Evan
spojrzał na strażniczkę sponad mapy i powiedział:
—
Jeszcze zostały nam jakieś dwa dni drogi.
Jasmine
rozejrzała się dookoła. Wszędzie rosły drzewa, krzaki i inna
zielona roślinność. Wzięła od Evana mapę i schowała ją.
—
Ciekawe, kiedy strażniczki do nas dołączą. Oby się nie spóźniły.
—
Nie spóźnią się — odparła Jasmine. — Nie mogą się spóźnić.
Wilkołak
przyjrzał się dziewczynie. Była blada, miała podkrążone oczy i
chyba schudła. Zmęczenie odbijało się nawet w jej niebieskich
oczach.
—
Wszystko będzie dobrze — pocieszył ją i wskazał drogę, którą
powinni się kierować.
Szli
pewnie pół godziny w całkowitym milczeniu, kiedy to Jasmine
postanowiła zacząć temat, który ją jednocześnie niepokoił jak
i ciekawił.
— Dzisiaj
w nocy będzie pełnia. Co się, wtedy dzieje z wilkołakami?
Evan,
słysząc to pytanie, spiął się, zacisnął dłonie na ramiączkach
plecaka, ale postanowił i odpowiedzieć. Jasmine powinna wiedzieć.
— Zwykle
zmieniamy się w wilki, kiedy tylko chcemy. Podczas pełni musimy się
zmienić. No wiesz... nie mamy wyboru.
— To
znaczy, że dzisiaj w nocy zmienisz się w wilka?
Głos
strażniczki był zaskakująco spokojny i chłopak nie wiedział czy
ta myśl ją przeraża, czy nie. Jego przerażała. Nie znosił
przybierać postaci wilka, ale nie to było dla niego najgorsze
podczas pełni.
— To
nie wszystko, Jasmine. Zwykle, kiedy nie jesteśmy ludźmi wciąż
myślimy jak ludzie. Trochę inaczej to wygląda podczas pełni.
— To
znaczy?
— Kierują
nami zwierzęce instynkty, budzi się bestia. Robimy się agresywni i
spragnieni... krwi, mięsa.
Jasmine
zadrżała, a Evan usłyszał jej przyspieszone bicie serca i szybszy
oddech. Podejrzewał, że głównym powodem tego nie był marsz, ale
to co usłyszała dziewczyna.
— To
znaczy, że... nie będziesz sobą? Co będziesz chciał zabić? Co
ze mną? Będziesz chciał kogoś zabić? Możesz, wtedy zabić...
mnie?
Strażniczka
zasypywała Evana pytaniami. Chłopak czuł, że jeszcze chwila, a
wpadnie w histerie. Musiał ją jakoś uspokoić, dlatego zbliżył
się do niej i powiedział:
— Zatrzymajmy
się na chwilę.
— Przed
nami jeszcze długa droga. Nie mamy czasu — mówiła Jasmine,
starając się nie patrzeć w jego stronę.
— Tylko
chwilę.
Kiedy
dziewczyna stanęła, Evan położył dłonie na jej ramionach. Była
spięta i patrzyła w jakiś punkt poza wilkołakiem.
— Wieczorem
po rozbiciu namiotu, spędzę noc w lesie. Sam. Z daleka od ciebie.
Nic ci się nie stanie.
— Wiem,
że nie chcesz mnie skrzywdzić, ale wtedy nie będziesz sobą i...
— Ucieknę
jak najdalej będę mógł. Zaszyję się gdzieś i postaram się to
wszystko przeczekać.
—
A co, jeśli natkniesz się na strażniczki albo na inne wilkołaki?
—
Strażniczki są daleko za nami, a z innymi wilkołakami sobie
poradzę.
—
A co, jeśli inne wilkołaki mnie znajdą?
—
Jesteśmy daleko. Tu żadne obce wilkołaki się nie zapuszczają, a
te z mojego obozu też są jeszcze za daleko.
—
Nie podoba mi się to wszystko — powiedziała Jasmine, zdejmując
ręce Evana. Wyminęła go i stanęła plecami do niego.
—
Nic na to nie poradzę. To nie moja wina, to kim jestem —
zdenerwował się wilkołak.
—
Wiem — wyszeptała dziewczyna. — Chodźmy już.
—
Dobrze. Tamtędy.
***
—
To tutaj — powiedziała Ginevra.
Oczom
strażniczek ukazało się duże jezioro, otoczone gęstą
roślinnością, przez którą bardzo trudno byłoby się przedrzeć.
Wokół panowała grobowa cisza. Nie zakłócało jej żadne zwierze
ani nawet podmuch wiatru.
—
Nie podoba mi się to miejsce — powiedziała Tullia.
—
Wcale nie musi ci się podobać — odparła Kelly, a później
zwróciła się do Ginevry. — To gdzie te przejście?
—
Chodźcie za mną.
Strażniczki
ruszyły za najstarszą z obrończyń Drzewa. Zbliżały się do
części lasu, która porośnięta była kolczastą roślinnością.
—
Mamy tamtędy przejść? — zapytała Elisabeth, patrząc na
Ginevrę, jakby ta właśnie oszalała.
—
Więcej wiary. Nie wierzysz w magię? — zaśmiała się Ena.
Kiedy
wszystkie stały przed kolczastym murem, babcia Lilian wyszeptała
jedno słowo:
—
Aperi.
Gałęzie
rośliny rozsunęły się, pokazując niedużą przestrzeń pokrytą
piachem.
—
Wygląda to na ruchome piaski — odezwała się Hilde, odrywając
dłoń od zabandażowanej ręki.
—
Bo to są ruchome piaski, ale nie, nie znowu takie zwykłe. To nasze
przejście. Wystarczy wejść i poczekać aż nas pochłonął. Tak
znajdziemy się pod ziemią. Tunel, który tam znajdziemy, zaprowadzi
nas w okolice Drzewa.
—
Jesteś pewna? Ktoś korzystał już z tego przejścia? — zapytała
Kelly.
—
Myślisz, że wysłałabym nas na śmierć? To przejście tylko dla
strażniczek. Zostało stworzone po to byśmy mogły szybciej znaleźć
się przy Drzewie, by je ochronić.
—
W porządku. Tylko się upewniałam — powiedziała Kelly,
wzruszając ramionami.
Strażniczki
spojrzały po sobie i powoli zaczęły zanurzać się w piachu.
Lilian czuła jak serce tłucze jej się w piersi. Była
unieruchomiona. Nie mogła poruszyć nogą. Rozejrzała się
zaniepokojona. Kelly wyglądała na spokojną, Tullia miała
zamknięte oczy, Nora zapadła się już po pierś, Ena rozglądała
się z zaciekawieniem, a Elisabeth patrzyła prosto na Lilian.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado do przyjaciółki i w tej samej
chwili poczuła jak ciężar piachu przygniata jej pierś. Ogarnęła
ją panika.
Boże,
nie mogę oddychać. Babcia się pomyliła. To nie może być
przejście. Umrzemy.
Lilian
spróbowała poruszyć rękami, ale i je obezwładnił piach. Chciała
krzyknąć, ale brakowało jej tchu. Usłyszała czyjś pisk, przed
oczami zrobiło jej się ciemno. Straciła przytomność.
***
—
Zatrzymajmy się tutaj — powiedział Evan. — Zostały nam jakieś
trzy godziny do zmierzchu.
Jasmine
zgodziła się i zaczęła wyjmować części namiotu. Z pomocą
Evana rozłożenie go poszło błyskawicznie. Później razem zebrali
drewno, rozpalili ognisko i przygotowali posiłek.
—
Powinienem się zbierać — odezwał się wilkołak, odstawiając
pustą miseczkę na bok. — Zgaś niedługo ognisko, zasuń namiot i
prześpij się trochę. Wrócę najszybciej, kiedy tylko będę mógł.
Jasmine
patrzyła jak chłopak wstaje i nawet na nią nie patrząc, kieruje
się w stronę drzew.
—
Poczekaj! — krzyknęła strażniczka, zrywając się na równe
nogi.
Wilkołak
zatrzymał się, ale nie odwrócił. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy
Jasmine do niego podbiegła.
—
O co chodzi?
Nie
chce, żeby ci się coś stało. Nie chce, żebyś podczas pełni
zrobił coś, czego później będziesz żałował. Uważaj na
siebie. Martwię się o ciebie, bo jesteś sympatycznym chłopakiem,
który próbuje mi pomóc przetrwać w tym okropnym lesie. I wcale
nie uważam, że jesteś potworem. Wróć do mnie szybko. — Tyle
chciała mu powiedzieć, a przez gardło przeszło jej tylko głupie
pytanie:
—
A co, jeśli nie będziesz mógł odnaleźć tego miejsca?
—
Mam niezły węch i słuch — uśmiechnął się Evan. — Znajdę
cię nawet z zamkniętymi oczami.
—
No tak. — Pokiwała głową strażniczka i nagle znalazła się w
ramionach chłopaka.
Evan
przytulił ją delikatnie. Pięknie pachniała. Kwiatami, co było
dziwne, bo nie zauważył, by używała perfum. Wilkołak czuł nie
tylko jej zapach. Słyszał bicie jej serca. Wydawało mu się, że
odrobinę przyspieszyło. Chciałby jej nie wypuszczać, ale musiał
iść. Tej nocy stanowił zagrożenie dla każdej żywej istoty.
Jeszcze
tylko chwilę — postanowił. —
Jeszcze chwila i odejdę.
Jasmine
poczuła ciepły oddech chłopaka na swojej szyi i usłyszała:
—
Uważaj na siebie.
Nagle
ręce Evana zniknęły, a strażniczka patrzyła jak wilkołak znika
wśród drzew.
Jasmine
zgasiła ognisko i zamknęła się w namiocie. Spróbowała zasnąć,
ale nie mogła. Mimo tego, że szczelnie otuliła się kocem, było
jej zimno. Dziwnie się czuła, kiedy nie słyszała tuż obok
spokojnego oddechu Evana. Może to było głupie, ale już zdążyła
za nim zatęsknić. Chyba za bardzo się przyzwyczaiła do jego
obecności i teraz czuła się samotna w tym wielkim lesie. Zamknęła
oczy i spróbowała liczyć owce. Podobno to pomaga.
Jeden baran, drugi baran, trzeci baran, czwarty baran, piąty... dwudziesty
wilk.
Jasmine
podniosła się raptownie, próbując zaczerpnąć więcej powietrza.
Rozejrzała się zdenerwowana po namiocie. Zasnęła i miała sen.
Nie sen, wizje. Widziała Evana jako wilkołaka. Walczył z innym i
został ciężko ranny. Strażniczka odrzuciła koc na bok i założyła
bluzę. Nie wiedziała, czy to, co się jej przyśniło miało
miejsce niedawno, czy nie. Ale musiała znaleźć Evana, upewnić
się, że nic mu nie jest. Kiedy założyła buty, zaczęła grzebać
w plecaku w poszukiwaniu latarki. Ledwo ją znalazła, a już stała
na dworze.
Księżyc
z całą pewnością był w pełni, a jego blask przebijał się
przez korony drzew. W oddali pobrzmiewało pohukiwanie sów.
Jasmine
włączyła latarkę i starała przypomnieć sobie, w którą stronę
poszedł Evan. Po chwili wahania postanowiła iść w stronę akacji.
Wydawało jej się, że to dobra droga. Mijała kolejne drzewa i
krzewy. Brnęła, przez sięgające kolan paprocie, coraz bardziej
oddalając się od namiotu. Nie wiedziała czy idzie w dobrą stronę,
nie wiedziała, czy nie zabłądziła. Zaczynała nawet wątpić, że
wydarzenia ze snu miały miejsce tej nocy. Pohukiwanie sów powoli
stawało się cichsze. Jasmine słyszała głośne bicie własnego
serca. Zaczęła żałować, że opuściła namiot. Ale z drugiej
strony przecież chodziło o Evana.
W
tym samym czasie, kiedy strażniczka błąkała się po lesie,
wilkołak właśnie kończył swój posiłek. Trącił nosem to, co
zostało z sarny i odszedł. Głód zelżał. Bestia odrobinę się
uspokoiła, ale teraz nabrała ochoty na zabawę. A najlepszą zabawą
było polowanie. Dla wilkołaka nie było nic przyjemniejszego niż
pogoń za ofiarą, słuchanie przerażonego bicia serca, krzyk albo w
ostateczności jakiś zwierzęcy odgłos, który wydawała, kiedy
oprawca rozszarpywał jej gardło. Wilkołak właśnie poczuł zapach
kolejnego nieszczęśnika i zaczął biec. Jeśli jego nos nie
kłamał, a raczej tego nie robił, to właśnie złapał trop rysia.
Właściwe bestia liczyła na coś większego, ale wybredność nie
leżała w jej naturze.
Evan
szybko pokonywał drogę, jaka dzieliła go od celu. Zręcznie
przeskakiwał przez krzaki czy pnie wywróconych drzew. Nagle
zatrzymał się, zgubił trop. Wiatr zmienił kierunek. Do nozdrzy
wilkołaka dotarła słodka woń kwiatów zmieszana z ziemią, liśćmi
i ludzka krwią. Wilk zawył z radości. Czas zacząć prawdziwą
zabawę.
Jasmine
nie miała pojęcia, ile czasu kręciła się po lesie. Wiedziała za
to, że jest zmęczoną i zupełnie głupią dziewczyną, która
myślała, że zrobi coś dobrego i ruszy na ratunek wilkołakowi.
Teraz była pewna, że go nie znajdzie, a wydarzenia ze snu z
pewnością należą do dalekiej przeszłości.
Kiedy
już miała się zwyczajnie podać, usiąść i czekać nie wiadomo
na co, usłyszała znajome pohukiwanie sów. Kierowana resztką
nadziei, poszła w stronę, z której ono dochodziło. Snop światła
z latarki oświetlił drzewo, które przypominało akację. Drzewo,
które Jasmine już widziała i to całkiem niedawno. Udało jej się
znaleźć drogę powrotną do namiotu. Chwiejnym krokiem, wykończona
wędrówką po lesie i nieprzespaną nocą, ruszyła w stronę
akacji. Właśnie, wtedy go usłyszała.
Sowy
zostały zagłuszone wyciem wilka. Było ono głośne i z pewnością
dochodziło gdzieś z okolicy. Jasmine przełknęła głośno ślinę
i poczuła jak dreszcz przenika jej ciało. To był koszmar, w którym
dziewczyna stara się biec, uciec przed niebezpieczeństwem, ale nie
może. Nogi Jasmine protestowały. Jej serce, za to podwoiło swoje
wysiłki, pompując więcej tlenu. Adrenalina też zadziałała.
Dziewczyna skupiła się na dotarciu do namiotu. Ale była za wolna.
Z
tyłu usłyszała trzask łamanej gałęzi, szelest liści i sapanie
zwierzęcia. Strażniczka oparła się o pień drzewa akacji. Udało
się do niej dotrzeć, ale to było za mało. Jasmine powoli
odwróciła się w stronę wilkołaka. Poznała go od razu. Śnił
jej się tej nocy. Myślała, że jest ranny i potrzebuje pomocy, ale
się myliła. Był całkowicie zdrowy, a jego brązowe oczy lśniły
od żądzy mordu.
—
Evan — wydusiła przez ściśnięte gardło. — To ja, Jasmine.
Pamiętasz mnie?
W
odpowiedzi usłyszała tylko groźne warknięcie, które chyba można
było uznać za „nie”.
—
Wędrowaliśmy razem przez ostatnie... właściwie to straciłam
rachubę, ale chcesz mi pomóc dotrzeć do Drzewa. Wiem, że nie
chcesz mnie skrzywdzić. Strasznie głupio postąpiłam, idąc do
lasu, ale miałam wizję. Myślałam, że potrzebujesz pomocy.
Wilkołak
zrobił krok do przodu i odsłonił zęby. Jasmine odsunęła się od
drzewa i zaczęła iść tyłem. Gdzieś tam był namiot.
—
Evan. Evan! Posłuchaj mnie. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nie
byłam za bardzo miła, ale... Pomagałeś mi. Dzięki tobie nie
zgubiłam się w lesie, pomogłeś mi przejść przez jezioro.
Zbieraliśmy razem drewno, rozkładaliśmy namiot, przyrządzaliśmy
posiłki.
Ostatnie dwa słowa sprawiły, że wilkołak zrobił kolejny krok do
przodu. Dziewczyna była przerażona. Widział to w jej oczach,
słyszał to w jej głosie, biciu serca, oddechu. Czuł to nawet w
jej zapachu. Ciekawe jak będzie krzyczeć.
—
Musisz sobie przypomnieć. Evan! Wiem, że gdzieś tam jesteś. Wiem,
że nie chcesz mnie skrzywdzić. Pamiętasz jak się dzisiaj
rozstaliśmy? Jak mnie przytuliłeś? Jak prosiłeś, żebym uważała
na siebie? Nie zrobiłbyś tego, gdybyś chciał mnie skrzywdzić.
Wiem, że dasz radę i zwalczysz w sobie bestię. Jesteś
człowiekiem, Evan! Jesteś dobrym człowiekiem! Ja...
Jasmine
nie dokończyła, bo wilkołak podbiegł i skoczył, przewracając ją
na ziemię. Siła uderzenia sprawiła, że z płuc strażniczki uszło
prawie całe powietrze. Silne łapy wilka przygniatały ją do
podłoża, więc nie mogła wstać ani wziąć odpowiednio dużego
oddechu, który dostarczyłby organizmowi potrzebnego tlenu.
Do
uszu dziewczyny dobiegło warknięcie. Spojrzała w oczy wilka i
wiedziała, że umrze. To był jej koniec. Zabiła ją jej własna
lekkomyślność.
—
To nie twoja wina. Ty jesteś dobry. Wybaczam ci. Dziękuję za
wszystko.
Evan
nie wiedział, co dokładnie sprawiło, że w kawałku mięsa
dostrzegł dziewczynę, której nie chciał skrzywdzić. Nagle
przypomniał sobie wszystko. To jak wracała do domu przed burzą,
obrzęd, w którym została uznana za strażniczkę, ich rozmowę w
lesie, jej strach przed wodą, to jak rzuciła mu kanapkę z szynką.
Jego wspomnienia powoli zaczynały przybierać inny obrót. Widział
jej uśmiech, niebieskie oczy, rozwiane na wietrze włosy, jej smukłą
szyję, jasną skórę, zarumienione policzki, klatkę piersiową
unoszącą się raz po raz, kiedy spokojnie oddychała podczas snu.
Przypomniał sobie jak wymawiała jego imię, jak biała sukienka
przylgnęła do jej ciała, kiedy wyszli z jeziora, jak ciepła była
w jego ramionach, jak pachniała kwiatami.
Bestia
uśmiechnęła się. Już nie była głodna, a w każdym razie, nie
chciała mięsa ani krwi. Polowanie też już się jej znudziło.
Teraz czas na inną zabawę.
Jasmine
ze zdziwieniem zorientowała się, że może oddychać, że żyje.
Otworzyła oczy i nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
Nad
nią stał pół wilkołak – pół człowiek o posturze człowieka,
ale chyba miał szersze barki i kilka dodatkowych centymetrów
wzrostu niż „zwykły” Evan. Jakby tego było mało, miał
dłuższe włosy, brodę i owłosione ręce. Nie był już wilkiem.
Nie był też normalnym człowiekiem. Był Evanem, ale i nie był
nim. Tak naprawdę tylko jego kolor oczu, utwierdzał Jasmine w
przekonaniu, kim jest istota, z którą ma do czynienia. Tylko że te
oczy patrzyły na nią w niepokojący, dziki sposób.
—
Evan?
Wilkołak
nie odpowiedział. Za to z niezwykłą zręcznością podniósł
dziewczynę i pobiegł z nią w stronę namiotu. Tam bezceremonialnie
rzucił ją na koce, przez co krzyknęła zaskoczona. Evan pochylił
się nad nią i zaatakował jej usta. Rozchylił wargi strażniczki w
brutalnym pocałunku, nie dając jej możliwości odsunięcia się od
niego. Jedną dłonią przytrzymywał jej brodę, a drugą odsuwał
zamek bluzy.
Jasmine,
która przez chwile nie miała pojęcia co się dzieje, w końcu
zrozumiała do czego dąży wilkołak. Odepchnęła jego dłoń i
przerwała pocałunek, odwracając głowę na bok. Wtedy poczuła
jego brodę na swojej szyi. Całował ją, kiedy jedna z jego rąk,
podciągała koszulkę dziewczyny do góry.
—
Co ty wyprawiasz?! Przestań! Przestań natychmiast! — krzyczała
strażniczka i biła go wszędzie tam, gdzie tylko mogła dosięgnąć.
Z
gardła wilkołaka wydobył się głośny warkot i obie ręce Jasmine
znalazły się nad jej głową, unieruchomione przez jedną dłoń
Evana, a wszelkie protesty zostały stłumione przez jego usta.
Kiedy
już zaczynało brakować strażniczce tchu, wilkołak przerwał
pocałunek.
—
Zostaw mnie. Błagam cię, Evan. Puść mnie — mówiła Jasmine,
czując jak łzy spływają jej po policzkach.
W
wyglądzie wilkołaka znów coś się zmieniło. Spojrzał na
strażniczkę, tak jakby ją właśnie rozpoznał i przeraził się
tym, co chciał jej zrobić.
—
Jasmine — powiedział niskim głosem.
—
Evan, proszę.
Wilkołak
uwolnił ręce dziewczyny, odsunął się od niej i wydostał się
szybko z namiotu.
Jasmine
otarła łzy i odetchnęła głęboko, starając się uspokoić. W
końcu na czworaka podeszła do wyjścia namiotu, unosiła materiał
i zobaczyła, że nadszedł świt.
Świetny rozdział! Podoba mi się jak przechodziłaś z jednej akcji do drugiej, napięcie w tym rozdziale było namacalne i mi samej serce przyśpieszyło przy czytaniu :) Teraz będe z niecierpliwością czekać na kolejny. Naprawdę bardzo mi się podobał ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
http://redloria.blogspot.com/
Świetnie piszesz. Wchodziłam już na takie blogi gdzie autorzy pisali historie, ale w większości były nudne, ten jest całkiem inny!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na: issa-bela.blogspot.com <------ u mnie również konkurs na post promujący - Zapraszam