niedziela, 24 lutego 2013

8. Wróg czyha



Jasmine przytulona w tańcu do Jacka z uśmiechem ilustrowała pomieszczenie. Bal odbywał się w wynajętej restauracji. Wystrój wnętrza bardzo przypadł jej do gustu. Dominowały w nim beże i ciepłe brązy. Część stolików usunięto, robiąc tym samym miejsce do tańca. Reszta, natomiast została rozsunięta na boki i zastawiona przekąskami.
 Gdzieś w tłumie tańczących, dziewczyna wypatrzyła Meggan i Nathana. Chłopak prowadził wesołą rozmowę z napotkaną blondynką, a Meg wyglądała tak, jakby wahała się któremu z nich powinna najpierw dać w twarz. Czarnowłosa współczuła przyjaciółce. Doskonale wiedziała, że Nathan to miły i zabawny chłopak, ale stałość w uczuciach nigdy nie należała do jego zalet.
 Jack obrócił Jas wokół jej osi i dziewczyna na chwilę straciła z oczu obserwowaną trójkę. Gdy znów popatrzyła w ich stronę Meggan przeciskała się w kierunku baru.
― Jas? Co się dzieje? ― spytał Jack, zaalarmowany milczeniem swojej partnerki.
― Nie, nic takiego. Tylko Meg… ― przerwała.
Szatyn szybko odnalazł wspomnianą dziewczynę. Był teraz przy niej Nathan. Wyglądali jakby się sprzeczali.
― Rozumiem ― westchnął. ― Chcesz do nich iść? Porozmawiać?
― Chyba nie powinnam się wtrącać. Przynajmniej nie teraz ― stwierdziła.
― Widziałaś może Marka? ― zapytał niespodziewanie Jack.
― Nie, nie spotkałam go na balu. Ani jego, ani Lily, ani Lisy. Zaczynam się trochę martwić. Może nie przyjdą?
― To już nie musisz się martwić ― powiedział chłopak. ― Przynajmniej o dwójkę z nich. Spójrz tam, obok wejścia.
Jasmine szybko zrozumiała, o co mu chodzi. Był tam Mark w towarzystwie Lily.
― Przyszli razem? ― zdziwiła się Jas.
― Na to wygląda ― odezwał się szatyn. ― Nie wiedziałem, że do siebie wrócili.
― Nie wrócili ― zaprzeczyła czarnowłosa. ― Chyba, że ja o czymś nie wiem.
Piosenka, którą i tak w większości przegadali właśnie się skończyła. Postanowili, więc podejść do przyjaciół.
― Spóźniliście się ― powiedział Jack.
 Lily zmieszała się, ale Mark wydawał się być rozluźniony i zadowolony.
― Punktualność nigdy nie leżała w mojej naturze ― uśmiechnął się, obejmując blondynkę w tali.
― Nie wiedziałam, że macie przyjść razem ― powiedziała Jas, przyglądając się przyjaciółce.
― Tak wyszło ― mruknęła Lily. ― Gdzie jest Lisa?
― Właśnie się zastanawiam ― Jasmine rozejrzała się po sali, ale nigdzie jej nie dostrzegła.
― Nie ma jej? ― zdziwiła się blondynka.
― Przynajmniej ja jej nie widziałam.
― A Meggan? ― zainteresował się Mark.
― Jest z Nathanem – powiedziała czarnowłosa.
― Pewnie dobrze się bawi ― odezwała się Lilian.
Jack i Jasmine wymienili za sobą porozumiewawcze spojrzenia, ale Lily tego nie zauważyła, bo Mark już ciągnął ją w stronę parkietu.
Podczas trzeciego tańca blondynka poczuła się nieswojo. Mark cały czas prawił jej komplementy, zagadywał, żartował, ale Lily nie mogła się skupić. Nagle usłyszała głos w swojej głowie: Musicie przyjść jak najszybciej. Wszystkie strażniczki muszą się stawić. To bardzo ważne.
Lilian rozejrzała się w poszukiwaniu Jasmine. Znalazła ją tańczącą z Jackiem. Ona też musiała to usłyszeć.
Jas rzeczywiście słyszała, ale nie była do końca pewna jak to możliwe. To był głos Dallas! Jednak kobieta była daleko stąd. Czarnowłosa przebiegła wzrokiem po sali. Zauważyła Elisabeth. Przyjaciółka patrzyła na nią , jakby chciała jej coś przekazać, a później skierowała się do toalety. Jasmine zrozumiała. Miała pójść za nią. Gdy tylko piosenka dobiegła końca Jas wymówiła się nagłą potrzebą i udała się w ślad za Lisą. W toalecie oprócz rudowłosej była też Lily.
― Co to był za głos? Jak mogłam go słyszeć? Co ty tu w ogóle robisz? – Jas zasypała Elisabeth pytaniami.
― Wszystkie wyjaśnienia będą później. Teraz nie mamy czasu – powiedziała Lisa. – Musimy jak najszybciej iść na spotkanie.
Przyjaciółkom jakimś cudem udało się wyjść bez zwracania na siebie większej uwagi.
― Do mnie będzie najbliżej – zdecydowała Lily. – Jeśli oczywiście przejdziemy przez park.
― Chyba żartujesz. Jest środek nocy– zaprotestowała Jas.
Niestety, ale protesty czarnowłosej na nic się nie zdały. Przyjaciółki już skręcały w uliczkę prowadzącą do parku.
― Jeśli coś nam się stanie to was zabiję – zagroziła Jasmine.
― Spokojnie – powiedziała Lilian, ale sama wzdrygnęła się na trzask łamanej gałązki.
―  Czy mi się zdaje czy w tamtych krzakach coś jest? – panikowała Jas.
― Tam nic nie ma – zdenerwowała się Lisa paplaniną swojej koleżanki.
W miejscu, o którym wspominała czarnowłosa coś zaszeleściło, a wszystkie trzy aż podskoczyły na ten dźwięk. Elisabeth zrobiła krok do przodu. Lily z Jas trzymały się tuż za nią. Jeszcze jeden krok. W krzakach znów coś się poruszyło.
― Może powinniśmy  pójść inną drogą? – wyszeptała Lily.
            Jednak Lisa jej nie słuchała. Podeszła do przodu następne dwa kroki. Kolejny szelest. Nagle przy akompaniamencie wrzasków z strony trzech przyjaciółek z krzaków wyleciał kruk. Gdy strach już minął nastąpiła chwila rozbawienia. Wszystkie się śmiały. To był tylko ptak!
― Mówiłam, że tam coś jest – odezwała się Jas.
― Rzeczywiście było – zgodziła się Lisa. – Kruk, prawdziwy potwór.
― Dajcie spokój. Musimy jak najszybciej dostać się na spotkanie strażniczek. – powiedziała Lily.
Reszta drogi nie sprawiła, im problemu. Po dziesięciu minutach dostały się do domu blondynki.
― Wejdźcie – powiedziała Lily, wskazując schowek pod schodami.
Kiedy tylko to zrobiły drzwi się zamknęły i otoczyła je ciemność. Jasmine poczuła, że traci grunt pod nogami, spada. Chciała krzyknąć, ale gardło miała zupełnie suche, a żołądek ściśnięty w supeł. Dobrze, że  podróż nie trwała długo. Po chwili wszystkie dziwne wrażenia ustały, światło się zapaliło i okazało się, że cała trójka stoi przed drewnianymi drzwiami z klamką w kształcie jabłka.
Dziewczęta jak najszybciej udały się do lustrzanej sali, w której miało odbyć się spotkanie. Jas zauważyła, że w pomieszczeniu nie jest tak oślepiająco jasno, jak ostatnio. Kula światła pod sufitem wyglądała, jakby się skurczyła.
― Czekałyśmy na was – powiedziała Ginevra, a Jasmine spostrzegła, że przybyły już wszystkie strażniczki.
― Przyszłyśmy najszybciej jak to było możliwe – odezwała się Lily.
― Wiemy i przepraszam, że wezwałam was podczas balu, ale dotarły do nas niepokojące informacje – wyjaśniła Dallas.
― Przekazywanie wiadomości poprzez myśli, to twój dar? – zapytała Jas.
― Jeden z darów.
― A jakie…
― Będziemy miały więcej czasu na rozmowy, gdy zostaniesz u nas na szkoleniu – powiedziała Dallas. – A teraz Noro wyjaw nam co widziałaś.
― Niedaleko stąd – zaczęła dziewczyna. – widziałam wielkiego czarno-brązowego wilka. Obserwował polanę. Gdy tylko mnie zobaczył zawarczał i uciekł. Myślę, że wilkołaki zaczynają interesować się sekretną mapą.
― Mapą? – wtrąciła Jasmine.
― To na niej jest pokazana droga do zakazanego drzewa. Musimy strzec jej i złotego klucza. – odezwała się Ginevra.
― Czyli wilkołaki chcą dostać się do drzewa i dlatego szukają mapy i klucza? – dopytywała się czarnowłosa.
― Po części to prawda. Jednak musisz wiedzieć, że klucz przepadł – wyjawiła Dallas.
― Jak to przepadł?
― Zniknął osiemnaście lat temu i mimo poszukiwań nie udało się nam go znaleźć. To dlatego tak pilnie strzeżemy mapy. Bez niej nikt nie trafi do zakazanego drzewa.
Ginevra przyjrzała się uważnie wszystkim strażniczkom, zanim przemówiła. 
― Musicie być czujne. Wilkołak, to nie tylko wielkie zwierze. Zwracajcie uwagę na wysokich, ciemnookich i ciemnowłosych mężczyzn. Czarny płaszcz do kolan jest ich znakiem rozpoznawczym. Chata zabezpieczona jest prastarym zaklęciem. Nie mogą oni wybić okna, wyłamać drzwi czy nawet wyburzyć ściany. Budynek, w którym jesteśmy jest niezniszczalny. Stoi od wieków. Nie znaczy to jednak, że żaden nieproszony gość nie jest w stanie się tu dostać. Wystarczy otwarte okno, niezamknięte drzwi czy przejście, by wróg dostał się do środka. Dlatego musicie uważać bardziej niż kiedykolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz