz milczał jak zaklęty. Zorientował się, że strażniczka nie ma najmniejszej ochoty na jego towarzystwo, nie mówiąc już o konwersacji. Podejrzewał co prawda, że powodem tego mogło być samowolne użyczenie przez niego jej bluzki, ale nie był tego pewien w stu procentach. Naprawdę mogłaby się gniewać o to aż tyle czasu?
Jas natomiast, próbowała nie zwracać uwagi na uciążliwego towarzysza i szła prosto przed siebie. Jakiś kwadrans temu sprawdzała na mapie czy idą w dobrym kierunku, ale wciąż nie była pewna czy północy-zachód jest w tę stronę. Oczywiście mogła się zapytać o to Evana, ale cały czas była na niego zła.
— Gniewasz się na mnie, no nie? — zapytał wilkołak, chcąc ustalić co jest przyczyną nie najlepszego nastroju strażniczki.
— Nie lubię jak ktoś bierze moje rzeczy bez pozwolenia — powiedziała w końcu.
— To tylko głupia bluzka.
Jasmine zacisnęła zęby i milczała. Nie miała zamiaru wyjaśniać mu podstawowych zasad kultury. Zamiast tego po raz kolejny wyciągnęła mapę i uważnie jej się przyjrzała. Teraz była prawie pewna, że obrali zły kierunek. Rozejrzała się dookoła i zaklęła pod nosem. Żadna z tych rzeczy nie uszła uwadze Evana, który zaraz zapytał:
— Co jest?
Jas musiała odłożyć na bok swoją dumę i upór. Najważniejsze było odnalezienie drzewa.
— Gdzie jest północny-zachód?
— Zgubiłaś nas? — zapytał wilkołak, bezskutecznie próbując powstrzymać cisnący się na usta uśmiech.
— To nie jest zabawne — powiedziała zimno Jasmine.
— Mówiłem ci, że bez mojej pomocy...
— Tak, tak mówiłeś. I co z tego?! Teraz powiedz mi, gdzie jest ten cholerny północy-zachód!
— Wyluzuj Jas.
— Wyluzuj?! Łażę po lesie z wielkim plecakiem i wilkołakiem! Mam dość tych debilnych drzew, komarów i ciebie! — wykrzyczała.
— I niby to wszystko moja wina?! Ja ci kazałem szukać tej twojej prawdy?! Ciągle robisz ze mnie potwora. Ogarnij się dziewczyno!
Oczy Jasmine zabłysły i z ziemi poderwało się kilka gałęzi i kamieni. Wszystko to poleciało w stronę wilkołaka. Ten jednak w ostatniej chwili się uchylił i tylko jeden patyk drasnął go w policzek. Głośne warknięcie wydobyło się z gardła wilkołaka. Jas cofnęła się, ale chłopak zdążył podbiec i złapać ją mocno za ramię. Strażniczka poczuła napływające do oczu łzy.
— Nigdy więcej tego nie rób — odrzekł Evan.
Strażniczka wyszarpała się z uścisku chłopaka i odepchnęła go.
Wilkołak starł z policzka ślady krwi i wyjął z płaszcza małą paczkę. W środku były papierosy. Wziął jednego z nich i włożył do ust, a później sięgnął do kieszeni spodni.
— Jasna cholera — zaklął, wyciągając zamoczone pudełko zapałek.
Nagle przed jego nosem buchnął ogień i papieros się zapalił. Evan spojrzał na strażniczkę, a ta podeszła do niego i odezwała się cichym głosem:
— To ty nigdy więcej tego nie rób.
Wilkołak zaciągnął się, obrócił głowę w lewo i powoli wypuścił z ust kłąb dymu.
— Bez współpracy daleko nie zajdziemy.
— Więc współpracujmy — powiedziała Jasmine, podając mu mapę. 

sobota, 7 września 2013

31. "Serce jest głupie a ro­zum - bez ser­ca. Zaufam intuicji..."

 Po niecałej godzinie drogi Jasmine znalazła się nad jeziorem, o którym wspominał Evan. Było ono rozległe i zarośnięte. Dzikie jak cały las. Dziewczyna wątpiła, by można je było ominąć, bo dookoła rosła bujna roślinność, przez którą trudno byłoby się przedrzeć.
Jas zrobiła kilka kroków do przodu. Tafla jeziora była ciemna, gładka, niczym niezmącona. To miejsce było wyjątkowo spokojne. Wiatr nie bawił się liśćmi, nie poruszał gałęzi. Ptaki nie wydawały żadnych odgłosów. Żadne zwierze nie chciało zdradzić swojej obecności. A może żadnego zwierzęcia w pobliżu nie było. Cisza. Zupełna i absolutna cisza, która sprawiła, że Jasmine przeszedł dreszcz. Ta cisza z całą pewnością nie była naturalna.
Po drugiej stronie jest polana wyszeptał Evan.
Nawet on nie chciał zakłócić spokoju tego miejsca. Czy też czuł się tu nieswojo?
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Stał kilka kroków za nią i wpatrywał się w dal. Nie wyglądał na zaniepokojonego. Wyglądał jakby coś obmyślał.
Musimy przejść przez jezioro powiedział i dopiero teraz spojrzał na Jas.
Nie możemy go ominąć? zapytała, ale dobrze wiedziała, że to nie możliwe.
To jedyna droga.
Jasmine podeszła bliżej i popatrzyła nieufnie na wodę. Nie podobał jej się ten pomysł. Nie lubiła pływać. Mało tego. Ona nie potrafiła pływać.
Bez obaw. Tu nie jest zbyt głęboko powiedział, zdejmując z siebie płaszcz.
Chyba nie masz zamiaru się rozbierać, no nie? zapytała Jas w zdumieniu, przyglądając się poczynaniom wilkołaka.
Evan nic nie odpowiedział, tylko zaśmiał się cicho i zdjął buty, a później skarpetki.
Tylko się nie rozpędzaj.
Spokojnie. Jeśli liczysz na darmowy striptiz to cię zawiodę.
Bardzo zabawne mruknęła Jas, która teraz przyglądała się jak chłopak wchodzi do wody, trzymając buty i płaszcz wysoko nad głową.
Kiedy już wilkołak zanurzył się po kolana, odwrócił się do Jasmine i zapytał:
A ty nie idziesz?
A nie możemy tutaj rozbić namiotu?
I tak będziemy musieli przejść przez to jezioro, więc co to za różnica, kiedy to zrobimy?
Jasmine milczała przez chwilę. Nie chciała mu zdradzić, że boi się głupiej wody. Ale czy miała inne wyjście?
Nie ma innej drogi? To pytanie było jej ostatnią deską ratunku.
Wybacz, ale to ty masz mapę, więc skąd ja mam to wiedzieć?
No tak wymamrotała i już szukała innej drogi.
Mapa jednak żadnej innej drogi nie uwzględniała i wszystko wskazywało na to, że Jasmine będzie musiała pokonać własne lęki, przedostając się z jednego brzegu jeziora na drugi.
I co?
To jedyna droga odpowiedziała zrezygnowana.
Evan zauważył, że dziewczyna nie wygląda na zbyt zadowoloną. Tylko dlaczego? Przecież już niedługo będzie mogła zjeść, wyspać się, odpocząć. Wystarczy pokonać tylko to jezioro. Czy to aż takie trudne? Widocznie dla niej tak. A może chodzi o coś innego? Ale skąd on miał niby wiedzieć co?
Wilkołak patrzył się na strażniczkę i patrzył. Wyglądała na zdenerwowaną i zakłopotaną. Musiała się czymś martwić. I po co szukała innej drogi?
Co jest? zapytał, wychodząc z wody.
Nie umiem pływać powiedziała cicho, wbijając wzrok w trawę.
Teraz zrozumiał. Rzucił na bok swoje rzeczy i podszedł do Jasmine. Miał okazje zrobić coś dzięki czemu zyskałby, chociaż trochę w oczach tej upartej dziewczyny.
Bez słowa wziął od niej ciężki plecak, a później schylił się po porzucony wcześniej płaszcz i buty. Wszystko to uniósł nad głowę i tak wszedł do jeziora, ale po chwili odwrócił się i wyszedł z wody. Spojrzał na dziewczynę ubraną w bladoniebieską, długa suknie i białą pelerynę.
Daj mi pelerynę powiedział, opuszczając trzymane w górze ręce na wysokość piersi.
Pelerynę? zapytała Jas, całkowicie zaskoczona.
Tak. Zdejmij ją. Jeśli tego nie zrobisz zamoczysz ją.
Jasmine pokiwała powoli głową i pozbyła się peleryny.
Chcesz przenieść rzeczy na drugi brzeg? upewniła się.
Tak odpowiedział krótko.
Chwilę później był już w wodzie. Najpierw po kostki, łydki, kolana, uda, pas... I to nie było głęboko?! Na środku jeziora woda sięgała mu aż połowy torsu.
Jasmine poczuła, że zaczyna jej brakować tchu.
Utonę. Nie dam rady.
Strażniczka szacowała, że wilkołak ma jakieś dwa metry wzrostu. Może więcej. A ona? Miała coś około metra siedemdziesięciu sześciu. Ile centymetrów różnicy? Minimum dwadzieścia cztery. Czyli woda będzie jej sięgać gdzieś tak do szyi.
Im więcej Jasmine o tym myślała, tym bardziej była przerażona.
Evan zdążył już wrócić i teraz z niepokojem przyglądał się pobladłej dziewczynie.
Spokojnie. Chodź powiedział, łapiąc dziewczynę za łokieć i prowadząc ją w kierunku jeziora.
Pozwoliła mu na to. Szła przed siebie zupełnie jak w transie. Bezwolna laleczka. Mętlik w głowie, przerażenie w oczach, szum w uszach. Czuła jakby za chwilę miała zemdleć i tylko silny uścisk dłoni wilkołaka, powstrzymywał ją przed upadkiem.
Jakim cudem to właśnie ona była strażniczką? Bała się ciemnych piwnic i głębokiej, nieznanej wody. Nie była typem bohaterki, choć starała się ukryć strach. Jak mogła skutecznie bronić drzewa, jeśli czasem to ją trzeba było obronić czy uratować?
Nie dam rady wyszeptała, gdy poczuła jak woda przenika jej buty.
Jasne, że dasz dodawał jej otuchy Evan.
Skąd możesz to wiedzieć?
Po prostu w ciebie wierzę. Zaufaj mi. Przejdziemy przez to jezioro razem.
I zrobiła to. Zaufała mu. Była to może najgłupsza lub najmądrzejsza decyzja w jej życiu. I jak każda pociągnie za sobą konsekwencje w przyszłości.
Jasmine poczuła chłód wody. Wzdrygnęła się i mocniej przylgnęła do Evana. Uczepiła się go jakby był jej szansą na przetrwanie. Jej własnym kołem ratunkowym.
Z każdym krokiem zanurzała się coraz głębiej. W pewnym momencie nawet potknęła się, o jakiś leżący na dnie kamień i upadłaby, zachłystując się wodą, gdyby nie Evan.
Chłopak wyczuł, że Jasmine, ledwo trzyma się na nogach i kiedy strażniczka potknęła się, wilkołak natychmiast zareagował. W jednej chwili nogi Jas oderwały się od podłoża i dziewczyna znalazła się w ramionach Evana. Chłopak wypuścił ją z objęć dopiero wtedy, gdy znaleźli się na suchym lądzie.
Dzięki wymamrotała speszona Jas i natychmiast odsunęła się od Evana.
Po przymusowej kąpieli sukienka Jasmine zrobiła się prześwitująca i mocno przylgnęła do jej ciała. Dziewczyna szybko podniosła swoją pelerynę i się nią owinęła. Dygotała z zimna, a do tego było jej wstyd.
Jestem żałosna pomyślała. Nie dość, że pokazałam jak bardzo boję się wody to jeszcze musiałam się potknąć. Po prostu świetnie.
Weź mój płaszcz. Jest cieplejszy powiedział wilkołak, podchodząc do strażniczki i podając jej ubranie.
Sam miał na sobie mokre spodnie i bluzkę, ale nie wyglądał na zmarzniętego.
No masz dodał, gdy Jas nie zrobiła absolutnie nic, by wziąć od niego płaszcz. Ubierz się, bo się przeziębisz. Ja idę po drewno, a ty rozłóż namiot i lepiej się przebierz.
A ty? Tobie nie jest zimno?
Nie odpowiedział krótko i już go nie było.
Jasmine obserwowała jak znika wśród drzew. Odczekała jeszcze chwilę i rozejrzała się dookoła. Chyba nikogo nie było. Podeszła do leżącego na ziemi plecaka i wygrzebała z niego parę jeansów, szary top i czarny sweter, a później schowała się za grubym pniem drzewa, by się przebrać.
Mokre ubrania powiesiła na gałęzi i wzięła się za rozłożenie namiotu. Pamiętała jak kiedyś robił to jej tata. Kiedy to było? Cztery, pięć lat temu? To wtedy nie wydawało się takie trudne. Jednak teraz gubiła się w w tych wszystkich linkach, rurkach, szpilkach i innych częściach. Całe szczęście, że znalazła instrukcję.
Evan nazbierał wystarczająco dużo drewna na rozpalenie ogniska i właśnie wracał do miejsca, w którym zostawił strażniczkę. Dziewczynę zobaczył z daleka. Przebrała się. Skończyła nawet rozbijać namiot i teraz przyglądała się swojemu dziełu. Zaskoczyła go tym trochę. Nie spodziewał się, że Jasmine poradzi sobie z tym zadaniem tak szybko.
Kiedy wszedł na polanę, odwróciła się w jego stronę. Wyglądała na zadowoloną. Wskazała na namiot i powiedziała głośno:
Jednak nie jest ze mną tak najgorzej, co?
Wilkołak uśmiechnął się tylko, nic nie mówiąc i zaczął układać kawałki drewna. Kiedy skończył, popatrzył znacząco na Jas.
Kolej na ciebie.
Dziewczyna od razu zrozumiała, o co mu chodzi. Skupiła swój wzrok na stosie i po chwili buchnął ogień.
Chłopak poszedł po szatę strażniczki, którą powiesił na wbitym w ziemię kiju, niedaleko ogniska.
Może wyschnie mruknął.
Sam miał na sobie wilgotne ubranie, ale kiedy Jas zapytała go o nie, ten tylko wzruszył ramionami i powiedział, że jak usiądzie przy palenisku to się wysuszy.
Jasmine nie wiedziała, ile siedzi, wpatrując się w płomienie. Nie była głodna, a wilkołak powiedział, że on też nie chce jeść. Zerknęła na niego. Nie patrzył na nią. Wpatrywał się w ciemny las jakby upewniał się czy nie czają się w nim jakieś zagrożenia.
Powinnaś iść już spać powiedział, nie odrywając wzroku od drzew. Jutro wyruszamy tuż po wschodzie słońca.
A co z tobą? Nie idziesz spać? zapytała Jas.
Dopiero teraz spojrzał na nią z poważną miną.
Ja jeszcze trochę tu posiedzę.
Dlaczego? Co się dzieje? dopytywała się, oglądając dookoła. Coś nam grozi?
W lesie nigdy nie jest bezpiecznie. Zwłaszcza nocą.
Jasmine przestała się rozglądać i całą swoją uwagę skupiła na wilkołaku. Coś jej się nie podobało. A właściwie ktoś. Niepewność i niepokój znów dały o sobie znać.
Mam dziwne podejrzenia, że ty...
Ciągle mi nie ufasz przerwał jej Evan.
Jas zacisnęła usta i przez dłuższą chwilę nie odrywała wzroku od twarzy wilkołaka. W końcu wstała, podeszła do porzuconego pod drzewem płaszcza i podniosła go.
Miłej nocy powiedziała, wręczając chłopakowi okrycie.
Evan bez słowa przyglądał się jak wchodzi do namiotu i szczelnie go zasuwa. 


Tytuł rozdziału jest cytatem ze strony: http://szukaj.cytaty.info/mysli/zaufanie-5.htm