niedziela, 24 lutego 2013

11. Koniec jest początkiem



 Jasmine kroczyła szkolnym korytarzem. Odświętny strój i czarna toga bezapelacyjnie wskazywały na szczególną uroczystość ― koniec roku szkolnego. Przez niektórych wyczekiwany z utęsknieniem, przez innych niekoniecznie. Dla absolwentów ostatniego roku to koniec jednego etapu a początek drugiego.

            Dziewczyna już od swoich osiemnastych urodzin wiedziała, że jej życie bezpowrotnie uległo zmianie. Jednak dopiero teraz zaczynała sobie uświadamiać co ją niedługo czeka. Musiała, ona bowiem nauczyć się panować nad swoimi darami i strzec wraz z innymi strażniczkami zakazanego drzewa.

― Jas! – usłyszała wołanie.

Gdy się odwróciła jej oczom ukazał się Nathan. Chłopak biegł w jej stronę, podwijając togę.

― Wiesz może, gdzie jest Meggan? – spytał. – Chciałbym z nią porozmawiać, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć.

― Wątpię, żeby Meg chciała z tobą rozmawiać – powiedziała Jasmine chłodno.

― Wiem co sobie myślisz, ale ja nie chciałem jej skrzywdzić.

― Jasne – parsknęła śmiechem. – Przespałeś się z nią, a później zostawiłeś, bo taki z ciebie dobry przyjaciel.

― Powiedziała ci? – zmieszał się blondyn.

― Jak mogłeś jej to zrobić?

― To nie tak miało być – zaoponował Nathan. – Wszyscy myślicie, że jestem zimnym draniem, ale ja naprawdę lubię Meggan. Po prostu…

― Nie potrafisz zapanować nad rączkami, gdy widzisz jakąś ładną dziewczynę? – dokończyła Jas z sarkazmem.

― Wszystkie dziewczyny, z którymi byłem do tej pory wiedziały w co się pakują. Meggan z pewnością też.

― Liczyła, że tym razem będzie inaczej – mówiąc to Jas patrzyła mu prosto w oczy.

Nathan nie potrafił wytrzymać jej intensywnie niebieskiego spojrzenia i spuścił wzrok.

― Przypuszczałem, że to się może źle skończyć – mruknął. – Gdy obudziłem się rano po balu to… to nie powinno się stać. Powinienem zostawić Meg w spokoju tak jak chciał tego Mark.

― To czemu tego nie zrobiłeś?

― Bo jestem głupim idiotą?

― To na pewno.

― Zrozum Jas, ona naprawdę mi się podobała. Z nią… ja przez chwilę myślałem, że może się udać. Jednak pojawiła się Nicole i… Teraz straciłem nie tylko fajną dziewczynę, ale i kumpla. Dostałem nauczkę, żeby trzymać się od siostry przyjaciela z daleka. Chcę wszystko naprawić.

― To zostaw ją w spokoju.

― Zostawię, ale najpierw powinienem  jej wyjaśnić, przeprosić… To może ostatnia szansa. Niedługo się rozjedziemy, nie chcę się tak rozstawać. Ja naprawdę życzę Meggan wszystkiego dobrego. Mark nie gada ze mną, ale może ona…

― Nie wiem, czy Meg zechce z tobą rozmawiać, czy nie, ale jeśli chcesz spróbować… Pewnie jest w toalecie.

― Dzięki – uśmiechnął się i zanim Jas mogła cokolwiek odpowiedzieć jego już nie było.

***

Zakończenie roku przebiegło sprawnie. Rozdanie dyplomów, przemowy, zdjęcia. Birety poleciały w górę, a wszyscy uczniowie żegnali się życząc sobie powodzenia w przyszłości. Łzy, uśmiechy, wspominki…

Jasmine westchnęła cicho na wspomnienie minionego przedpołudnia. Kończyła się właśnie pakować, gdy przyszedł sms. Zerknęła na wyświetlacz telefonu. To wiadomość od Jacka.

            Co powiesz na spacer? Czekam przed twoim domem.

 Jas wyjrzała przez okno, które akurat wychodziło na ulicę. Jack rzeczywiście tam stał. Czarnowłosa postanowił chwilowo porzucić pakowanie i zejść do niego.

― Cześć Jack.

― Hej. Przejdziemy się?

― Jasne – z uśmiechem przystała na tą propozycję.

– A wiesz, że widziałem się Nathanem? To trochę dziwne, bo wychodził z damskiej toalety.

― Naprawdę? – Jas po mistrzowsku udała całkowite zaskoczenie.

Czarnowłosa doskonale wiedziała co było powodem wizyty blondyna w takim miejscu. Wiedziała też, że Meg wysłuchała Nathana i przyjęła jego przeprosiny. Była jednak prawie pewna, że ich drogi po tym się rozejdą. Chłopak uspokoił sumienie i pewnie znajdzie sobie inną dziewczynę, a Meggan z czasem o nim zapomni.

― Tak. Ciekawe co tam robił – zastanawiał się Jack.

― Może musiał iść do toalety, a w męskiej była kolejka? – zaśmiała się.

Szatyn z uśmiechem pokręcił głową na to wytłumaczenie.

― Szkoda, że nie widziałem min dziewczyn, które były w środku.

― To z pewnością musiał być zabawny widok.

― Tak, na pewno – zgodził się Jack, nagle smutniejąc.

― O co chodzi?

―Tyle czasu nie będziemy się widzieli. – westchnął. – Teraz wyjeżdżasz ty, później ja. Tak sobie myślałem czy może udałoby się nam spotkać między tymi wyjazdami, bo…

― Moglibyśmy gdzieś wyskoczyć?

― Tak. Może kino albo jakaś kolacja? Sam nie wiem…

― Zapraszasz mnie na randkę? – chciała się upewnić.

― Chyba tak… tak myślę.

― Kiedy wyjeżdżasz? – spytała.

― Na początku sierpnia.

― Pod koniec lipca na pewno będę miała czas – uśmiechnęła się.

― Świetnie – ucieszył się Jack.

Para powoli kierowała się w stronę domu Jas. Między nimi zapadła cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Nagle czarnowłosa poczuła, że Jack chwyta ją za rękę. Dziewczyna zerknęła na niego. Nie puścił jej dłoni. Nie odezwał się. Uśmiechnął się tylko. Zatrzymali się przed furtką i patrzyli sobie prosto w oczy. Jak to się stało, że się pocałowali? Jasmine nie zastanawiał się nad tym. Jack też nie. Odpowiedź na to pytanie nie była istotna. Najważniejsza była ta słodka chwila. Nieplanowany, ale cudowny pocałunek, promienie słońca i dwoje młodych ludzi, których serca biły tak samo przyspieszonym rytmem. Słodka woń perfum zmieszała się z zapachem wody kolońskiej. On obejmował ją w tali, a ona wplotła palce w jego włosy, nie pozwalając mu się odsunąć ani na milimetr. Żadne z nich nie chciało tego przerywać, mimo że zaczynało im brakować tchu. Oderwali się od siebie dopiero, gdy usłyszeli warkot silnika. Ojciec Jasmine właśnie wysiadał ze srebrnego chevroleta.

― Pan Mystery – odezwał się Jack, odsuwając się od Jas.

― Witam, witam. Widzę, że przyszedłeś do mojej córki w odwiedziny.

― Nie! Eee… yyy… to znaczy tak. Chciałem się pożegnać.

― Ach tak? – brwi Williama powędrowały w górę, gdy przyglądał się chłopakowi z powątpiewaniem. – Pożegnałeś się już?

― Ja właśnie… Cześć Jas.

― Do zobaczenia pod koniec lipca – uśmiechnęła się porozumiewawczo.

Gdy tylko Jack poszedł, czarnowłosa popatrzyła na ojca z wyrzutem.

― Musiałeś?

― Ale co ja takiego zrobiłem? – spytał niewinnie William.

― Dobrze wiesz co – powiedziała Jas wchodząc do domu. – Jeszcze się przestraszy i…

― Jest synem policjanta i wątpię żeby zniechęcił go taki stary pryk jak ja.

― Ty go lubisz – zgadła Jasmine.

― Co w tym dziwnego? – zdziwił się. – Wydaje się być miły.

― Ojcowie nie lubią chłopaków swoich córek.

― Nie wiedziałem, że Jack jest twoim chłopakiem.

― Nie jest – zaprzeczyła, po czym dodała – Jeszcze.

― To znaczy, że na razie mogę go lubić? – zapytał z uśmiechem.

            Jasmine pokręciła głową i z politowaniem spojrzała na ojca.

― Lepiej zastanów się nad tym co zrobisz na obiad – poradziła. – Dzisiaj ty gotujesz.



10. Rozrachunek



Jasmine i Lily wracały właśnie z biologii, gdy na korytarzu zauważyły zbiorowisko uczniów i usłyszały głośne wrzaski.
            ― Ostrzegałem cię! – dobiegł do nich głos Marka.
          Jasmine zaczęła się przepychać, chcąc zobaczyć co się dzieje. Lily podążyła za nią. Miała złe przeczucia. To co zobaczyły zaskoczyło je. W centrum tego wszystkiego byli Nathan i Mark. Kłócili się.
― Niczego jej nie obiecywałem! – krzyknął blondyn, wskazując Meggan, która stała kilka kroków dalej z Elisabeth.
―  Może nie, ale dałeś jej nadzieję. Spacery, rozmowy, zaproszenie na bal… Myślisz, że nic nie wiem?!
― Sama tego chciała! Przychodziła do mnie!
― Myślałam, że ci zależy – odezwała się Meggan roztrzęsionym głosem.
― Daj spokój Meg – zwrócił się do szatynki. ― Jesteś fajną dziewczyną, ale nie zamierzam się z nikim wiązać na stałe.
― Skoro tak to było trzymać się od niej z daleka – denerwował się Mark. – Uważałem cię za kumpla, a tobie zachciało się wykorzystać moją siostrę!
― Wykorzystać – prychnął Nathan. – Meggan też nie jest niewiniątkiem. Myślisz, że ją dobrze znasz?
Blondyn popatrzył na Marka, a później na jego siostrę. Dziewczyna z napięciem obserwowała Nathana, który nagle wybuchł śmiechem. Policzki Meg zaczerwieniły się, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
― Jesteś obrzydliwy – warknął Mark, wymierzając Nathanowi cios prosto w twarz. 
 Blondyn zachwiał się. Nie spodziewał się ataku.
 ― Oszalałeś?! – wykrzyczał.
 Mark nie odezwał się. Zamachnął się za to jeszcze raz, ale nie trafił, bo Nathan odskoczył w ostatniej chwili. Philips nie zamierzał mu odpuścić. Rzucił się do przodu. Jednak blondyn był szybszy. Jego pięść trafiła Marka w nos. Lily i Meg wydały z siebie zduszone okrzyki. Z nosa chłopaka pociekła krew, ale nie wyglądał aby się tym przejął. Wytarł ją rękawem i po chwili Nathan znów oberwał. Tym razem w oko.
― Ty popaprańcu! – wydarł się blondyn, zanim rzucił się z pięściami na Marka.
― Pozabijają się – wyszeptała przerażona Lily.
― Co wy wyprawiacie?! – to był głos Jacka.
Chłopak usłyszał co się dzieje i przedzierał się teraz przez grupkę uczniów, chcąc rozdzielić walczących.
 Zaraz za nim przyszło dwóch nauczycieli. Pan Smith od historii i pani Stanley od biologii.
 ― Co tu się dzieje? Co to za bójki? Zaraz wezwę dyrektora ―  powiedział pan Smith.
Nie musiał jednak nikogo wzywać. Pan Robbins dyrektor szkoły właśnie zmierzał w ich stronę. Towarzyszyło mu dwóch funkcjonariuszy policji, którzy zabrali Nathana i Marka na komendę  w celu wyjaśnienia sprawy.
― Proszę się rozejść na lekcję – powiedział pan Robbins. – To koniec przedstawienia.
 Po zajęciach Jasmine podeszła do Meggan.
― O co dokładnie poszło? – spytała czarnowłosa.
― Przecież wiesz – mruknęła Meg. – Wszyscy wiedzą.
― Nieprawda – zaprzeczyła Jas. – Ty coś ukrywasz. Coś się wydarzyło z tobą i Nathanem, a Mark musiał się dowiedzieć.
― Niby co mogło się wydarzyć? ― powiedziała Meg obojętnie, wzruszając ramionami.
― Ty mi powiedz. Widziałam jak Nathan zachował się na balu. Pokłóciłaś się z nim.
Ta informacja sprawiła, że szatynka spojrzała na Jas niepewnie. Wahała się czy o wszystkim jej opowiedzieć.
― Chodźmy do mnie. Tam nikogo nie ma i spokojnie porozmawiamy – odparła Jasmine widząc, że ma szanse dowiedzieć się co się stało. Meggan skinęła głową.
            Tak jak mówiła Jas dom był pusty. Dziewczęta usiadły w salonie z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Przez chwilę Meggan milczała. Nie wiedziała jak ma zacząć.
― Po prostu powiedz – odezwała się Jas.
― Od jakiegoś czasu spotykałam się z Nathanem. Nie chciałam wam mówić. On też nie chciał, aby ktoś się dowiedział. Wiesz jaki jest Nathan. Z żadną dziewczyną długo nie wytrzymał. Myślałam, że teraz będzie inaczej. Gdy zaprosił mnie na bal cieszyłam się jak głupia.  Zaraz wam powiedziałam, że z nim idę. A później…
― Wiem, widziałam.
― Ta blondynka to Nicole – wyjaśniła Meg. ―  Nathan był bardzo zadowolony, że ją spotkał.
― Ty wyglądałaś jakbyś chciała ich zabić na miejscu.
― To aż tak było widać? – spytała szatynka, uśmiechając się na myśl o walnięciu Nathana czymś ciężkim.
Jasmine nie mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. Jednak zaraz spoważniała, bo Meg wróciła do opowieści.
― Nathan przeprosił mnie i później nie odstępował na krok. Był czarujący. Tańczyliśmy cały czas razem.  Wymknęliśmy się z restauracji po północy. Nathan mówił, że ma dla mnie niespodziankę. Zawiózł mnie do motelu.
Jasmine wzięła głębszy oddech. Meggan spojrzała na nią, a później szybko spuściła wzrok.
― Zgodziłam się na to, bo go kochałam – wyszeptała Meg. – Gdy się obudziłam już go nie było. Miał chociaż tyle przyzwoitości, że zapłacił za pokój.
― Meg…
― To nie wszystko – przerwała jej szatynka. – Wczoraj widziałam go z Nicole. Całowali się. Wróciłam załamana do domu. Mark domyślił się o co chodzi. Musiał wiedzieć, że się z nim spotykałam.
Jas objęła Meg, która nie mogła dłużej powstrzymać łez.
― On nie był ciebie wart – pocieszała Jasmine.
― Czemu zakochałam się akurat w nim? – wychlipała Meggan, mocząc przyjaciółce bluzkę.
― Niedługo wakacje, później studia… Szybko zapomnisz o Nathanie i znajdziesz kogoś innego.
― On jest przyjacielem Marka, a przeze mnie się pokłócili. Powinnam posłuchać wszystkich, którzy mi mówili, że Nathan nie jest dla mnie.
― To nie twoja wina – powiedziała Jas dobitnie.
― Pobili się i trafili na komendę. Co z nimi będzie?
― Posłuchaj, zaraz zadzwonię do Jacka i zapytam o nich. Dobrze? – zaproponowała Jas.
― W porządku – zgodziła się Meg, ocierając twarz.
W rozmowie z Jackiem Jasmine dowiedziała się, że chłopak pytał o nich ojca. Komendant Tenet  powiedział mu, że Jack i Nathan muszą się uspokoić i będą mogli wrócić do domu jutro rano.
― Dzięki Jack.
― Nie ma sprawy. Też się o nich martwię – powiedział chłopak.
Jasmine jeszcze przez pół godziny uspokajała i pocieszała przyjaciółkę, zanim tej udało się dojść do siebie.
***
            Szedł ponurym korytarzem. Został wezwany i musiał stawić się jak najszybciej. Bał się tego co go spotka za wielkimi, dębowymi drzwiami, które właśnie otwierał.
 Znalazł się w dużej i mrocznej sali. Jedynym źródłem światła było kilka świec stojących na podłodze i  przytwierdzonych do ścian.
 ― Brian – usłyszał i przeszył go dreszcz.
Tu zawsze było zimno, ale strach spowodował, że tym razem odczuwał to dotkliwiej.
 ― Masz mapę? – to było pytanie, którego bał się najbardziej.
― Jeszcze nie – odpowiedział, przyglądając się szparom w podłodze.
― Jeszcze nie – powtórzył głos spokojnie.
Brian odważył się podnieść wzrok. Osoba, która do niego przemawiała siedziała na wielkim krześle przypominającym tron. Jej twarz zakryta była kapturem długiej, czarnej peleryny. Postać ukryta była w mroku, ale ciemność nic nie znaczyła dla wilczych oczu Briana.
― Wiesz może czyja to wina, że jeszcze nie mam mapy?
― Moja – odpowiedział z trudem powstrzymując drżenie głosu. – Strażniczka widziała mnie przy chacie. Teraz dobrze jej pilnują.
― Czy to nie dziwne, że mimo obecności kilku innych wilkołaków musiała ona zobaczyć właśnie ciebie? Nikt mnie nie zawiódł.
― Proszę…
― Oprócz ciebie.
Brian zobaczył czarne jak smoła tęczówki i nie był w stanie odwrócić wzroku.
― Wiesz, że czeka cię kara?
 Wiedział i gdy tylko to usłyszał poczuł ogromny ból. Wydawało mu się jakby ktoś wbijał w jego ciało gwoździe albo zanurzył je w żrącym kwasie. Krzyczał, ale było tylko gorzej. Najstraszniejsze było to, że oczy w które wciąż się wpatrywał były zimne i nie wyrażały ani odrobiny litości.