niedziela, 18 sierpnia 2013

29. Przyjaciółka? A co, to znaczy?

Lilian siedziała sama w swoim pokoju, ciągle zapatrując się w zdjęcie w ramce, które stało na jej nocnym stoliku. Były na nim wszystkie cztery. Ona, Elizabeth, Jasmine i Meggan. Najlepsze przyjaciółki. Zdjęcie zrobiła mama Lis jakieś cztery lata temu. Lily uśmiechnęła się na wspomnienie tego dnia.
To było tuż po zakończeniu roku. Wszystkie cztery siedziały w ogrodzie pani Red i piły oranżadę. Wtedy jeszcze nic nie wiedziały o strażniczkach. Wtedy jeszcze nie wiedziały co czeka je za kilka lat. Wtedy jeszcze nic nie wiedziały o swoim przyszłym życiu. Wtedy nawet wyglądały inaczej.
Jasmine miała krótsze włosy, ledwo siadające ramion. Elizabeth nie miała na swojej twarzy ani grama makijażu, co teraz było dla niej niewyobrażalne. Meggan jeszcze nosiła okulary, a Lily miała znienawidzony przez nastolatki trądzik. Aż śmiać się chciało, ile się od tego czasu zmieniło.
Właśnie co z Meggan? Lilian miała do niej zadzwonić już tyle razy i wciąż wypadało jej coś ważniejszego. Wilkołaki, włamanie do chaty, mapa, wizje, samobójcze plany Jas i teraz jej list. Tyle się działo. Praktycznie zapomniała o przyjaciółce, która nawet nie miała pojęcia, gdzie Lily się znajduje i co ma zrobić. Przyjaciółce, która jeszcze przed zakończeniem roku przeżywała miłosny zawód. Czy nie powinna zapytać co u niej? Jak się trzyma? Jak mijają jej wakacje? Dzwoniła do Marka, a do Meggan nie. Była beznadziejną przyjaciółką. Chyba czas to zmienić.
Panna White  wstała z łóżka i zaczęła szukać w szufladzie swojej komórki. Szybko ją znalazła.
Niedługo znów będę musiała ją naładować — pomyślała, patrząc na jedną kreskę baterii.
Z westchnieniem z powrotem usiadła na łóżku i odblokowała telefon. W spisie połączeń znalazła numer do Meg. Już miała nacisnąć odpowiedni klawisz, gdy do pokoju wpadła Elizabeth.
Lily odrobinę zdziwiła się jej ubiorem. Lisa miała na sobie jasnozieloną sukienkę, beżowe sandały, biały szal, a jej głowę zdobiły duże okulary przeciwsłoneczne. Gdzie się tak mogła wybierać, a raczej skąd wróciła? Odpowiedź dla Lily była prosta.
— Opuściłaś chatę — oskarżyła przyjaciółkę, która szybko przemierzyła pokój i stanęła naprzeciwko niej.
— No i co z tego? Nikt mnie nie widział, ale ja za to coś widziałam.
Owszem, Lisa coś widziała i to coś tak wyprowadziło ją z równowagi, że nawet się nie przebrała. Wpadła do domu transportowała się prosto do chaty i przybiegła do pokoju, by poinformować Lily o swoich obserwacjach.
— Może i nie, ale reszcie strażniczek się to może nie spodobać. Wiesz jak jest. Nie możemy wciąż przemykać się do… do… — Lily nawet nie wiedziała jak nazwać miejsce, gdzie były teraz, a jak nazwać miejsce, gdzie zazwyczaj mieszkały.
— Do domu? Do naszego świata? Świata zwykłych ludzi? — odezwała się Lisa. — Tom dzisiaj wyszedł ze szpitala i chciałam go zobaczyć. I spokojnie nie widział mnie. Obserwowałam go z daleka.
To ostatnie zdanie jakoś dziwnie przygnębiło obie dziewczyny. Wiedziały, że ich życie już nigdy nie będzie normalne. A założenie rodziny? Czy którakolwiek strażniczka miała normalną, pełną i kochającą rodzinę? Odpowiedź brzmiała: nie.
Jasmine nie miała mamy, Lily – rodziców, Lisa – taty, a z tego co wiedziały Ena także wychowywała się bez ojca, Tullia i Nora spędziły swoje dzieciństwo w domu dziecka, rodzice Seren ją zostawili i dziewczyną zajęła się ciotka, Hilde uciekła od ojca alkoholika tuż przed osiemnastymi urodzinami, natomiast mama Kelly podobno zginęła w walce z wilkołakiem.
Ktoś mógłby uznać to za przypadek albo złe zrządzenie losu. Zresztą czy większość z tych rzeczy nie dotykała też zwykłych ludzi? Jednak strażniczki nie miały złudzeń. Były doświadczane już od samego początku. To były próby ich wytrzymałości psychicznej i charakteru, bo przecież strażniczka nie może się poddać, załamać. One muszą walczyć do końca. Każda z nich jest wyjątkowa, ma dar, ale każda też będzie musiała, za to płacić do końca życia.
— Co z Tomem? — spytała w końcu Lily.
— Wyglądał już dobrze.
— Cieszę się — uśmiechnęła się Lilian. — A co takiego ważnego jeszcze widziałaś?
Przygnębienie na twarzy Lis zmieniło się w coś innego. Dziewczyna była teraz podekscytowana, zmieszana i zdenerwowana za razem.
— Widziałam Meggan — powiedziała.
— Naprawdę? — W głosie Lily słychać było zarówno radość jak i zaskoczenie.
— Gdzie ją widziałaś? Czy ona…
— Niedaleko szpitala i nie martw się, ona mnie nie widziała.
— Ciekawe co u niej. Wiesz, że miałam do niej zadzwonić — powiedziała White, zerkając na telefon, który wciąż trzymała w dłoniach.
— Nie była sama — odezwała się niespodziewanie Elizabeth.
Lily podniosła na nią zdziwione spojrzenie. Głos przyjaciółki mówił, że powinna się zaniepokoić, ogłoszonym przed chwilą faktem.
— Była z Jackiem.
— Przecież są przyjaciółmi. To chyba nic dziwnego, że się spotkali — Lily nie rozumiała oskarżycielskiego tonu Lis.
— Jasne, że są, ale oni nie tylko ze sobą rozmawiali. Przytulali się.
— To przecież nie musi oznaczać, że oni… Całowali się?
— Tego nie widziałam, ale mówię ci, że coś między nimi jest. Może i się przyjaźnią, ale z którą jeszcze dziewczyną Jack się przytulał? No oprócz Jas. Z tobą? Bo ze mną nie. Chyba, że przy składaniu życzeń urodzinowych.
Elizabeth miała rację. Jack nie „lepił się” do każdej dziewczyny, przy byle okazji.
— Niech ci będzie. Teraz to już na pewno powinnam zadzwonić do Meg i z nią pogadać.
Lilian wstała z łóżka i podeszła do okna. Lisa stanęła za nią.
— Włącz na głośnomówiący. Też chcę to słyszeć.
— Dobrze, ale pamiętaj…
— W porządku będę siedziała cicho, ale jak moje przypuszczenia okażą się prawdą to, co zrobimy? Co z Jas?
Lily odwróciła się słysząc imię ich przyjaciółki.
— Ona powinna wiedzieć — wyszeptała Lisa.
Lilian nie odezwała się ani słowem. Elizabeth tez powinna o czymś wiedzieć. Tylko jak jej to powiedzieć?
— Najpierw porozmawiajmy z Meg — zdecydowała, wciskając klawisz i odwracając się w kierunku okna.
Meggan odebrała po dwóch sygnałach.
— Lily? No, nareszcie dzwonisz. Pewnie nie miałaś zasięgu? Co u ciebie? Kiedy wracasz?
— Cześć Meggan. Tak, tak miałam kłopoty z zasięgiem — skłamała, ale zaraz poczuła palący wstyd i wyrzuty sumienia. — U mnie wszystko w porządku. Odpoczywam i jeszcze nie wiem, kiedy wrócę. A co u ciebie?
— Bywało lepiej, ale nie jest źle. — W głosie Meggan pobrzmiewał smutek.
— Co się dzieje Meg?
— Mark i Nathan wciąż się kłócą. Naprawdę mam tego dość. A ja ostatnio widziałam Nathana z Nicole. Oni są razem. Uwierzysz? Myślałam, że z Nathanem to już przeszłość, że mi przeszło, ale kiedy ostatnio go widziałam… I do tego Jack.
— Co z nim? — Kiedy tylko Lily o to zapytała, Elizabeth przysunęła się bliżej.
— Jack jest rozdarty między Markiem a Nathanem. Nie wie, co robić, a poza tym Jas się ostatnio do niego nie odzywa. Zresztą do mnie też. Co z nią?
— Pewnie ma problem z telefonem. Kiedy dzwoniła do mnie ostatnio narzekała, że się psuje. — To rzecz jasna było kolejne kłamstwo.
— Aha… A co z Lis? Dzwoniła do mnie, ale to było już jakiś czas temu.
— Ze mną też się ostatnio nie kontaktowała.
Bzdura, bzdura, bzdura.
— A wiesz, że Tom miał wypadek i trafił do szpitala?
— Naprawdę? Nic mu nie jest? —Lily starała się, by w jej głosie można było wyczuć niedowierzanie i niepokój.
— Tak, ale spokojnie już wyszedł. Właściwie to dziś. Widziałam go przez chwilę.
— Tak?
— Aha. Spotkałam się z Jackiem. Gadaliśmy i przechodziliśmy akurat w pobliżu szpitala. Coś te wakacje są pechowe. Najpierw ja, Nathan i Mark, później wypadek Toma, a dzisiaj dowiedziałam się, że mama Jacka straciła prace. Szkoda, że Jas tu nie ma. Może Jack przestałby się tak zamartwiać. Gdyby udało ci się z nią skontaktować to powiedz jej, by do niego zadzwoniła.
— Jasne jak tylko będę mogła z nią porozmawiać.
— To dobrze. Słuchaj ja muszę już kończyć. Trzymaj się Lily.
— Ty też Meg.
Lilian rozłączyła się,  położyła telefon na parapecie i odwróciła się do Elizabeth.
— Słyszałaś?
— Tak. Wygląda na to, że trochę się pomyliłam — odpowiedziała Lisa, patrząc Lily w oczy. Właściwie cieszyła się, że wszystko okazało się jej wymysłem. — Ale dalej myślę, że powinnyśmy porozmawiać z Jas. Jack ma kłopoty, a wsparcie Jasmine może, chociaż trochę mu pomoże.
Lily nie odezwała się ani słowem, tylko sięgnęła po komórkę, stając plecami do Lis. Chciała odwlec w czasie chwilę, w której będzie musiała porozmawiać z Lis o Jas.
Elizabeth czekała na to, co powie Lily, ale ta wzięła tylko telefon, minęła przyjaciółkę, otworzyła szufladę nocnego stolika i schowała tam komórkę.  Później usiadła na łóżku, ale zaraz wstała i zaczęła nerwowo przechadzać się w te i z powrotem.
— Co się stało? O co chodzi? — dopytywała się zaniepokojona Lisa.
Lilian zrobiła jeszcze kilka kroków i zatrzymała się, stając na środku pokoju. Przeczesała palcami włosy i spojrzała na przyjaciółkę z niepewnością i poczuciem winy.
— Muszę si coś powiedzieć — powiedziała cicho.
Słysząc to Elizabeth podeszła do Lily, złapała ją za rękę i przyprowadziła do łóżka. Wolała tą rewelację usłyszeć na siedząco.
— Teraz mów co się stało?
Panna White otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Już chciała się podnieść i znów zacząć krążyć po pokoju, ale została powstrzymana przez Lis.
— Lily mów mi do jasnej cholery co się stało!
— Ale nie wiem jak — jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.
— Najlepiej od początku.
Lilian opuściła ręce i podniosła głowę. Jeszcze jeden głęboki wdech i zaczęła mówić.
Opowieść nie była zbyt długa. Elizabeth znała jej początek, ale z pewnością nie spodziewała się tego co nastąpiło później.
— Jak to poszła dowiedzieć się kim jest ta tajemnicza kobieta?! — krzyknęła Lisa, zrywając się z łóżka.
— Mów trochę ciszej, dobrze? A poza tym obie wiedziałyśmy, że Jas nie popuści i zrobi to, co zamierzała — powiedziała Lily, starając się brzmieć spokojnie, ale zdawała sobie sprawę, że najgorsze jeszcze przed nią.
— Wiedziałyśmy? — wysyczała Elizabeth. — Ty wszystko wiedziałaś. Mnie powiedziałyście tyle co nic, a i to musiałam od was wyciągać. Kiedy wyruszyła?
— W nocy.
— No jasne. Pewnie zdążyłaś się nawet z nią pożegnać, co?
— Jas chciała wymknąć się niepostrzeżenie. Nie powiedziała mi dokładnie kiedy zamierza wyruszyć.
— Ale ty oczywiście przewidziałaś, kiedy to się stanie, prawda?
Lily milczała. Widziała, że Elizabeth jest wściekła, ale nie wiedziała co ma powiedzieć lub zrobić, by to zmienić.
 To była prawda. Lisa była zła na przyjaciółki, że ponownie dowiaduje się ostatnia. Była rozczarowana i zawiedziona tym, że jej nie zaufały. Kiedyś mówiły sobie o wszystkim. Najwyraźniej już to się zmieniło.
— Dlaczego jej nie zatrzymałaś? — zapytała zdenerwowana.
— Jest uparta. Obie jesteście. Ty też mnie nie słuchałaś! — Teraz i Lily zerwała się z łóżka. — Wiecie, że widzę przyszłość, wiecie, że się o was martwię, że chcę dobrze, ale mnie nie słuchacie. Ty też postanowiłaś nikomu nie mówiąc odwiedzić Toma. Zastanawiałaś się co by było, gdyby ktoś znajomy cię zauważył? Oficjalnie jesteś na farmie, daleko stąd, zapomniałaś?
— To co innego. Tom był w szpitalu, martwiłam się — wykłócała się Lisa.
— A Jas martwi się, że jej możliwie żyjąca matka albo ciotka zbratała się z wilkołakami i chce dostać się do drzewa.
— A ciekawe jak ona ją odnajdzie? — zapytała Red, krzyżując ręce na piersi.
Lily nie odpowiedziała jej tylko wyjęła z kieszeni kartkę papieru i podała przyjaciółce.
— Przeczytaj to — poleciła.
Elizabeth czytała raz i drugi aż w końcu dotarło do niej co zrobiła Jasmine. I co ma zrobić Lily. Jej palce same zgniotły list. Kulka papieru przeleciała Lilian obok głowy, spadając za łóżko.
— Ona oszalała — wyszeptała Lisa zdenerwowanym głosem. — Całkiem oszalała.
— Też tak myślałam, ale…
— Ale co? Czy ty nic nie rozumiesz?! Ona naraziła nas wszystkich. Wiesz co będzie jak się dowie reszta strażniczek? Co ja mówię?! Wiesz co będzie jak jej się nie uda? Wystarczy, że zabłądzi, zgubi mapę albo dorwą ją wilkołaki.
— Uspokój się Lis — powiedziała Lily, ale sama zaczęła się też denerwować.
— A co, jeśli wilki dorwą ją i nie przyjdą tu po mapę? Co jeśli się spóźnimy i nie uda nam się ocalić drzewa? Wiesz jakie będą konsekwencje?
— Myślałam nad tym, ale już jest za późno, by coś zmienić.
— Nie jest za późno. Mamy mapę, a nawet dwie. Wiemy, że Jas zmierza do drzewa. Możemy ją odnaleźć i sprowadzić tutaj, zanim będzie za późno.
— Nie możemy iść. Zniknięcie Jasmine trudno ukryć, a co dopiero nas.
— Nic nie będziemy ukrywać. I tak musiałabyś, im wszystko powiedzieć. Dlaczego nie zrobić tego teraz? Może uda się… — Elizabeth mówiła i jednocześnie zbliżała się coraz bardziej do drzwi.
Lily nie mogła pozwolić, by plan Jasmine wyszedł na jaw. Jeszcze nie teraz. Złapała Lis za ramię i pociągnęła w głąb pokoju.
— Nic, im nie powiemy. To jeszcze nie odpowiednia chwila.  Obiecałam Jas, że jej pomogę.
— Ale ja nic nie obiecywałam. I zapominasz, że naszym obowiązkiem jest ochrona drzewa. Jesteśmy strażniczkami i nie możemy dopuścić, by było ono zagrożone, choćby w najmniejszym stopniu.
— A ty zapominasz, że Jas jest naszą przyjaciółką.
Elizabeth wyszarpała swoją rękę z uścisku Lily i stanęła przed dziewczyną, patrząc na nią z nieskrywaną złością.
— Przyjaciółką? — prychnęła. — Chyba zapomniałaś, co to znaczy.
— Wiem, że jesteś zła, ale Jas na nas liczy i nie możesz pod wpływem emocji… — urwała Lilian.
Elizabeth nie miała zamiaru słuchać dziewczyny i szybko dotarła do drzwi. White nie zdążyła jej znów zatrzymać i teraz parzyła jak Lis wybiega z pokoju.

3 komentarze:

  1. Czytam Twoje opowiadanie od kilku dni i z każdym nowym rozdziałem jestem coraz bardziej ciekawa co kim jest ta tajemnicza kobieta. A ten rozdział jest naprawdę świetny. Nie dziwię się Lis, że jest wkurzona, ale z drugiej strony Jasmine to jej przyjaciółka. Ciekaw czy Elizabeth powie o wszystkim reszcie strażniczek. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. Masz świetne pomysły. Ciekawe co wyniknie z tej wycieczki Jasmine. No i oczywiście czy Lisa powie o tym innym strażniczkom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Ciekawa jestem co wyniknie z tamtej wycieczki. Czekam na kolejny :P
    Obserwuję
    http://anamarafashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń