niedziela, 30 czerwca 2013

24. Do wyprawy tylko jeden krok

Elisabeth siedziała na parapecie z podkurczonymi nogami i w milczeniu patrzyła na zielone korony drzew. W chacie przebywała tylko ciałem, bo duchem była przy Tomie. Ciągle zadawała sobie pytanie: Jak on się czuje?  Odkąd go widziała minęło kilkanaście godzin, ale mimo to ona zaczynała już tęsknić. Martwiła się o niego, chociaż z tego co wiedziała jego stan powoli ulegał poprawie. Nie była pewna też, czy chłopak usłyszał to co mu powiedziała i czy ją poznał. Do pokoju ktoś wszedł, ale rudowłosa nawet nie drgnęła.
― Lis?
Elisabeth poznała ten głos. Należał on do Lily. Słyszała jak blondynka podchodzi do niej, ale nawet na nią nie spojrzała. Lilian oparła się plecami o ścianę, a prawą rękę położyła na parapecie.
― Jak się czuje Tom?
To pytanie sprawiło, że Lisa poruszyła się niespokojnie. Zaniepokoiła się, że Lily wie o jej wyprawie do szpitala. Postanowiła, jednak udawać, że nie ma pojęcia, o co chodzi przyjaciółce.
― A niby skąd mam wiedzieć jak on się czuje? Przecież nie pozwoliłaś mi się z nim zobaczyć, bo to niebezpieczne ― odezwała się Elisabeth  opryskliwie.
― A mimo to się z nim spotkałaś.
― Co? ― Rudowłosa z udawanym zdziwieniem powoli odwróciła twarz w stronę Lily.
― Naprawdę myślisz, że jestem taka głupia, czy zapomniałaś o moim darze? ― zapytała blondynka, patrząc w zielone oczy Elisabeth.
― Miałaś jakąś wizję, tak? ― Chciała się upewnić Lisa.
Kiedy tylko Lilian przytaknęła, rudowłosa opuściła nogi na podłogę, dłonie zacisnęła na brzegu parapetu, a wzrok przeniosła na drzwi. Niechciała patrzeć w oczy Lily. Czuła się głupio, że nie wzięła pod uwagę jej daru. Jednak, wtedy w jej głowie pojawiło się pytanie.
― Skoro wiedziałaś, że do niego pójdę, to dlaczego mnie nie powstrzymałaś?
― Widziałam, że się nie zdradzisz, a poza tym jesteś przeraźliwie uparta, więc i tak byś tam poszła. To co tam u twojego kochanego Toma?
Rudowłosa ponownie spojrzała na przyjaciółkę, która sprawiała wrażenie bardzo z czegoś zadowolonej. Lis miała dziwne przeczucie, że wie ona o jej wyznaniu w szpitalu.
Boże, jak ja tam musiałam się wygłupić. Praktycznie wyjąkałam mu, że go kocham, a on pewnie i tak tego nie usłyszał. Jestem żałosna i do tego, to wszystko widziała Lily ― pomyślała Elisabeth. ― To pewnie, dlatego tak się teraz uśmiecha. Ona to widziała. I jeszcze pocałunek…
― Wydaje mi się ― zaczęła powoli Lisa ― że widziałaś wystarczająco dużo, by stwierdzić co u niego.
Blondynka zaśmiała się cicho, co tylko utwierdziło Elisabeth w przekonaniu, że miała racje odnośnie swoich obaw. Przyjaciółka widziała w wizji co się stało w szpitalu.
Lilian patrzyła z uśmiechem na zaczerwienione policzki Lis. Zbyt duża wiedza Lily o jej wczorajszej wycieczce, wprawiała ją w zakłopotanie. Blondynka oparła się na prawej ręce, pochylając w stronę Elisabeth i szepcząc jej cicho:
― Nie musisz się tak zamartwiać. Z Tomem wszystko będzie w porządku. Wszystko się dobrze ułoży.
Kiedy tylko to powiedziała odsunęła się od rudowłosej i zaczęła zmierzać w kierunku drzwi.
― Lily! ― zawołała Lisa, schodząc z parapetu.
Dziewczyna odwróciła się słysząc swoje imię i czekała na dalsze słowa przyjaciółki.
― Miałaś jeszcze jakąś wizję?
― Wszystko będzie dobrze ― powiedziała Lilian i wyszła szybko z pokoju.
Schodząc po schodach blondynka zauważyła Jasmine, która widząc ją zatrzymała się z lekko podniesioną białą suknią i dłonią na poręczy.
― Musimy porozmawiać ― odezwała się czarnowłosa. ― Chodźmy do mojego pokoju. Dziś rano Ena pojechała do domu, więc będziemy mogły spokojnie pogadać.
Lily skinęła głową i obie dziewczyny udały się do wcześniej wspomnianego pokoju.
Kiedy tylko blondynka usiadła na łóżku Jas, jej przyjaciółka stanęła przed nią z poważną miną. To nie wróżyło nic dobrego.
― Widziałaś coś? Miałaś jakąś wizję dotyczącą… ― specjalnie nie dokończyła, wiedząc, że Lily domyśli się, o co chodzi.
― Tak, ale nic wspólnego z… tą kobietą. Widziałam ciebie. Byłaś w jakimś ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym tylko świecami. Widziałam stół z dwoma szkatułkami i dwiema księgami. Stałaś przy tym stole i coś chyba pisałaś, ale nie jestem pewna. Nie mam pojęcia, co to było za pomieszczenie. Nie wiem jak tam się znalazłaś i co dokładnie robiłaś. Nie wiem, po co się tam udałaś i to mnie martwi.
Jasmine obserwowała jak Lilian wstaje z łóżka i nerwowo przechadza się po pokoju. Jas wiedziała, co to było za pomieszczenie i wiedziała co tam robiła, a raczej będzie robić. Jednak nie zamierzała na razie powiedzieć o tym przyjaciółce. Wyjawi jak dostać się do tego miejsca, gdy przyjdzie na to czas.
― Uspokój się Lily. Nic złego ze mną się tam nie działo, więc pewnie nie ma się czym martwić.
― Kiedy masz zamiar ruszyć w drogę?
― Jeszcze dokładnie nie wiem ― skłamała czarnowłosa.
― Taa jasne. Dowiem się, jak cię już tu nie będzie.
Jasmine zaśmiała się tylko. Lily bardzo rzadko się myliła.
― Pamiętaj tylko…
― Tak, wiem. Będę cię kryła jak najdłużej się da, ale jeśli coś ci się stanie, to przysięgam, że cię zabiję. To takie niebezpieczne, a ty lekkomyślnie…
― Już o tym rozmawiałyśmy i dobrze wiesz, że mnie nie powstrzymasz, Lily.
― A powinnam. Jestem, jednak twoją głupią przyjaciółką i pomagam ci w tym szaleństwie.
― Dzięki ― powiedziała Jas, przytulając blondynkę. ― Dzięki za wszystko. Dobrze mieć taką przyjaciółkę.
― Podziękujesz mi jak to się dobrze skończy i nie zginiesz ― wyszeptała Lilian, odwzajemniając uścisk.
― Dobra, ja lecę. Muszę jeszcze coś załatwić ― odezwała się Jasmine i zanim Lily zdążyła coś powiedzieć już jej nie było.
Czarnowłosa uważając, by nikt jej nie zobaczył weszła do schowka pod schodami. Zapaliła wzrokiem trzy świeczki, znajdujące się w świeczniku, który postawiła na podłodze i odsunęła dywan. Następnie zdjęła z szyi medalion, umieściła go w odpowiednim otworze, podniosła klapę i spojrzała w dół. Nie zastanawiając się zbyt wiele szybko zeszła po schodach i znalazła się w wąskim korytarzu. Mrok rozświetlał tylko blask świec. Po niedługiej wędrówce stanęła przed dużymi, dębowymi drzwiami, które natychmiast otworzyła.
Pomimo panującego w pomieszczeniu chłodu i odrzucającego zapachu stęchlizny dziewczyna weszła do środka. Udała się prosto do stołu, stawiając na nim świecznik. Szybkim ruchem podniosła wieko jednej ze szkatuł i wyciągnęła pożółkłą mapę. Rozłożyła ją delikatnie na blacie. Spod płaszcza wyjęła ukrytą kartkę i ołówek. Przez dłuższą chwilę przyglądała się mapie, a później zaczęła ją odwzorowywać na przyniesionym kawałku papieru.
Jasmine nie miała pojęcia, ile czasu pracowała. Nigdy nie uważała, by miała jakiś wielki talent plastyczny, ale gdy skończyła stwierdziła, że przerysowana mapa wygląda całkiem dobrze. Może nie była to idealna kopia, ale musiała wystarczyć.
Jas złożyła oryginał i umieściła go w szkatule. Narysowaną mapę, natomiast schowała w kieszonce bocznej plecaka, który zdążyła ukryć tu już wcześniej. Znajdowały się w nim także namiot, dwa koce, ubrania, rondelek, nóż i jedzenie w puszkach, torebkach i paczkach. Teraz była już całkowicie gotowa do drogi. Należało tylko krótko wyjaśnić Lily co powinna jeszcze zrobić w niedalekiej przyszłości. Bez jej pomocy plan Jasmine się nie uda.
Czarnowłosa chwyciła świecznik i ruszyła w stronę wyjścia. Rozmyślała o tym jak powinna powiedzieć swojej przyjaciółce, że ta ma dać prawdziwą mapę wilkołakom, gdy przyjdą one do chaty.           

sobota, 15 czerwca 2013

23. Anioł


            Elisabeth zerknęła w lustro po raz ostatni. Poprawiła swoją białą sukienkę, a później dłonią przeczesała rude włosy.
            ― Wybierasz się gdzieś? ― spytała Lilian.
            Lisa zwróciła się w jej kierunku. Blondynka, która do tej pory siedziała na łóżku i w ciszy czytała gazetę teraz uważnie przyglądała się rudowłosej.
― Muszę na chwilę wrócić do domu. Znów padł mi telefon ― odpowiedziała Elisabeth, mając nadzieję, że Lily nie domyśli się prawdy. ― Zobaczymy się później.
― W porządku ― zgodziła się Lilian, wracając do czytania.
Rudowłosa odetchnęła z ulgą i wyszła z pokoju. Szczęście wyjątkowo jej dopisywało, bo po drodze nie spotkała nikogo. Naprawdę zamierzała wrócić do domu, ale nie po, to by naładować telefon. Był inny powód.
Lisa szybko weszła do małego, ciemnego pomszczenia i zamknęła drzwi z wyrytym na nich jabłkiem. Poczuła znajomy ucisk w żołądku i zacisnęła powieki. Kiedy dziwne uczucie zniknęło jej dłoń odnalazła klamkę. Otworzyła zielone oczy i zobaczyła, że była już w swoim pokoju. Podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu. Odetchnęła głęboko kilka razy i rozejrzała się dookoła.
W pomieszczeniu panował lekki bałagan. Na krześle leżało kilka zmiętych bluzek, rzuconych w pośpiechu, a na biurku piętrzył się stos książek, które miała poukładać na półce. Dodatkowo na stoliku nocnym tuż obok zdjęcia jej, Lily i Jas znajdowało się kilka kartek, niepiszących długopisów i ładowarka. Mama zawsze mówiła, że Lisa jest bałaganiarą. Widząc to wszystko dziewczyna nie mogła zaprzeczyć. W przeciwieństwie do swojej rodzicielki nie była typem porządnej, poukładanej kobiety. Nie miała, jednak teraz czasu na sprzątanie. Spieszyła się, by zobaczyć Toma.
W jednej z szuflad znalazła biały szal i okulary przeciwsłoneczne. Nie mogła sobie pozwolić na, to by ktoś ją rozpoznał. Dlatego właśnie założyła szal na głowę, ukrywając tym samym swoje płomienne włosy, które mogły ją zgubić, gdyby spotkała kogoś znajomego. Po chwili na nosie znalazły się też duże, ciemne okulary, a w ręce pieniądze na bilet autobusowy. Może nie był to najlepszy na świecie kamuflaż, ale musiał wystarczyć. Całe szczęście, że do przystanku było tylko kilka kroków.
Znajomy kierowca z uśmiechem wydał bilet, zupełnie nie poznając Elisabeth. Może jej przebranie nie było tak złe jak myślała? Autobus 304 zawiózł ją prosto na miejsce. Kiedy wysiadała z pojazdu po drugiej stronie ulicy zobaczyła gmach szpitala. To właśnie tam leżał Tom, którego tak bardzo chciała zobaczyć.
Wchodząc do szpitala Elisabeth zdjęła okulary i zsunęła z głowy szal. Rozejrzała się dookoła. Na jednej ze ścian wisiał wielki plan budynku, dzięki któremu każdy normalny człowiek był w stanie trafić w odpowiednie miejsce. Każdy, ale nie ona. Bloki, sale, korytarze, wejścia, wyjścia, piętra, oddziały. Wszystko to sprawiło, że Lisa poczuła, że gubi orientacje. Całe szczęście, że dosyć szybko odnalazła punkt informacyjny i rejestracje. 
― Przepraszam, czy może mi pani powiedzieć, gdzie znajdę Toma Tendera? Dwa dni temu miał wypadek i dowiedziałam się, że tu trafił.
            Młoda kobieta ubrana w biały strój oderwała długopis od kartki i przeniosła wzrok na Elisabeth.
     ― Pani jest z rodziny? ― spytała przyglądając się uważnie rudowłosej.
            ― Można tak powiedzieć.
            ― To znaczy? Jest pani, czy nie?
Elisabeth zacisnęła usta i zastanawiała się co powinna powiedzieć. Zaczynała ją już lekko irytować ta blond osóbka stojąca przed nią.
― Jestem jego narzeczoną ― skłamała, patrząc prosto w niebieskie oczy pielęgniarki. ― I chciałabym się dowiedzieć, gdzie mogę go znaleźć.
Kobieta przez chwilę przeglądała różne dokumenty aż w końcu powiedziała:
― Blok B, drugie piętro, OIOM.
― OIOM?
― Tak. Dobrze pani słyszała ― powiedziała blondynka i odebrała dzwoniący telefon. ― St. Katherine’s Hospital…
Elisabeth zrobiła kilka kroków i przystanęła bezradna. Mijali ją lekarze, spieszące się pielęgniarki, pacjenci i odwiedzający. Wciąż słychać było dźwięk telefonu, rozmowy i jeżdżące karetki pogotowia na sygnale. Lisa nie znosiła takich miejsc. Ostatni raz była w szpitalu, gdy umarła jej babcia. To chyba właśnie dlatego kojarzyły jej się one z chorobą, nieszczęściem i śmiercią. Dziewczyna westchnęła ciężko i ruszyła w stronę schodów. Dosyć szybko dotarła na drugie piętro, ale nie miała pojęcia gdzie szukać OIOMu. Błądziła przez jakiś czas, aż w końcu usiadła na jednym z ciągnących się wzdłuż ściany krzesełek. Wszędzie królowała biel i zieleń, a w powietrzu unosił się charakterystyczny, szpitalny zapach.
W oddali Lisa zobaczyła młodą pielęgniarkę wiozącą na wózku starszego mężczyznę. Czemu zwróciła na nich uwagę? Może dlatego, że wydawali się sympatyczni. Może dlatego, że widać było, że prowadzili ze sobą miłą rozmowę. A może to z powodu ich roześmianych twarzy. Rudowłosa sama dokładnie nie wiedziała czemu tak im przygląda. Byli coraz bliżej. Tak blisko, że Elisabeth słyszała część rozmowy.
― Chyba muszę więcej chorować, bo wtedy miałbym okazję częściej widywać takie piękne i miłe pielęgniarki ― żartował starszy, wąsaty mężczyzna w granatowym szlafroku.
― Więcej chorować? Co też pan mówi. Nie opłaca się dla widoku nawet najpiękniejszej pielęgniarki ― odezwała się kobieta, uśmiechając się na wcześniej usłyszane słowa. ―  Pan będzie u nas jeszcze trzy dni i do domu. Mało który pacjent tak szybko dochodzi do zdrowia.
Elisabeth aż zachciało się śmiać, słysząc rozmowę tej dwójki. Postanowiła zapytać tę miłą pielęgniarkę o drogę na OIOM. Wstała z krzesła i zaczekała aż się jeszcze bardziej zbliżą.
― Przepraszam ― odezwała się ― Nie za bardzo wiem jak trafić na OIOM. Może mogłaby mi pani pomóc?
Jasnowłosa kobieta zatrzymała wózek i z uśmiechem spojrzała na Lisę.
― Oczywiście. Tylko zaprowadzę pana Wilsona do sali. To bardzo blisko. Tylko kilka kroków i będę mogła panią nawet zaprowadzić na miejsce.
― Naprawdę? ― ucieszyła się rudowłosa. ― Bardzo dziękuję.
― Może pani ze mną podejdzie? To tylko kawałek. Pan Wilson ma tu niedaleko salę, a to i tak w stronę OIOMu.
― Oczywiście, oczywiście.
