niedziela, 24 lutego 2013

7. Przygotowania na bal


Po lekcjach Lily, Meggan, Jasmine i Elizabeth pojechały po sukienki. Dwie godziny chodzenia po sklepach dały o sobie znać.
― Nie dam rady ― wyjęczała Meg.
― Ja też  ― zgodziła się z nią Jas, siadając na pobliskiej ławce. ― Nie zrobię już ani jednego kroku.
― Jeszcze tylko dwa sklepy ― pocieszyła Elizabeth.― Mamy już buty i sukienkę dla ciebie Meggan i sukienkę dla Lily.
― Tak, tak ― przytknęła Jas, ale mało entuzjastycznie. ― Zostały nam przecież do kupienia tylko dwie sukienki i trzy pary butów.
― Dwie pary ― poprawiła Lily. ― Ja mam w domu buty, które  będą pasować do mojej sukienki.
― To dobrze ― odetchnęła z ulgą Meg.
― Tam na pewno coś znajdziemy ― upierała się Lisa, wskazując duży sklep, do którego miały wejść.
Po kwadransie buszowania między ubraniami dziewczyny usłyszały krzyk rudowłosej.
― Mam! I to dwie!                                                                                                         
― Masz kupić jedną ― przypomniała Lily.
― Ta jest dla Jas ― powiedziała, wciskając Jasmine czerwoną sukienkę i popychając przyjaciółkę w kierunku przymierzalni.
Kiedy tylko czarnowłosa przebrała się i pokazała dziewczynom, wszystkie zgodnie stwierdziły, że powinna ją kupić.
― Nie myślcie, że jest trochę… no nie wiem… odważna?
― Absolutnie nie. Jest świetna ― powiedziała Lisa, patrząc na przyjaciółkę.
Sukienka w którą założyła Jasmine była długa, satynowa i krwiście czerwona, zawiązywana na szyje z odkrytymi plecami. Doskonale kontrastowała z jej czarnymi włosami i jasną karnacją. Pomyśl tylko ― zaczęła Elizabeth. ― Jaką minę będzie miał Jack, gdy zobaczy cie w tym stroju?
Jasmine nie odpowiedziała, więc rudowłosa zrobiła to za nią.
― Padnie ci do stóp! Zemdleje z wrażenia! Będzie…
― Przesadzasz ― stwierdziła Jas.
― Jak chcesz ― wzruszyła ramionami Lisa i skierowała się do przymierzalni.
― Mamy szukać dalej? ― spytała Meggan z miną cierpiętnicy.
― Nie! ― krzyknęła czarnowłosa, przerażona na samą myśl o dalszych poszukiwaniach. ― Kupię ją.
― Dobra decyzja ― usłyszały głos Elizabeth.
Po chwili dziewczyna wyszła w zielonej sukience z jedwabiu, lekko spływającej aż do ziemi. Była ona bez ramiączek, więc odsłaniała ramiona i dekolt. Kolor idealnie pasował do oczu dziewczyny i pięknie komponował się z jej rudymi włosami.
― Jak wyglądam?― spytała.
― Teraz wszystkie mamy suknie na bal ―powiedziała Lily.
― Tak myślisz?― zastanawiała się, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
― Jak najbardziej ― przytaknęła Jas.
Dziewczyny odwiedziły jeszcze jeden sklep z obuwiem. Tam na szczęście zarówno Elizabeth, jak i Jas znalazły buty dla siebie.
― Nareszcie ― ucieszyła się Meggan, gdy wsiadały do samochodu.
***
 Jasmine obudził telefon. Dziewczyna zerwała się z kanapy i prawie potykając się o stolik poszła do aparatu.
― Halo – odezwała się, próbując powstrzymać ziewanie.
― Jas?
― Tak. Kto mówi?
― To ja Lisa ― usłyszała i dopiero, wtedy rozpoznała głos przyjaciółki.
― Dzwonisz na stacjonarny?― zdziwiła się.
― Komórki nie odbierasz ― wytknęła jej Elizabeth.
― Aaa… no tak. Rozładowała mi się rano.
― Wpadnę do ciebie za godzinę ― powiadomiła rudowłosa.
― Ale po co? Spotkamy się dzisiaj na balu.
― A kto cię uczesze i umaluje?― zapytała.
― Poradzę sobie ― zapewniła ją Jasmine.
― Taa… jasne. Będę za godzinę – powiedziała i się rozłączyła, zanim Jas mogła zaprotestować. 
Czarnowłosa westchnęła zrezygnowana. Jej wzrok powędrował w kierunku zegarka. Dochodziła 16.00. No nieźle. Spała trzy godziny.
― Obiad ― przypomniała sobie nagle.
Jej tata miał wrócić za pół godziny, a ona jeszcze nic nie zrobiła. Dobrze, chociaż, że rano wyjęła kotlety z zamrażarki. Teraz wystarczy obrać ziemniaki, ugotować i zrobić jakąś dobrą surówkę. Kiedy Jasmine była właśnie w trakcie krojenia kapusty pekińskiej, usłyszała zgrzyt klucza. Cześć kochanie! ― krzyknął tata, zamykając drzwi frontowe. ― Jesteś Jas?
― Tak, tak! W kuchni! ― odkrzyknęła.
― Jak ci minął dzień? ― spytał ojciec, wchodząc do kuchni.
― Część go przespałam ― zaśmiała się. ― Ziemniaki dochodzą, surówkę kończę, kotlety zaraz podgrzeję.
― Dobrze, dobrze ― zgodził się William, przyglądając się z uśmiechem córce.
― Co? ― zapytała zmieszana.
― Nic. Zastanawiam się tylko, kiedy zdążyłaś tak wyrosnąć.
― No wiesz… Minęło trochę czasu.
― Kurczę. Niedługo idziesz na studia. Zanim się obejrzę będę cię prowadził do ołtarza.
― Tato…
― Tylko Jas nie spiesz się z …
― Tato ― przerwała mu.
― Ok. Po prostu tyle się zmieniło i zmieni ― wzruszył ramionami.
― Wiesz co chyba muszę szybciej podać ci obiad, bo z głodu zaczynasz świrować. ― zażartował Jas, ale w duszy pomyślała, że ojciec ma rację.
Kiedy tylko skończyli jeść obiad, zadzwonił dzwonek do drzwi.
― To pewnie Lisa ― powiedziała.
― To idź otwórz. Ja pozmywam ― zdecydował William. ― Przynajmniej tak się odwdzięczę za pyszny obiad.
Jasmine z uśmiechem podeszła do drzwi. Tak jak myślała, stała w nich Elizabeth.
― Cześć. Jestem i nie waż się mnie wyganiać ― powiedziała, przeciskając się obok Jas. ― No co tak patrzysz? Idziemy na górę. Czas zrobić z ciebie królową piękności.
― Miło mi cię widzieć Lis ― mruknęła czarnowłosa.
― Lisa ― zaśmiał się Will.
― Pan Mystery. Dzień dobry ― przywitała się Elizabeth.
― Czyżbyś próbowała wcisnąć moją córkę w sukienkę, zrobić coś z jej włosami i twarzą?― spytał mężczyzna, kryjąc uśmiech.
― Dokładnie tak ― przytaknęła.
― W takim razie… powodzenia ― uśmiechnął się pan Mystery i wrócił do kuchni. Jas usłyszała szum wody i domyśliła się, że ojciec wziął się za zmywanie.
― Idziesz sama, czy mam cię zaciągnąć? ― postraszyła Lisa.
― Idę, idę.
― Nie rób takiej miny. Jak z tobą skończę, to Jack padnie na twój widok.
― Tak i zemdleje z zachwytu ― zadrwiła Jas.
            Elizabeth nie dała się zniechęcić i nie odpuściła Jasmine, dopóki nie zrobiła jej idealnego makijażu i fryzury.
 ― Pięknie ― stwierdziła Lisa, przyglądając się Jas ubranej w czerwona suknię.
 Kruczoczarne włosy upięte były w klasyczny kok, a na twarzy miała lekki makijaż.
― Kto, by pomyślał, że wystarczy kredka, tusz i błyszczyk żebyś wyglądała jak bóstwo.
― Wiesz co Lis? Chyba naprawdę powinnaś otworzyć salon fryzjerski – powiedziała Jas.
― Kto wie? Może w przyszłości?― zaśmiała się Elizabeth. ― No, ale ja już lecę. Musze się jeszcze przygotować.
― Zdążysz? ― zaniepokoiła się Jas.
― Dam radę. Nie martw się.
― Ok. Dzięki za wszystko i do zobaczenia na balu ― powiedziała czarnowłosa, całując przyjaciółkę w policzek.
Punktualnie o 19.00 do drzwi zapukał Jack. Otworzył ojciec Jas, uważnie przyglądając się elegancko ubranemu chłopakowi.
― Ty musisz być Jack?
― Tak, proszę pana. Mam zabrać Jasmine na bal.
― Proszę wejdź. Jas zaraz zejdzie. 
Jack wszedł do salonu i usiadł na wskazanym fotelu. Był lekko zdenerwowany, a poważne spojrzenie pana Mystery wcale mu nie pomagało. Na szczęście Jas nie kazała mu długo czekać.
Gdy tylko dziewczyna pokazała się na schodach chłopak wstał i prawie natychmiast opadł z powrotem na siedzenie fotela. Jasmine była bardzo ładna dziewczyną. Na urodzinach wyglądała pięknie, ale teraz… Jack szukał w głowie słów jakimi mógłby ją opisać. Śliczna? Wspaniała? Cudowna? Oszałamiająca? Ona, po prostu zwaliła go z nóg.
― Cześć Jack ― przywitała się posyłając mu nieśmiały uśmiech.
― Cześć – wykrztusił, wstając.
― Coś nie tak? ― spytała zmartwiona.
― Nie, skąd ― zaprzeczył. ― Po prostu wyglądasz… niesamowicie.
― Dzięki ― zarumieniła się i zerknęła na ojca.
― Chłopak ma rację. Chyba powinienem zrobić ci zdjęcie. Kto wie, kiedy zobaczę cię jeszcze w sukience.
― Życie jest nieprzewidywalne ― zaśmiała się Jas.
― No dobrze. Idźcie już i bawcie się dobrze.

1 komentarz: