niedziela, 24 lutego 2013

10. Rozrachunek



Jasmine i Lily wracały właśnie z biologii, gdy na korytarzu zauważyły zbiorowisko uczniów i usłyszały głośne wrzaski.
            ― Ostrzegałem cię! – dobiegł do nich głos Marka.
          Jasmine zaczęła się przepychać, chcąc zobaczyć co się dzieje. Lily podążyła za nią. Miała złe przeczucia. To co zobaczyły zaskoczyło je. W centrum tego wszystkiego byli Nathan i Mark. Kłócili się.
― Niczego jej nie obiecywałem! – krzyknął blondyn, wskazując Meggan, która stała kilka kroków dalej z Elisabeth.
―  Może nie, ale dałeś jej nadzieję. Spacery, rozmowy, zaproszenie na bal… Myślisz, że nic nie wiem?!
― Sama tego chciała! Przychodziła do mnie!
― Myślałam, że ci zależy – odezwała się Meggan roztrzęsionym głosem.
― Daj spokój Meg – zwrócił się do szatynki. ― Jesteś fajną dziewczyną, ale nie zamierzam się z nikim wiązać na stałe.
― Skoro tak to było trzymać się od niej z daleka – denerwował się Mark. – Uważałem cię za kumpla, a tobie zachciało się wykorzystać moją siostrę!
― Wykorzystać – prychnął Nathan. – Meggan też nie jest niewiniątkiem. Myślisz, że ją dobrze znasz?
Blondyn popatrzył na Marka, a później na jego siostrę. Dziewczyna z napięciem obserwowała Nathana, który nagle wybuchł śmiechem. Policzki Meg zaczerwieniły się, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
― Jesteś obrzydliwy – warknął Mark, wymierzając Nathanowi cios prosto w twarz. 
 Blondyn zachwiał się. Nie spodziewał się ataku.
 ― Oszalałeś?! – wykrzyczał.
 Mark nie odezwał się. Zamachnął się za to jeszcze raz, ale nie trafił, bo Nathan odskoczył w ostatniej chwili. Philips nie zamierzał mu odpuścić. Rzucił się do przodu. Jednak blondyn był szybszy. Jego pięść trafiła Marka w nos. Lily i Meg wydały z siebie zduszone okrzyki. Z nosa chłopaka pociekła krew, ale nie wyglądał aby się tym przejął. Wytarł ją rękawem i po chwili Nathan znów oberwał. Tym razem w oko.
― Ty popaprańcu! – wydarł się blondyn, zanim rzucił się z pięściami na Marka.
― Pozabijają się – wyszeptała przerażona Lily.
― Co wy wyprawiacie?! – to był głos Jacka.
Chłopak usłyszał co się dzieje i przedzierał się teraz przez grupkę uczniów, chcąc rozdzielić walczących.
 Zaraz za nim przyszło dwóch nauczycieli. Pan Smith od historii i pani Stanley od biologii.
 ― Co tu się dzieje? Co to za bójki? Zaraz wezwę dyrektora ―  powiedział pan Smith.
Nie musiał jednak nikogo wzywać. Pan Robbins dyrektor szkoły właśnie zmierzał w ich stronę. Towarzyszyło mu dwóch funkcjonariuszy policji, którzy zabrali Nathana i Marka na komendę  w celu wyjaśnienia sprawy.
― Proszę się rozejść na lekcję – powiedział pan Robbins. – To koniec przedstawienia.
 Po zajęciach Jasmine podeszła do Meggan.
― O co dokładnie poszło? – spytała czarnowłosa.
― Przecież wiesz – mruknęła Meg. – Wszyscy wiedzą.
― Nieprawda – zaprzeczyła Jas. – Ty coś ukrywasz. Coś się wydarzyło z tobą i Nathanem, a Mark musiał się dowiedzieć.
― Niby co mogło się wydarzyć? ― powiedziała Meg obojętnie, wzruszając ramionami.
― Ty mi powiedz. Widziałam jak Nathan zachował się na balu. Pokłóciłaś się z nim.
Ta informacja sprawiła, że szatynka spojrzała na Jas niepewnie. Wahała się czy o wszystkim jej opowiedzieć.
― Chodźmy do mnie. Tam nikogo nie ma i spokojnie porozmawiamy – odparła Jasmine widząc, że ma szanse dowiedzieć się co się stało. Meggan skinęła głową.
            Tak jak mówiła Jas dom był pusty. Dziewczęta usiadły w salonie z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Przez chwilę Meggan milczała. Nie wiedziała jak ma zacząć.
― Po prostu powiedz – odezwała się Jas.
― Od jakiegoś czasu spotykałam się z Nathanem. Nie chciałam wam mówić. On też nie chciał, aby ktoś się dowiedział. Wiesz jaki jest Nathan. Z żadną dziewczyną długo nie wytrzymał. Myślałam, że teraz będzie inaczej. Gdy zaprosił mnie na bal cieszyłam się jak głupia.  Zaraz wam powiedziałam, że z nim idę. A później…
― Wiem, widziałam.
― Ta blondynka to Nicole – wyjaśniła Meg. ―  Nathan był bardzo zadowolony, że ją spotkał.
― Ty wyglądałaś jakbyś chciała ich zabić na miejscu.
― To aż tak było widać? – spytała szatynka, uśmiechając się na myśl o walnięciu Nathana czymś ciężkim.
Jasmine nie mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. Jednak zaraz spoważniała, bo Meg wróciła do opowieści.
― Nathan przeprosił mnie i później nie odstępował na krok. Był czarujący. Tańczyliśmy cały czas razem.  Wymknęliśmy się z restauracji po północy. Nathan mówił, że ma dla mnie niespodziankę. Zawiózł mnie do motelu.
Jasmine wzięła głębszy oddech. Meggan spojrzała na nią, a później szybko spuściła wzrok.
― Zgodziłam się na to, bo go kochałam – wyszeptała Meg. – Gdy się obudziłam już go nie było. Miał chociaż tyle przyzwoitości, że zapłacił za pokój.
― Meg…
― To nie wszystko – przerwała jej szatynka. – Wczoraj widziałam go z Nicole. Całowali się. Wróciłam załamana do domu. Mark domyślił się o co chodzi. Musiał wiedzieć, że się z nim spotykałam.
Jas objęła Meg, która nie mogła dłużej powstrzymać łez.
― On nie był ciebie wart – pocieszała Jasmine.
― Czemu zakochałam się akurat w nim? – wychlipała Meggan, mocząc przyjaciółce bluzkę.
― Niedługo wakacje, później studia… Szybko zapomnisz o Nathanie i znajdziesz kogoś innego.
― On jest przyjacielem Marka, a przeze mnie się pokłócili. Powinnam posłuchać wszystkich, którzy mi mówili, że Nathan nie jest dla mnie.
― To nie twoja wina – powiedziała Jas dobitnie.
― Pobili się i trafili na komendę. Co z nimi będzie?
― Posłuchaj, zaraz zadzwonię do Jacka i zapytam o nich. Dobrze? – zaproponowała Jas.
― W porządku – zgodziła się Meg, ocierając twarz.
W rozmowie z Jackiem Jasmine dowiedziała się, że chłopak pytał o nich ojca. Komendant Tenet  powiedział mu, że Jack i Nathan muszą się uspokoić i będą mogli wrócić do domu jutro rano.
― Dzięki Jack.
― Nie ma sprawy. Też się o nich martwię – powiedział chłopak.
Jasmine jeszcze przez pół godziny uspokajała i pocieszała przyjaciółkę, zanim tej udało się dojść do siebie.
***
            Szedł ponurym korytarzem. Został wezwany i musiał stawić się jak najszybciej. Bał się tego co go spotka za wielkimi, dębowymi drzwiami, które właśnie otwierał.
 Znalazł się w dużej i mrocznej sali. Jedynym źródłem światła było kilka świec stojących na podłodze i  przytwierdzonych do ścian.
 ― Brian – usłyszał i przeszył go dreszcz.
Tu zawsze było zimno, ale strach spowodował, że tym razem odczuwał to dotkliwiej.
 ― Masz mapę? – to było pytanie, którego bał się najbardziej.
― Jeszcze nie – odpowiedział, przyglądając się szparom w podłodze.
― Jeszcze nie – powtórzył głos spokojnie.
Brian odważył się podnieść wzrok. Osoba, która do niego przemawiała siedziała na wielkim krześle przypominającym tron. Jej twarz zakryta była kapturem długiej, czarnej peleryny. Postać ukryta była w mroku, ale ciemność nic nie znaczyła dla wilczych oczu Briana.
― Wiesz może czyja to wina, że jeszcze nie mam mapy?
― Moja – odpowiedział z trudem powstrzymując drżenie głosu. – Strażniczka widziała mnie przy chacie. Teraz dobrze jej pilnują.
― Czy to nie dziwne, że mimo obecności kilku innych wilkołaków musiała ona zobaczyć właśnie ciebie? Nikt mnie nie zawiódł.
― Proszę…
― Oprócz ciebie.
Brian zobaczył czarne jak smoła tęczówki i nie był w stanie odwrócić wzroku.
― Wiesz, że czeka cię kara?
 Wiedział i gdy tylko to usłyszał poczuł ogromny ból. Wydawało mu się jakby ktoś wbijał w jego ciało gwoździe albo zanurzył je w żrącym kwasie. Krzyczał, ale było tylko gorzej. Najstraszniejsze było to, że oczy w które wciąż się wpatrywał były zimne i nie wyrażały ani odrobiny litości.


3 komentarze:

  1. Fajne opowiadanie. Bardzo wciagajace. Prosze o wiecej rozdzialow.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerażająca ta kobieta :( I już wiem kto będzie, złym charakterem w tej historii :(

    Całkiem niezłe, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda nigdzie nie napisałam, że to kobieta, ale...

      Usuń