czwartek, 29 sierpnia 2013

30. Zdradzić strażniczki czy przyjaciółkę?

Jasmine szła kilka kroków przed Evanem, nie dając mu prowadzić. Dalej nie darzyła go zaufaniem. Owszem, wydawał się sympatyczny, ale to nic nie znaczyło. Wciąż mógł ją oszukać. Jas obejrzała się za siebie. Wilkołak nie wyglądał na zmęczonego. Z łatwością przedzierał się przez dziką roślinność i czasami pomagał w tym Jasmine. Dziewczyna wciąż starała pokazać swoją niezależność i siłę, dlatego większość tych prób pomocy, kończyła się słowami: poradzę sobie.
Teraz jednak nie mogła tak powiedzieć. Jasmine weszła w jakieś gęste krzaki i jej noga zaplątała się między pędami zielonej, złośliwej rośliny, która za nic nie chciała jej puścić. Strażniczka szarpnęła mocno, ale tylko poczuła szorstką łodygę, zaciskającą się na kostce.
Evan zobaczył, że dziewczyna ma mały problem z wydostaniem się z zarośli. On takiego problemu nie miał. Znał ten las i jego roślinność wystarczająco dobrze, by czuć się tu jak w domu. Wiedział ja chodzić, by nie wplątać się w żadne sidła.
— Mówiłem, żeby tędy nie iść. Mogliśmy ominąć tą część i pójść inną drogą.
— Wybacz, ale ta droga jest na mapie — warknęła Jas, wciąż starając się uwolnić.
— A zastanawiałaś się czemu ta mapa pokazuje właśnie takie drogi? Bo mnie wydaje się, żeby utrudnić dotarcie do drzewa — powiedział Evan, schylając się, by Jas uwolnić jej nogę.
Strażniczka poruszyła się niespokojnie, kiedy poczuła dotyk męskiej ręki na swojej kostce.
Sama się w to wplątałam i sama się wyplątam — mruknęła, kucając.
Nagle Jasmine znalazła się wyjątkowo blisko Evana. Ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czuła jego zapach. Mieszanka piżma z żywicą, cytrusami i czymś jeszcze. Przez chwilę zastygła w bezruchu, zastanawiając się, co to może być jeszcze za zapach.
Jesteś wolna — powiedział Evan i podniósł wzrok na strażniczkę.
Wyglądała na nieobecną. Dopiero, gdy dotarły do jej świadomości przed chwilą wypowiedziane słowa, ocknęła się z zamyślenia. Przez sekundę ich spojrzenia się skrzyżowały i serca zabiły w zgodnym rytmie, ale gdy ta sekunda dobiegła końca, oboje rozejrzeli się nieprzytomnie dookoła. Wstali i ruszyli w milczeniu dalej jakby ten krótki, niezwykły moment nigdy nie zaistniał.
***
Elizabeth zajrzała do pokoju mamy i zobaczyła jak jej rodzicielka układa ubrania w szafie.
— Mamo…
— Elizabeth kochanie, wejdź — powiedziała z uśmiechem Katherine.
Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na bluzkę, którą jej mama trzymała w ręce.
— Robisz porządki?
— Kiedyś trzeba, a poza tym i tak nie mam nic do roboty. Od ostatniego najścia wilkołaki są całkiem spokojne.
— Myślisz, że już nie zaatakują? — zapytała Lis, w ogóle w to nie wierząc.
— Pewnie jeszcze nie raz spróbują się tutaj dostać, ale to się, im nie uda. Wszystkie wejścia zostały zamknięte, strażniczki ostrzeżone no i mamy Lily, a właściwie Pholomene.
To było w stylu Katherine Kacey Red. Optymistyczne myślenie, ufność w najbliższych i przyjaciół oraz używanie oficjalnych imion. To pierwsze pomagało przetrwać wszystkie czarne godziny w jej życiu. Drugie nie raz sprawiało, że płakała w nocy, zawiedziona czyimś zachowaniem. A to ostatnie odnosiło się tylko do Lis i jej przyjaciółek. Po prostu do tych imion się przyzwyczaiła.
Elizabeth pokręciła głową i powiodła wzrokiem po jasnożółtych ścianach, małym, zasłanym błękitną pościelą łóżku i starej komodzie, stojącej obok dębowej szafy, której teraz drzwiczki zamykała jej mama.
— Czy jest coś o czym chciałaś mi powiedzieć? — zapytała Katherine, ponownie spoglądając na córkę. Dobrze ją znała i wydawało jej się, że Lis coś dręczy.
Lisa przez chwilę milczała, wahając się nad słusznością swojej decyzji. Jakie będą skutki, kiedy wszystko powie? Może ocalić drzewo. Ale czy nie jest już za późno? Może stracić przyjaciółki. Ale czy już ich nie straciła? W którą stronę przechyli się szala? Co trzeba poświęcić? Jakiego dokonać wyboru? Czy Lily przewidziała co nastąpi?
— Tak, muszę ci coś powiedzieć.
Zdecydowała. Pierwszy krok zrobiony. Teraz tylko trzeba to pociągnąć do końca. Przecież robi dobrze.
— To chyba ważna sprawa — powiedziała pani Red. — Chodź usiądziemy.
Obie kobiety podeszły do prostokątnego stolika, stojącego pod oknem. Elizabeth zajęła miejsce, z którego mogła obserwować to, co dzieje się za szybą, a Katherine usiadła po jej prawej stronie i pochyliła się w kierunku córki.
— Co się dzieje skarbie? — zapytała, uśmiechając się ciepło.
Lisa poprawiła kremowy obrus i spojrzała na mamę. Wokół jej brązowych oczu powstawały małe zmarszczki, kiedy tak patrzyła na nią w skupieniu. Długie, kasztanowe włosy wyjątkowo dziś rozpuściła. A na matczynych ustach wciąż malował się delikatny, zachęcający uśmiech. Wyglądała na młodszą niż w rzeczywistości była.
Ludzie pewnie myśleli, że wcześnie zaszła w ciąże i to dlatego ma już pełnoletnią córkę albo sądzili, że poddała się operacji plastycznej lub znalazła jakąś dietę cud. Prawda kryła się w genach i tym kim była.
— Jeśli masz jakieś kłopoty to wiedz, że postaram ci się pomóc.
— Wiem mamo, ale to nie do końca chodzi o mnie — zaczęła Elizabeth.
— To w takim razie… — Katherine nie dokończyła pytania, bo w pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwonka. — Daj mi chwilę Lis.
Pani Red wstała od stołu i podeszła do małego stoliczka, znajdującego się tuż przy łóżku. Na jego blacie leżała mała, czarna komórka. Kobieta podniosła ją i powiedziała do córki:
— Dzwoni tata Jasmine.
Elizabeth siedziała nieruchomo, zastanawiając się, co takiego mogło się stać.
— Will? — odezwała się Katherine, odpierając telefon.
— Tak, to ja. Chodzi mi o Jas. Nie chce wyjść na histeryka, ale ostatnio do mnie nie dzwoni. Trochę się martwię. Czy u Jasmine wszystko w porządku?
— Oczywiście, Will — powiedziała uspokajająco pani Red. — Gdyby coś było nie tak natychmiast bym cię powiadomiła. Co prawda nie wiem czemu do ciebie nie dzwoni, ale… Poczekaj. Chyba jednak wiem. Wczoraj mówiła, że jej się telefon psuje. To pewnie dlatego.
— Aha. Nie, no to dobrze. Ale wiesz. Nie dzwoniła tyle i zaczynałem się o nią martwić. Wolałem się upewnić.
— Daj spokój. Doskonale cię rozumiem. To w końcu twoja córka.
— Jeszcze jedno, Kath. Nie ma jej gdzieś w pobliżu? Chciałbym z nią przez chwilę porozmawiać.
— Porozmawiać… — powtórzyła Katherine i zerknęła na Lis, ale ta tylko pokręciła głową. — Eee… Nie ma jej. Pojechała z Lisą do miasta na zakupy. Nawet nie wiesz jak tu jest trudno dostać się do jakiegoś sklepu. Przynajmniej godzina drogi. I to w jedną stronę. Ale oczywiście powiem Jasmine jak wróci, że dzwoniłeś.
— Dziękuję.
— Nie ma za co i nie martw się o nią. Jas jest całkowicie bezpieczna.
— Tak, tak. Wiem. Do widzenia Kath.
— Do widzenia.
Katherine odłożyła telefon i podeszła do stołu, przy którym siedziała jej córka.
— Nie wiesz co się dzieje z Jas? Powinna zadzwonić do ojca i go trochę uspokoić.
— Masz rację. I wiesz co? Pójdę i jej poszukam — powiedziała Elizabeth, zrywając się z miejsca.
— A co z naszą rozmową? — zawołała za nią kobieta.
Lisa stanęła w drzwiach i spojrzała na matkę. Zrozumiała, że powinna posłuchać Lily i jeszcze poczekać. Czasem kłamstwo bywało lepsze od prawdy. A co, jeśli wyjdzie na jaw? Strażniczki i tak się dowiedzą, ale jeszcze nie teraz. Jasmine przecież była jej przyjaciółką i mimo wszystko nadal nią pozostanie. Powinna jej pomóc. Teraz tylko musiała coś wymyślić. Coś przekonywującego. Coś o czym jej mama nie chciałaby rozmawiać.
— Właściwie — zaczęła Lis, z powrotem zamykając za sobą drzwi — to chciałam porozmawiać o moim ojcu.
Z twarzy Katherine odpłynęła krew. Kobieta podtrzymując się drżącą ręką stołu powoli usiadła na krześle.
Elizabeth poczuła wyrzuty sumienia, że poruszyła ten temat. Jej mama opowiedziała całą historię związaną z Peterem tylko raz i nigdy nie chciała do niej wracać. Lis zresztą nie nalegała.
— Chciałam z tobą, o nim porozmawiać, ale już nie chcę.
Dziewczyna odwróciła się i otworzyła drzwi.
— Przepraszam mamo — powiedziała jeszcze za nim wyszła z pokoju.
***
W lesie robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Zmęczenie dawało się Jas we znaki. Niedługo będzie trzeba się zatrzymać. Ale gdzie?
Jasmine wyjęła mapę i przysunęła ją bliżej twarzy. Musiała wytężyć wzrok, by dostrzec to, co na niej narysowała.
— Może ja zerknę? — zaproponował Evan. — Mam lepszy wzrok i rozeznanie w tym lesie.
— To, że jesteś wilkołakiem wcale nie znaczy, że się na wszystkim lepiej znasz — powiedziała Jas, obrzucając chłopaka poirytowanym spojrzeniem.
— Dalej mi nie ufasz, prawda?
— A dziwisz się? Znamy się, zaledwie jeden dzień. Nie wiem jak ty, ale ja nie obdarzam ludzi zaufaniem ot tak.
— No cóż… teraz gramy w jednej drużynie, więc odrobina zaufania się przyda. Mnie też zależy, żeby oni nie dostali zakazanych jabłek. Mamy wspólny interes. Kiedy to do ciebie dotrze?! — zdenerwował się Evan.
Jasmine przez chwilę patrzyła na niego z otwartymi ustami. Jego oczy lśniły dziko, głos stał się niższy i groźniejszy, a dłonie zacisnęły się w pięści. To był prawdziwy wilkołak.
Strażniczka w milczeniu podała mapę chłopakowi, a ten uważnie ją przestudiował.
— Tędy — mruknął, kierując się na wschód. — Za jeziorem jest mała polanka. Tam rozbijemy namiot.

— Za jakim jeziorem? 


          Za wszelkie niedociągnięcia techniczne przepraszam, ale blogger chyba się na mnie obraził i nie chce współpracować. 
          EDTI: Spróbowałam poprawić wygląd tekstu. Mam nadzieję, że teraz wygląda on lepiej. 



5 komentarzy:

  1. Przybywam z oceny-opowiadan.blogspot.com
    Szukałam jakiegoś kontaktu z Tobą (maila chociażby), ale że nic takiego na stronie nie znalazłam, napiszę co mam napisać w komentarzu.
    Przeniosłaś się ostatnio do kolejki Honnete i cały mam w pamięci, że to nie jest Twoje pierwsze przeniesienie. tym bardziej głupio bym się czuła, gdybym po raz kolejny miała Cię poinformować o odejściu oceniającej (Honnete jeszcze nie odeszła, ale nie odzywa się do nas i nie udziela na ocenialni, więc fakt, że nie przejdzie stażu jest raczej oczywisty. Szczególnie, że staż kończy w poniedziałek). Dlatego skontaktowałam się z pozostałymi oceniającymi, żeby nie wrzucać Cię do Wolnej, a od razu przedstawić jakąś alternatywę.
    Trochę śmieszna sytuacja, bo, jeśli się zgodzisz oczywiście, znów trafisz do kolejki Leaeny, oceniającej, do której zgłosiłaś się na samym początku (ostatnio postanowiła do nas wrócić). Rozmawiałam z Leaeną i powiedziała, że chętnie weźmie Cie pod swoje skrzydła. Co Ty na to?
    Wybacz za tak długi i mało merytoryczny komentarz, ale nie chciałam wysłać Ci suchego pytania o przeniesienie, bo wciąż mi głupio, że musisz tak wędrować z kolejki do kolejki. Mam nadzieję, że nadal pragniesz oceny i obiecuję Ci, że to już ostatni raz.
    Liczę na szybką odpowiedź na oceny-opowiadan.

    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
  2. WITAM :D nominowałam cię to libster award ;) po szczegóły serdecznie zapraszam na mojego bloga xx http://minjamia.blogspot.com/



    świetny rozdział ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetny rozdział. Dobrze, że Lis nic nie powiedziała mamie. Ciekawa jestem co z Evanem i Jas. Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy rozdział. Masz świetne pomysły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział ciekawy, naprawdę ciekawy :D masz świetne pomysły ;D Bardzo dobry wybór imion postaci :D
    W między czasie zapraszam też do mnie, rusza piąty sezon a odcinki w każdy piątek! :D
    nowe-zycie-niny.blogspot.com
    ask.fm/anotherinna

    OdpowiedzUsuń