― Nie no ja, to naprawdę muszę częściej przychodzić do szpitala. Nigdzie chyba nie spotkałem tylu pięknych kobiet na raz ― powiedział starszy mężczyzna z uśmiechem przyglądając się Elisabeth i przygładzając swoje siwe włosy.
― Czasem człowiek ma to szczęście ― zaśmiała się Lisa.
― A wie pani, że ma pani rację? Takiej eskorty to ja jeszcze nie miałem. Nie dość, że pani Angelica to istny anioł, to jeszcze panienka jak z obrazka. Takie piękne tycjanowskie włosy miała kiedyś moja żona. Takie cudne jak tej pani.
― Żeby każdy pacjent był tak miły ― powiedziała blondynka.
― Ja jestem nie tylko miły, ale i szczery.
W takiej atmosferze cała trójka dotarła do sali 208. Pielęgniarka razem z pacjentem zniknęli w pomieszczeniu.
― Bardzo sympatyczny człowiek ― powiedziała Lisa do blondynki, gdy ta już wróciła. 
Angelica przytaknęła z lekkim uśmiechem na twarzy i poprowadziła rudowłosą pod odpowiednią salę. Elisabeth podziękowała i panie pożegnały się, będąc w wyjątkowo dobrych humorach.
            Kiedy tylko Lisa przekroczyła próg od razu jej wzrok skierował się na szpitalne łóżko i osobę w nim leżącą. Wystarczyło podejść kilka kroków i spojrzeć na twarz poszkodowanego. To co, że podłączony był do aparatury monitorującej funkcje życiowe, czy kroplówki? To co, że cały był w bandażach? Dziewczyna od razu poznała, że to Tom nikt inny. Nie musiała nawet patrzeć na wiszącą przy łóżku kartę. To był on. To był Tom.
Leżał pod białym materiałem z zagipsowaną nogą, uniesioną ku górze. Głowę miał owiniętą w bandażu, a na policzku widać było kilka drobnych zadrapań.
          Elisabeth usiadła na łóżku i sięgnęła po rękę chłopaka. Ostrożnie, by nie wyrwać wenflonu.  Blondyn był nieprzytomny. Lisa zerknęła na kardiomonitor. Serce biło w umiarkowanym tempie. Wszystko w porządku. Stan stabilny – tak jak mówiła pani Tender.
        Lisa przez chwilę siedziała w milczeniu, głaszcząc rękę Toma i patrząc na jego spokojną twarz. Nagle, jednak poczuła, że musi coś powiedzieć. Coś czego nigdy mu nie wyznała.
          ― To ja Tom ― zaczęła ― Lisa. Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale chciałam ci coś powiedzieć. Właściwie powinnam zrobić to dawno, ale… Na pewno wiesz, o co chodzi. Nie jesteś głupi i musiałeś zauważyć, że… Chociaż nigdy ci się nie przyznałam. Nie lubię mówić o uczuciach. Nawet, teraz gdy tak leżysz pewnie nawet nieświadomy tego, że tu jestem to trochę ciężko mi powiedzieć…
          C0 ja wygaduję? ― pomyślała. ― Nic się nie stanie jak powiem mu to, co zawsze chciałam.
            Elisabeth oderwała swoją dłoń od ręki Toma, wstając. Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu i pochyliła się nad chłopakiem. Kilka rudych kosmyków spadło na poduszkę obok głowy leżącego. Chyba jeszcze nigdy nie obserwowała twarzy Toma z tak bliska. W końcu zebrała w sobie tyle odwagi, by to powiedzieć.
― Kocham cię Tom. Kocham od dawna, ale za bardzo się bałam, by to powiedzieć. Kocham.
Usta Lisy zetknęły się z wargami chłopaka. To była krótka i ulotna chwila, która szybko się skończyła, ale jednak kardiomonitor uchwycił zmianę. Serce Toma odrobinę przyspieszyło. Dziewczyna nie sądziła, że ten pocałunek jakoś na niego wpłynie. Myliła się. Powieki blondyna ociężale uniosły się do góry, ukazując niebieskie tęczówki. Chyba do końca nie wiedział co widzi, bo jego usta rozchyliły się i powiedział jedno słowo:
            ― Anioł.
            Tylko tyle. Oczy zamknęły się, ale na twarzy pozostał delikatny uśmiech. Rytm serce wrócił do normy. Kiedy chłopakowi znów udało się przezwyciężyć słabość i unieść powieki w sali nikogo już nie było.